Edyta Bieńczak: Przegrać nie na lodzie, a w papierach to chyba scenariusz najgorszy z możliwych. Atmosfera w drużynie musi być fatalna. Grzegorz Pasiut: - Dokładnie tak jest. Czekamy jeszcze na potwierdzenie tego, że to naprawdę jest dla nas koniec play offów. Ale atmosfera jest bardzo ciężka. Każdy z zawodników jest podłamany tym, co się stało. Najgorsze jest to, że nie przegraliśmy tej rywalizacji sportowo. To boli podwójnie. Kiedy wychodziliście na lód w meczu numer 3., mieliście świadomość tego, że brakuje wam młodzieżowca i że może się zdarzyć, że nawet jeśli wygracie, to odpadniecie z play offów? - Nie wychodziliśmy na lód z taką świadomością. Wychodziliśmy, żeby wygrać ten mecz, a nikt chyba - tak mi się przynajmniej wydaje - nie myślał o tym, czy brakuje nam tego młodzieżowca, czy jest ich pełna liczba. Kto powiedział wam o decyzji w sprawie walkowera? - Dowiedzieliśmy się w korytarzu na lodowisku w Nowym Targu od zawodników Podhala. To był podwójny szok, bo wszyscy praktycznie już o tym wiedzieli, a my dowiedzieliśmy się tak na dobrą sprawę ostatni. Czyli przyjechaliście na mecz, zamierzaliście wejść do szatni, przygotować się do spotkania i przeciwnicy powiedzieli wam, że jednak nie wychodzicie na lód? - Że oni nie wychodzą, bo do klubu w Nowym Targu przyszło pismo, że jest walkower i przechodzą do następnej rundy. I jaka była reakcja? Próbowaliście to potwierdzić, dowiedzieć się czegoś? - My przygotowywaliśmy się dalej do meczu, bo trener mówił nam, że nie jest jeszcze do końca pewne, że ten mecz nie zostanie rozegrany. Trener załatwiał związane z tym sprawy, tak żeby ten mecz się odbył. Były prowadzone rozmowy. My robiliśmy swoje, jak przed każdym meczem. Ale przyszła ta ostateczna wiadomość, że nie wychodzicie na lód. - Trener dostał informację, że mecz na pewno się nie odbędzie. Poinformował mnie jako kapitana i ja przekazałem drużynie, że dzisiaj na pewno nie będziemy grali. Było to... niemiłe. W oficjalnym oświadczeniu i złożonym odwołaniu klub wskazuje m.in. na to, że powiadamiał Polski Związek Hokeja na Lodzie o kontuzjach dwóch młodzieżowców i że według niego ta sytuacja powinna zostać potraktowana jako szczególna. Jak pan to ocenia? Uważa pan, że w tej sytuacji rzeczywiście powinniście zostać jakoś szczególnie potraktowani? - Ciężko się wypowiadać na ten temat. Regulamin jest regulaminem. Ten przepis został złamany. Moim zdaniem, jest on słabo dopracowany - mamy młodzieżowców, którzy nie mogą wystąpić ze względu na kontuzje, a muszą być w składzie - jest to trochę nielogiczne. Ale nie mnie to oceniać. To bardziej pytania do klubu. Nam jest ciężko, my myśleliśmy tylko i wyłącznie o meczu. Nie spodziewaliśmy się, że tak się to zakończy. Zastanawiam się, czy nie jest trochę tak, że na Cracovii zemścił się brak należytego dbania o szkolenie młodzieży. - Nie uważam tak. Wiadomo, że praca z młodzieżą dopiero od niedawna zaczyna działać na normalnych zasadach. Ale przez cały sezon nie mieliśmy problemu z młodzieżowcami w składzie - i w play offach też nie powinniśmy go mieć. To już pytanie do klubu, do trenera, na jakiej zasadzie ustalali, żebyśmy mogli normalnie wystąpić w tym meczu. Tak jak powiedziałem, ciężko mi się wypowiadać, nie mnie to oceniać, to była ich decyzja. My nie mamy wglądu do tego, jaki będzie skład, nas to jakby nie interesuje. My mamy się przygotować do meczu, a za to, co wokół meczu, odpowiadają trener i klub. Edyta Bieńczak Czytaj cały wywiad na rmf24.pl