W środowisku hokejowym wszyscy są zadowoleni, że play-off dochodzi do skutku. W zeszłym sezonie rozgrywki zostały z powodu koronawirusa zakończone przed rozpoczęciem półfinałów fazy play-off. Uznaniowo przyznano tytuł mistrzowski GKS-owi Tychy. Trener GKS-u sobie nie wyobraża W tym roku jest inaczej. Po sezonie zasadniczym broniący mistrzowskiego tytułu GKS Tychy zajmował pierwsze miejsce, Sanok - ósme. Pozostałe ćwierćfinałowe pary tworzą: GKS Katowice (4) - Unia Oświęcim (5), JKH GKS Jastrzębie (2) - Podhale Nowy Targ (7), KH Energa Toruń (3) - Cracovia (6). W pierwszej parze faworyt jest tylko jeden: Tychy. - Nie wyobrażam sobie żebyśmy mogli odpaść w ćwierćfinałach. Chcemy grać o najwyższe cele. Mam do dyspozycji wszystkich zawodników, nikt nie jest kontuzjowany - zapewnia Krzysztof Majkowski, trener GKS-u Tychy. U gości nie wiadomo czy zagrają obrońca Karol Biłas i napastnik Konrad Filipek. Nikt nie zdradzi taktyki W sezonie zasadniczym tyszanie wygrali dwa razy (3-2, 3-2), sanoczanie - raz (3-1). Ani tyszanie, ani sanoczanie nie chcą się rozwodzić na temat słabszych stron rywali, wolą je zatrzymać dla siebie. - Wiadomo, że muszę uważać na wielu zawodników GKS Tychy - przyznaje kurtuazyjnie bramkarz gości Patrik Speszny, choć właściwie to nie kurtuazja. - Szczegóły taktyki zostawiamy dla siebie, wiadomo, że na pewno nie zlekceważymy Sanoka. Atut własnego lodowiska z powodu pandemii i braku widzów na trybunach nie jest tak istotny, ale i tak zawsze lepiej gra się u siebie niż na wyjeździe - podkreśla trener Majkowski. - Czy marcowe mecze w play-offach będą odbywać się z udziałem kibiców? Cały czas jesteśmy w kontakcie z Ministerstwem Zdrowia. Próbujemy przekonać, że dla nas nawet 25 procent pojemności hali dużo znaczy. Wszystko zależy od tego, jak rozwinie się sytuacja - przyznaje Marta Zawadzka.