Sprowadzenie takiego fachowca jak Byrski nie było tanie, PZHL-u nie byłoby stać na taką zabawę, ale udało się, dzięki wsparciu finansowemu Ministerstwa Sportu. To już trzecia wizyta szkoleniowa Byrskiego w Polsce. Zanim odwiedził matecznik naszego hokeja - Nowy Targ, prowadził zajęcia z młodzieżą w Katowicach i Poznaniu. Pod okiem Byrskiego trenuje 130 młokosów. Obecnie, w Nowym Targu, jednorazowo na lodzie pojawia się około 30 zawodników. Podzieleni są na cztery grupy, intensywność zajęć jest spora, a Byrski spory nacisk kładzie na indywidualizację. Osobiście zwraca uwagę chłopakom, którzy popełniają błędy. Pamiętacie bramkę, jaką w półfinale mistrzostwo Polski, 8 marca tego roku, strzelił Rafałowi Radziszewskiemu Jared Brown z Ciarko Sanok? Po krzyżowym podaniu Amerykanin uderzył bez przyjęcia. Na dodatek, by lepiej skontrować krążek, w momencie strzału przyklęknął. "Radzik" nie miał szans. Takich strzałów na polskich lodowiskach nie ogląda się na co dzień. Tymczasem Byrski właśnie tego typu uderzeń, z przyklęknięcia uczy 16-latków. Choć połowę życia spędził za oceanem, po polsku mówi płynnie.- Na początku miałem problemy z branżowym słownictwem hokejowym, ale już po pierwszym campie je opanowałem. Najbardziej podobają mi się "pachołki", no i zdarzają mi się wpadki. Np., gdy chce powiedzieć "zwód", a wychodzi mi "wzwód" - uśmiecha się w rozmowie z Interią Byrski. Byrski urodził się w Szczecinie, ale po rozwodzie rodziców przeprowadził się z matką do podpoznańskiego Puszczykowa. W tamtych czasach, w pierwszej połowie lat 70., podczas gdy wszyscy oszaleli na punkcie Orłów Górskiego, którzy zajęli trzecie miejsce na MŚ, on pasjonował się hokeistami Podhala Nowy Targ, ich rywalizacją z Naprzodem Janów, który właśnie nie dostał licencji na grę w PHL. Ukończył psychologię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, ze specjalizacją "psychologia dziecka". Po studiach wyjechał do USA, do Atlanty, a gdy nie mógł uzyskać zgody na sprowadzenie z Polski żony i dzieci, przeniósł się do Kanady. W Toronto swego syna Mateusza zaprowadził do szkoły hokejowej Rosjanina Jaszy Smuszkina. Po pięciu latach podglądania pracy Rosjanina postanowił założyć swoją szkółkę i wzbogacić ją o nowe elementy, stymulujące rozwój młodego hokeisty. Z roku na rok wzbogacał swój warsztat, a nawet najlepsi Kanadyjczycy do niego garnęli, bo chcieli zasmakować europejskiego hokeja, jaki prezentował. Z połączenia własnych talentów, studiów psychologicznych i obserwacji Smuszkina Byrski założył własną szkołę "Sk8on", która ma świetną renomę. Mało kto zna fakt, że Byrskiemu hokej uratował życie! Gdy jego partnerka w biznesie i przyszła żona Ania zmarła na raka w 2007 r. podupadł na duchu do tego stopnia, że rzadko się golił, mył i przyjmował pokarm. Jego życie straciło sens. Krążyły mu po głowie myśli samobójcze, nosił się z zamiarem wyskoczenia ze swego apartamentu, ulokowanego na 33. piętrze. Wtem obejrzał w telewizji bramkę swego podopiecznego Stevena Stamkosa, jaką strzelił Finlandii w III tercji ćwierćfinału. Później Kanada zdobyła złoto, a w Byrskim zapłonął ogień na nowo. - Gdy przypomnę sobie tę historię mojego trenera, zawsze przechodzą mnie ciarki - nie kryje Steve Stamkos, który zdobywając gola uratował życie tak bliskiemu mu człowiekowi. Jakie Byrski widzi różnice w podejściu do hokeja młodzieży w Polsce i Kanadzie?- Zapaleńców z Polski podziwiam jeszcze bardziej niż tych z Kanady. Zwróćmy uwagę na różnice w pieniądzach i infrastrukturze hokejowej. Życie hokeisty to ciężki kawał chleba - podkreśla Byrski.- W Kanadzie hokej to religia, której hołdują wszyscy - od dzieci po 60-70 latków, bo i tacy mają swoje ligi. Tam hokej jest gloryfikowany i jeśli jesteś w nim dobry, dostaniesz lukratywny kontrakt, masz ogromną, kuszącą perspektywę - tłumaczy.- W Polsce dzieci uprawiające hokeja nie mają myślenia: "wielka kariera, miliony dolarów", ale widać w ich oczach, że kochają ten sport i to jest piękne - podkreśla Jarosław Byrski.Obozy Byrskiego, to szkolenie akcyjne, ale systematyczność tego typu metod mają zapewnić młodzi polscy trenerzy, współpracujący z nim, wśród których jest były reprezentant Polski Artur Ślusarczyk. Teraz przydałby się krajowy koordynator szkolenia młodzieży. Przed ostatnimi wyborami w PZHL-u chodziły słuchy, że zostanie nim Henryk Gruth. Mógłby się tym zająć także Walenty Ziętara, który kładł podwaliny pod szkolenie we Włoszech. Na razie jednak żaden fachowiec nie koordynuje szkolenia w skali kraju, fikcją są także młodzieżowe reprezentacje regionalne, z których najlepsi trafiali do reprezentacji kraju. To się powinno zmienić. Z Nowego Targu Michał Białoński