GKS w poprzednim sezonie wywalczył trzeci z rzędu, a piąty w historii tytuł. Przesądziła o tym marcowa decyzja zarządu Polskiej Hokej Ligi, która przerwała rozgrywki z powodu pandemii COVID-19. Teraz zespół wygrał sezon zasadniczy, ale w półfinale nie sprostał Comarch Cracovii. "Celowaliśmy w mistrzostwo. Zabrakło trochę szczęścia, była kontrowersja przy nieuznanej dla nas bramce w końcówce czwartego meczu. W naszej ocenie sędziowie popełnili błąd. Wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. To trochę podcięło skrzydła naszym zawodnikom. Pewnie pokonaliśmy GKS Katowice w walce o brąz, ale wielkiej radości nie było, bo cel był zupełnie inny" - przyznał szef GKS. Przyznał, że filozofia budowy zespołu wykorzystana w Cracovii, a polegająca na zatrudnieniu nowych graczy przed fazą play off, jemu się nie podoba. "U nas tak nie było i nie będzie. Dla mnie to nie fair, nie o takiego ducha sportu nam chodzi. Budujemy drużynę dla kibiców, mieszkańców miasta. Mistrzostwo jest celem, ale nie chcemy go osiągnąć w ten sposób" - zaznaczył. Krakowianom zmiany personalne nie do końca pomogły. W finale ulegli JKH GKS Jastrzębie. Tyszan w minionych rozgrywkach prowadził trener Krzysztof Majkowski. "Sztab szkoleniowy dostał kredyt zaufania. Oczywiście, nikt nie wygrywa wszystkich meczów. Liczyliśmy, że spadek formy mamy za sobą, a szczyt przyjdzie na play off. W ćwierćfinale wygraliśmy z Ciarko STS Sanok 4-0, do półfinałów podeszliśmy z optymizmem, ale lepsza była Cracovia, szczególnie w ostatnich spotkaniach i przegraliśmy serię 2-4. Analizujemy wszystko i do końca kwietnia podejmiemy decyzję w kwestii trenerów i zawodników" - tłumaczył Woźniak. Jak podkreślił, w zakończonych rozgrywkach do Polski trafiło wielu zagranicznych hokeistów z bogatym CV, do czego przyczyniła się pandemia. "Sezon był wyjątkowy, łatwiej było takich graczy pozyskać. Niektóre ligi nie grały, dlatego prawdziwe tuzy trafiły też do Polski. Jeśli tacy hokeiści trenowali indywidualnie, mogli płynnie wejść do rywalizacji" - wspomniał. W ekstralidze nie obowiązuje limit liczby obcokrajowców, a jedynym wymogiem jest udział dwóch krajowych młodzieżowców w każdym meczu. "Wspieramy polskich zawodników. Chcielibyśmy, żeby grało ich więcej, warto inwestować w tyską młodzież. Zresztą moim zdaniem młodzieżowiec powinien być zawodnikiem w wieku do 20 lat - bo taka jest przecież kadra młodzieżowa - a nie do 23" - zauważył. Prezes GKS przyznał, że brak kibiców na trybunach tyskiego Stadionu Zimowego oznaczał nie tylko problem dla zespołu, pozbawionego dopingu, ale też wymierne straty finansowe. "Przecież u nas podczas play off widownia zawsze była pełna. Sprzedaliśmy też karnety na sezon zasadniczy. Środki z płatnych transmisji internetowych pokryły może 10 procent normalnych wpływów. To oznaczało spory brak przychodów" - wskazał Woźniak. Tyscy kibice stracili też możliwość śledzenia rywalizacji swojej drużyny w hokejowej Lidze Mistrzów. Te rozgrywki zostały jesienią 2020 odwołane z powodu pandemii. "Zmieniano terminy, formułę. Zgadzaliśmy się na wszystko, a na koniec zapadła decyzja o rezygnacji z przeprowadzenia tej edycji. Szkoda, bo LM to wielka gratka dla kibiców, a dla zespołu okazja do zdobycia międzynarodowego doświadczenia" - wspomniał. Nie ukrywał, że wobec niepewnej przyszłości nie planuje na razie żadnych wpływów z biletów na kolejny sezon. "Dziękujemy miastu Tychy, które zawsze wspiera sport, i naszym sponsorom, którzy mimo pandemii pozostali z nami. Bardzo się z tego cieszymy, że nie było wielu odejść i rezygnacji. Sprzedaliśmy powierzchnie reklamowe na wszystkich bandach naszego lodowiska, choć żeby ściągnąć każdą złotówkę trzeba się mocno starać. Dziękujemy też kibicom, z którymi mamy kontakt w mediach społecznościowych. Wiemy, że trzymają za nas kciuki. Ludzie w Tychach kochają hokej" - podkreślił prezes. Jak zaznaczył, miał obawy, jak potoczą się rozgrywki, kiedy ekipę GKS dwukrotnie dotknęła kwarantanna. "Rok temu, kiedy przerwano rozgrywki, nie wyobrażaliśmy sobie gry bez kibiców. Rzeczywistość okazała się inna. Na lodowiskach hulał wiatr, mecze wyglądały jak sparingi. Robiliśmy co możliwe, by uatrakcyjnić spotkania - był DJ, zmiany oświetlenia, nagrywaliśmy kibiców, żeby hokeiści poczuli się normalniej. Jednak to nie zastąpiło prawdziwego dopingu, bo u nas przecież atmosfera była fantastyczna, a widownia to nasz szósty zawodnik. Tego wsparcia naszych hokeistom wyraźnie zabrakło" - zaznaczył. Przekazał, że klub cały czas - mimo pandemii - pracuje nad tym, by po zniesieniu obostrzeń kibice zapełnili trybuny. "Naszym zadaniem jest przyciągnięcie społeczności Tychów i okolicznych miejscowości na nasze lodowisko, żeby pokazać, jak dynamiczną i piękną grą jest hokej. Jestem optymistą, zawsze mierzymy w najwyższe cele, wierzę, że wrócimy za rok na pierwsze miejsce" - podsumował Woźniak. Autor: Piotr Girczys