Katowiczanie strzelili 95 bramek, stracili - 434. Zakończyli rywalizację na ostatnim, 10. miejscu i nie zakwalifikowali się do play-off. - O wyniku sportowym nawet nie ma co mówić. Nie chcieliśmy tak po prostu zrezygnować, wycofywać się z rozgrywek, zaczynać pod inną nazwą. Nie można żyć historią, ale przecież klub ma bogatą tradycję - dodał Domogała. Hokeiści HC w pierwszych trzech miesiącach sezonu grali na innym katowickim lodowisku - w Janowie - bez udziału publiczności, bo klub nie miał zgody na organizację tam imprezy masowej. Tafla przy "Spodku" długo nie była gotowa po MŚ siatkarzy. W pomieszczeniu hali lodowej funkcjonowała sala konferencyjna i biuro prasowe turnieju. - Wróciliśmy do "Spodka" dopiero w grudniu. Fakt, też nie przychodziło na mecze zbyt wielu kibiców, jednak już przy 200-300 widzach bilansują się koszty meczu - wyjaśnił wiceprezes. Jego zdaniem na sytuacji klubu ciążyły wydarzenia z sezonu 2012/13, kiedy w trakcie rozgrywek z dalszej współpracy zrezygnowali niektórzy sponsorzy, a drużyna już bez ich wsparcia dokończyła rywalizację. - Nie jesteśmy bankrutem z milionowym długiem. Kwestie wynagrodzeń mamy zrealizowane w 80 procentach, do rozliczenia sezonu brakuje nam 30 tys. złotych. Plany w życiu trzeba mieć, inaczej nie miałoby ono sensu. Myślę, że w najbliższym czasie okaże się, jaka będzie nasza przyszłość - zakończył Domogała, który pracował w klubie, kiedy zespół walczył o mistrzostwo Polski z Unią Oświęcim w 2003 roku, ale też, gdy w marcu 2005 spadł z ekstraklasy i w 2012 po siedmiu latach wrócił do elity.