Prezes Ingielewicz, wraz z sekretarzem PZHL, Markiem Bykowski oraz szefem szkolenia Marianem Pyszem pojawił się na czwartkowym posiedzeniu sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki. Jedynym punktem porządku dziennego było na nim rozpatrzenie informacji Ministra Sportu i Turystyki na temat działalności Polskiego Związku Hokeja na Lodzie oraz planów na przyszłość. Jeśli jednak ktokolwiek liczy na to, że w uporaniu się z nieudolnością PZHL-u pomoże ministerstwo, to może się mocno rozczarować. Podsekretarz stanu w ministerstwie Jacek Foks już na wstępie posiedzenia komisji poinformował z rozbrajającą szczerością, że informacja jest oparta na materiałach dostarczonych przez PZHL i poprosił o przekazanie głosu prezesowi Ingielewiczowi. Opowieści dziwnej treści A prezes opowiadał rzeczy bardzo ciekawe. Zapoznając posłów z formatem rozgrywania hokejowych Mistrzostw Świata powiedział, że w jej elicie występuje... 18, a nie 16 drużyn. O ile można to potraktować jako przejęzyczenie, bo posłowie otrzymali najważniejszą informację o tym, że nasza seniorska kadra znajduje się na trzecim poziomie rywalizacji, o tyle nie wiadomo, o co chodziło prezesowi, gdy kadrę juniorów umieścił na 16. pozycji na świecie. - Nasi juniorzy zajęli w tym roku w rozgrywkach w Krynicy czwarte miejsce w Dywizji I, z tym, że to oznacza 16. miejsce w świecie, ponieważ w elicie juniorskiej jest 12 drużyn - mówił Ingielewicz. Mimo zmian na ostatnim Kongresie IIHF, w juniorskiej elicie gra nadal 10 zespołów, a Polacy owszem zajęli czwarte miejsce, tyle że na turnieju w Tychach, a nie w Krynicy, który rozgrywany był na trzecim, a nie drugim poziomie rywalizacji. Ergo - w hierarchii Mistrzostw Świata daje to nie 16., a 20. miejsce. Reszta się zgadza, czyli Radio Erewań. To jednak tylko szczegóły, więc może bardziej ogólnie. Ingielewicz jako jedną z przyczyn obecnego stanu polskiego hokeja wskazał zbyt małą liczbę lodowisk, co wśród kibiców kontrowersji nie wywoła. Zamierzył się jednak bardzo wysoko, bo wspominając stare, dobre czasy porównał Polskę do Finlandii, którą "myśmy jak to się nieelegancko mówi lali równo w latach 60. i 70.". Ani prezes, ani posłowie pewnie nie wiedzą, ale w latach 60. z 13 meczów Polski z Finlandią nasza reprezentacja przegrała 11, a wygrała jeden. W 70. nie wygrała w ogóle, a przegrywała szesnastokrotnie! Rzeczywiście równo lali nas wówczas raczej Finowie. Dziś już nie leją, bo nawet nie mamy okazji się spotykać. Faktycznie, jest gorzej niż wtedy i tylko to się w wypowiedzi prezesa zgadza. Orkiestra przeszkodziła Ingielewicz jako swój sukces wskazał posłom fakt, że transmisje z mistrzostw Świata z udziałem Polaków od tego roku przenoszą się z Polsatu Sport do TVP Sport, nie zważając na to, że stacja ta ma znacznie niższą oglądalność. Chwaląc się działaniami marketingowymi związku przywołał organizację Meczu Gwiazd, ale zapomniał (?) dodać, że kilka dni temu mecz ten się nie odbył. Gdy poseł Marek Matuszewski (PiS) zapytał dlaczego, okazało się, że wśród winnych jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. - Były kolizje terminowe i nie potrafiliśmy tego dopiąć, była kwestia Owsiaka itd., więc to wszystko się nie poukładało - powiedział prezes. Cóż, skoro samo miało się układać... Najważniejsze, że są transmisje z meczów ligowych. TVP Sport, zgodnie z umową musi pokazać 35 spotkań w sezonie, a pozostałe transmituje w internecie... PZHL. Tak, PZHL, a nie lokalne portale internetowe. - Udało nam się wyłączyć [z umowy z TVP] kwestie internetowe, więc tam, gdzie telewizja nie transmituje, transmitujemy to my poprzez internet - powiedział prezes Ingielewicz. Brawo. Wcześniej było przejęzyczenie, więc może teraz skrót myślowy. Spory skrót. Prawda według prezesa Pytany dlaczego, mimo kiepskich wyników, nie zmienia się selekcjonera reprezentacji, Zdzisław Ingielewicz bronił Wiktora Pysza, jako najlepszego polskiego trenera, przypominając, że to on jako ostatni 11 lat temu wprowadził naszą kadrę do elity. Nie dodał już, że od tego czasu Polska dwa razy spadała o poziom niżej i tak się akurat złożyło, że za każdym razem prowadził ją ten sam Wiktor Pysz. O ile słowa o trenerze kwalifikowałaby się w tischnerowskiej typologii prawd do kategorii drugiej, to już opowieści prezesa o pozycji Polski w rankingu światowym należy ze smutkiem zaliczyć do grupy trzeciej. Według Ingielewicza pozycja Polski od kilku lat się "w zasadzie specjalnie nie zmienia". Dość osobliwe to twierdzenie, biorąc pod uwagę, że obecne 