Rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw. Pierwsze dwa mecze zostaną rozegrane w Jastrzębiu, następne dwa w Tychach. Ewentualne kolejne - na przemian w Jastrzębiu, Tychach i ponownie w Jastrzębiu. Maciej Gaweł: Jest pan zadowolony z poziomu play offów w tym sezonie? Mariusz Czerkawski: Absolutnie tak. Uważam, że walka stoi na wysokim poziomie, podobnie jak w grudniowym finale Pucharu Polski. Nie ma się do czego przyczepić. Nie widzę mankamentów w zaangażowaniu zawodników, w ich determinacji, waleczności. Każdy daje z siebie wszystko. - Co dla pana jest największą niespodzianką? Podhale Nowy Targ walczące o medale, Cracovia poza czwórką, czy to, że Sanok nie obroni tytułu? Dużo tych niespodzianek się zrobiło... - Tak, są trzy rzeczy do dyskusji, teraz pytanie jak je poddać pod głosowanie. Zależy kto skąd się wywodzi i komu kibicuje. Ja oczywiście kibicuję Tychom, ale gdybym miał być postronnym człowiekiem i nie kierować się uczuciami, to rzeczywiście wydawało się, że Sanok będzie tą drużyną, która sięgnie po złoty medal. Teraz stawiam na Tychy. Ale na pewno Nowy Targ jest takim miłym zaskoczeniem. Marek Ziętara (trener Podhala - przyp. red.) swoim charakterem i sercem pokazał, że da się prowadzić zespół, któremu nikt nie dawał szans na początku sezonu. Opole jest pozytywnym zaskoczeniem. No i Sosnowiec, który wygrał finał I ligi z Toruniem i wraca do grona najlepszych drużyn w Polsce. Zobaczymy z jakim skutkiem i jak to będzie wyglądać. Na razie jednak emocjonujemy się finałami. Czy możemy powiedzieć, że JKH ma dużą przewagę ze względu na to, że w play off zagrało dwa mecze mniej i ma przewagę własnego lodowiska? - Oczywiście, że może mieć przewagę. Choć GKS Tychy może czuć się silniejszy po zdobyciu Pucharu Polski. W lidze Jastrzębie grało świetnie, zwłaszcza w końcówce, co może mieć znaczenie. Widać, że budują tę formę w ostatnich kilku tygodniach, a w play offach rzeczywiście mieli więcej odpoczynku. Pytanie czy to jest na plus czy na minus. To wszystko zależy, jak poprowadzona będzie teraz drużyna, jak mentalnie są nastawieni zawodnicy, jak głodni są tego, żeby teraz wrócić na lód. Obawiam się tylko, żeby Tychy nie myślały, że ten finał jest już za nimi. Mecze z Sanokiem w półfinale kosztowały ich dużo sił i zaangażowania. Myślę jednak, że po tylu razach kiedy byli w finale i po tylu nieudanych próbach chcieliby zdobyć po dziesięciu latach ten złoty medal, przywieźć mistrzostwo Polski do miasta, gdzie są tak wspierani przez kibiców. Wiemy jak Tychy żyją hokejem. Ale na pewno Jastrzębie to godny rywal, który w żaden sposób nie będzie chciał odpuścić ani przez sekundę, i na pewno nie będzie zadowolony z tego, że już jest w finale. Jakie są najmocniejsze strony GKS-u, które mogą zadecydować o zwycięstwie w finale? - Przede wszystkim bramkarz. Żigardy broni świetnie. Pierwszy atak, z Kogutem na czele, Kuzin, Kartoszkin. Witecki całkiem nieźle gra, Galant. Nawet Parzyszek, który ma już 40 lat a daje z siebie wszystko... Obrona jest stabilna i wygląda całkiem, całkiem. Zobaczymy czy Woźnica i Bagiński będą tymi zawodnikami co do tej pory, którzy napędzali tę drużynę mecz za meczem. Mam nadzieję, że Kolusz utrzyma solidną formę. W GKS-ie Tychy jest na pewno spory potencjał i jeśli zmobilizują się tak, jak potrafili na półfinały... Będzie dobrze jeśli będą potrafili utrzymać determinację, z jaką grali przez pierwsze dwie tercje szóstego meczu z Sanokiem. Później już tylko czekali na koniec, tak to jest w psychologii sportowej. Ale dowieźli to do końca i wielka w tym zasługa bramkarza, który potrafi mieć chłodną głowę i nawet jak wpuści bramkę na początku po swoim błędzie, to do końca będzie bronił dobrze. Spodziewa się Pan finału do samego końca? Siedem meczów czy rozstrzygnie się to wcześniej? - Dobre pytanie. Ja spodziewałem się siedmiu meczów już w półfinale z Sanokiem. Tak się nie stało, ale za sprawą jednego meczu gdzie wszystkim puściły nerwy, łącznie z trenerem sanoczan. I to chyba on ich pogrzebał w tym półfinale. Na pewno Tychy nie będą chciały dopuścić do siódmego meczu i grać na wyjeździe. Spróbują wygrać teraz jeden mecz w Jastrzębiu i dokończyć dzieła w szóstym meczu w Tychach. W takim razie pytam Mariusza Czerkawskiego - nie kibica GKS-u a postronnego obserwatora - kto będzie mistrzem Polski? Jastrzębie pierwszy raz w historii, czy Tychy pierwszy raz od dekady? - Przepraszam, ale nie da się tego rozdzielić. Ja mentalnie nie jestem w stanie powiedzieć tego, że Jastrzębie wygra. Uwielbiam wszystkich hokeistów, uwielbiam wszystkie hokejowe miasta, działaczy, kibiców, prezesów i sponsorów, ale nie widzę innej opcji. Mam nadzieję, że Tychy wygrają w czterech czy w pięciu meczach. Może tak się nie stać, ale i tak czas na pierwsze po dziesięciu latach złoto.