"Sięgnęliśmy dna...", "Panie trenerze jeżeli można tak o panu mówić - litości - odejdź po Cichu i przeproś Sanockich kibiców za bu..el jaki robisz" - to tylko niektóre komentarze z klubowego forum po przegranym meczu w karnych z Unią w Oświęcimiu. INTERIA.PL: Czytał pan opinie kibiców po ostatnich porażkach? Andrzej Słowakiewicz: - Nie. Krytyka - owszem, ale jak do czegoś prowadzi i gdy robi to ktoś, kto się na tym zna. A krytykanctwo osób z ulicy mnie nie obchodzi. Co powiedziałby pan tym, którzy krytykują? - Że mamy półamatorską drużynę! Na treningach mam czasem dwunastu hokeistów, bo wielu z nich pracuje. No i jak tu walczyć z zawodowymi zespołami, które mają po cztery wyrównane piątki? W meczu z Podhalem udowodniliście, że potraficie. - Sanok będzie czekał długo na następne zwycięstwo z Podhalem. Wracając do tematu, to co mam powiedzieć? Że nie ma pieniędzy, żeby pojechać do Gdańska wcześniej i odespać podróż? Że wyjeżdżamy o północy, żeby wieczorem po kilkunastu godzinach jazdy autobusem rozegrać mecz? Że w klubie nie ma drugiego trenera? Że nie ma systemu wideo, z którego mógłbym skorzystać przy analizie spotkania? Piętnaście lat temu miałem taki do dyspozycji! Że nie mamy lekarza sportowego? Że muszę chłopaków uczyć nawet tego, jak się odżywiać? Zdecydowana większość z nich nie miała wielu szans na grę w profesjonalnej drużynie. - Pewnie, były takie sytuacje, że zawodnik zakładał się z trenerem o piwo, że strzeli bramkę na treningu. Tutaj trzeba dopiero uczyć profesjonalizmu, ale nie ma do tego odpowiednich warunków. Zrobiliśmy drugi krok, ale na trzeci i czwarty nie ma perspektyw. Chyba trzeba będzie dograć ten sezon i odejść, bo moja praca tutaj nie ma sensu. Mówi pan to rozgoryczony krytyką po ostatnich meczach, czy wcześniej dokładniej pan to przemyślał? - Nie mówię tego pod presją chwili. Proszę popatrzeć - nie ma tu zaplecza, nie ma drużyny juniorów. A za niedługo część zawodników skończy kariery, niektórych z chęcią wezmą inne drużyny i co zostanie? Są już jacyś chętni na pana zawodników? - Z Nowego Targu codziennie do mnie dzwonią za Krzyśkiem Zborowskim! Chętnie wzięliby też Michała Radwańskiego. A przecież jest jeszcze Piotrek Gil, Słowacy... A chętnych do ruchu w przeciwnym kierunku nie ma? Przecież potrzebujecie obrońców. - Myśli pan, że łatwo jest namówić kogoś do gry w Sanoku? W środowisku hokejowym istnieje opinia, że tu jest pijaństwo i chuliganeria. Nowa hala nie jest jakimś wielkim magnesem. Może sam pan ponosi winę za to, że kibice mają wobec was ogromne oczekiwania. Po ostatnim sezonie, gdy uratowaliście ekstraligę dla Sanoka, głośno mówił pan, że trzeba zrobić krok do przodu i walczyć o większą stawkę. - Oczywiście, że tak mówiłem i zrobiliśmy krok do przodu. Mamy lepszą drużynę i gramy lepiej. Walczymy o play off, a nie utrzymanie. No właśnie, a obawiam się, że większość fanów uwierzyła już, że gracie o medale... Może trzeba wreszcie postawić sprawę jasno i powiedzieć na co was naprawdę stać? - Koniecznie! Od samego początku mówiłem, że gramy o play off, a nie o szóstkę. Przecież mamy zdecydowanie słabszy skład od na przykład Torunia. W piątek mecz z Naprzodem Janów. Odpoczęliście już po wojażach po Polsce? - Na szczęście tak. Ostatnio potrenowaliśmy mocniej, wreszcie zagramy w komplecie. Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz, INTERIA.PL