Podopieczni Rudolfa Rohaczka przegrali drugi prestiżowy mecz z rzędu (wcześniej w Nowym Targu), a to nie zdarza się często. Czeski szkoleniowiec biało-czerwonych po meczu nie tracił jednak rezonu. - Pan jest tu po to, żeby pomagać, a nie stawiać mnie pod ścianą - z uśmiechem na twarzy napominał oddanego duszą i sercem "Pasom" dziennikarza, który z uporem maniaka powtarzał: "Ci obcokrajowcy nic nie grają". I trzeba przyznać, że redaktor miał rację. Cracovia nie ma szczęścia do obcokrajowców. Z żadnym z nich nie jest tak jak z Marianem Kacirzem z Wojasa/Podhala, po którego każdym wyjściu na lód widać, że pochodzi z innej, piękniejszej bajki. Czech, który ma być podporą krakowskiej obrony - Alesz Czerny w meczu na szczycie grał tak, że już na początku pierwszej tercji Rohaczek musiał go posadził. - To jego musicie zapytać, dlaczego tak grał. Na pierwszej zmianie popełnił dwa błędy, po których rywal jechał "dwa na jeden". Moja decyzja nie mogła być inna - aut! - dowodził trener Rudolf Rohaczek. Mecz z Tychami sprowadzał się do przykrego dla fanów gospodarzy schematu: jeśli czegoś w pojedynkę nie wskóra Leszek Laszkiewicz (czasem przy wsparciu brata Daniela), albo sporadycznie Michał Piotrowski, pod bramką Arkadiusza Sobeckiego była cisza, jak makiem zasiał. Atak obcokrajowców Roman Hlouch - Marek Badżo - Dmitrij Spirin bardziej wyróżnił się tym, że każdy z tej trójko odwiedził boks kar, niż składnymi akcjami. Kłopoty w obronie przekładają się na słabość ataku. Najbardziej jest to widoczne, gdy "Pasy" szamotały się przez blisko minutę gry w podwójnej przewadze. Nie było komu z defensorów uderzyć z klepki na bramkę, czy pomóc w szybkim, nieszablonowym rozegraniu zamka. Z kolei siła tyszan jest taka, że obrońca Grzegorz Piekarski, który jeszcze niedawno grał pierwsze skrzypce w Cracovii, musi terminować w czwartej formacji GKS-u. Na dodatek dzięki powrotowi z Francji Michała Garbocza, pozyskaniu z TKH Tomasza Proszkiewicza tyszanie mają tak mocne trzy ataki, że nawet ich kibice nie są w stanie zgodnie odpowiedzieć na pytanie, czy lepsza jest linia Adriana Parzyszka, czy ta Garbocza, a może Justki? - Czasem jesteśmy aż za bardzo pewni siebie i mamy kłopot z koncentracją. Dopiero przeciwnik musi nam napędzić strachu, byśmy się wzięli do roboty. Tak było choćby w Sanoku - opowiadał portalowi INTERIA.PL Tomasz Proszkiewicz, który nie może się nachwalić organizacji i atmosfery panujących w GKS-ie. Dwa lata temu GKS wygrał z Cracovią batalię o napastnika Piotra Sarnika. I "Steru" odwdzięcza się taką grą, jak we wtorkowym meczu o fotel lidera. W 64. min dogrywki w pojedynkę wyprowadził taką kontrę, że nikt z krakowian nie zdążył zareagować, a i nieźle spisujący się tego dnia Rafał Radziszewski rozłożył ręce. - To było dla nas bardzo ważne spotkanie. Po raz pierwszy w tym sezonie mogliśmy zaatakować pozycję lidera i to był nasz główny cel. W pierwszej tercji tego jednak nie pokazaliśmy. Wręcz przeciwnie - zaczęliśmy frajersko - analizował mecz trener GKS-u Wojciech Matczak. - Frajerskie błędy zdarzyły się największym rutyniarzom - kara Bastkowi Gonerze, a później strata - Sokołowi. Graliśmy na 50 procent swoich możliwości, w ślamazarnym tempie. Dobrze, że mamy za plecami Arka Sobeckiego, bo już w pierwszej tercji mogło być po meczu. W przerwie w szatni porozmawialiśmy sobie po męsku. Zawsze będę twierdził, że hokej to gra dla mężczyzn. Tu nie ma nic za darmo, nie da się prześlizgać. Trzeba wszystko wywalczyć. - Obydwa zespoły mogą grać znacznie lepiej - kręcił nosem trener Cracovii Rudolf Rohaczek. - Moim zawodnikom brakuje sportowej złości pod bramką rywala, przez co marnują sytuacje. W tym meczu dałem szanse kilku młodym obrońcom. Zawiedli. Okazało się, że nie są jeszcze hokeistami z prawdziwego zdarzenia. Są dopiero na początku drogi i sporo się muszą nauczyć. Nie żałuję, że eksperymentowałem w meczu z tak silnym rywalem. A kiedy mam to robić, w play - offie? Na tak ciekawym meczu frekwencja była poniżej stanów średnich (około tysiąca ludzi). A przecież - poza Podhalem - czy wizyta jakiegokolwiek zespołu może bardziej elektryzować kibiców hokeja, niż GKS-u Tychy? Fani głośnym "Stefan Majewski" dali wyraźny znak poparcia obecnemu na trybunach trenerowi piłkarzy Cracovii. Znać, że derby się zbliżają. Comarch Cracovia - GKS Tychy 3:4 po dogrywce (2:1, 0:1, 1:1; 0:1) Bramki: 1:0 Pasiut - Marcińczak (2), 1:1 Garbocz - Proszkiewicz (3), 2:1 Witowski - M. Piotrowski (4), 2:2 Bacul (31:02), 2:3 Kotlorz - Garbocz - Sarnik (42:43 w przewadze), 3:3 D. Laszkiewicz - L. Laszkiewicz (49:20), 3:4 Sarnik (63:02 trzech na trzech). Kary: 18 (w tym 2 min. tech.) - 20 minut. Widzów 700. Comarch Cracovia: Radziszewski - Csorich, Czerny; L. Laszkiewicz, Słaboń, D. Laszkiewicz (2) - Marcińczak (2), Dulęba (2); M. Piotrowski, Pasiut, Witowski - Wajda, Noworyta (2); Hlouch (2), Badżo (2), Spirin (2) - Landowski (2), Dubel; Urban, Cieślak, Kowalówka. GKS Tychy: Sobecki - Gonera (4), Sokół (2); Wołkowicz, Parzyszek (4), Woźnica - Kotlorz, Majkowski; Proszkiewicz (2), Garbocz, Sarnik - Mejka (2), Śmiełowski; Bacul (2), Justka (2), Bagiński - Piekarski, Gwiżdż (2); Gawlina, Frączek, Matczak. Micha Białoński, Kraków