23. miejsce jest najniższym w historii, a z pięciu ostatnich rankingów w trzech Polska spadała. Spadek o 4 miejsca w porównaniu do pierwszego rankingu mógłby posłom wydawać się niezbyt dużym, ale hokej to nie futbol, gdzie ranking powstaje co miesiąc, wlicza się do niego mecze towarzyskie, a notowanych jest ponad 200 państw. Przypomnijmy więc tylko, że Norwegia, która w 2003 roku była za nami, dziś wyprzedza Polskę o 14 pozycji. Prezesowi Ingielewiczowi pomyliło się także, ile lat zawodnicy z podwójnymi paszportami muszą grać w lidze krajowej, by móc wystąpić w reprezentacji, a kwestia naturalizacji interesowała posłów dość mocno. Nie bardziej jednak niż sprawa sponsorów dla ligi i kadry ("nie udało mi się") oraz współpracy z Mariuszem Czerkawskim. Współpracy nie ma, bo - jak stwierdził prezes - "Mariusz to nie jest człowiek do roboty". Człowiekiem do roboty, a nie ceremonii jest za to prezes, który w ten sposób odpowiedział na pytanie jednego z posłów, dlaczego nie uczestniczy w ceremoniach wręczania medali. Zastrzegł jednak także, że zawsze wręcza medale po finale Mistrzostw Polski. Młodzi, zdolni, 25-letni Ingielewicz najmocniej oburzył się w trakcie posiedzenia komisji na sugestię posła Zbigniewa Babalskiego z PiSu, by rozważył podanie się do dymisji, skoro sobie z pracą w związku nie radzi. Nie wiadomo czy na serio - odparł, że po takim apelu zastanawia się, czy nie zmienić zdania w sprawie rezygnacji z kandydowania na drugą kadencję. Na tematy szkoleniowe wypowiedział się kierownik wyszkolenia PZHL, Marian Pysz, który poinformował, że w hokeju jest dobrze, gdy szkolenie zaczyna się od 8 roku życia, a kończy je w wieku... 25-26 lat. Według tej nowatorskiej koncepcji taki Jonathan Toews wygrał wszystko, co jest do wygrania, choć nie jest jeszcze wyszkolony. A może wygrał właśnie dlatego, że nigdy nie trafił w zasięg oddziaływania polskiej myśli trenerskiej, szkolącej "młodych, zdolnych" 25-latków z przyszłością. W sporze z Katarzyną Zygmunt z firmy "Cogito ergo sum" na temat tego, czy Comarch był sponsorem reprezentacji Polski, prezesa Ingielewicza pogrążył nawet sekretarz generalny związku, Marek Bykowski, który przyznał, że owszem - był, ale dawał za mało pieniędzy. "Nie mają jaj" O ile spore braki w hokejowej wiedzy prezesa były dość kompromitujące, o tyle u posłów nie zaskakiwały. Jan Cedzyński z Ruchu Palikota do grona reprezentacji, które kiedyś Polacy bili, a dziś z nimi przegrywają zaliczył także Holandię. Poseł zna się na hokeju, bo przecież - jak mówił - często bywa w Sanoku, gdzie drużyna radzi sobie świetnie i "ma mistrza Polski". Gwoli sprawiedliwości należy prezesowi Ingielewiczowi oddać, że powiedział w trakcie swojego wystąpienia kilka rzeczy absolutnie słusznych. Miał rację, że gdy polska młodzież będzie odpowiednio dobra, będzie wygrywać rywalizację o miejsca w drużynach z mocno przeciętnymi Czechami i Słowakami występującymi w Polsce. Miał, gdy zarzucał klubowym działaczom, że także oni odpowiadają za taki, a nie inny stan polskiego hokeja, m.in. zadłużając się przez podpisywanie kontraktów, z których nie potrafią się wywiązać. Słusznie wytknął, że choć spółkę PLH powołano lata temu, to od tego czasu nie zrobiono nic, by stworzyć zawodową ligę i oderwać ją od PZHL-u, choć stwierdzenie, że działacze klubowi "nie mają jaj" było jak na dyskusję w parlamencie mało parlamentarne. Nie chciał, ale musiał Ogólnie jednak Ingielewicz zaprezentował się na posiedzeniu sejmowej komisji jako prezes bezradny i to mimo, że jej przewodniczący, Ireneusz Raś (PO) ukazywał go nieomal jako ostatnią deskę ratunku, którą na stanowisko wyniosła wałęsowska maksyma "nie chcem, ale muszem", bo nikt inny nie chciał się tego podjąć. Nawet niezwykle jak na swoje standardy spokojny poseł Jan Tomaszewski (PiS) pochwalił Ingielewicza za to, że ten - co w swoim wystąpieniu wyraźnie podkreślił - pełni funkcję społecznie. Społeczny prezes przyznał, że sponsora pozyskać się nie udało, co i rusz wskazywał także na niemożliwe do pokonania przeszkody w rozwoju dyscypliny. Nie pokazał jednak wystarczająco wyraźnie, co zrobił, by ten stan zmienić. Jego dobiegająca końca czteroletnia kadencja, w związku z niezadowalającym - co sam ostrożnie przyznał - stanem dyscypliny musi się jawić jako nieudana, nawet jeśli retoryką i przemilczeniami starał się ją pokolorować. Komisja Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki na następne posiedzenie przygotuje w tej sprawie dezyderat. I to by było na tyle. Jarosław Grabowski