GKS rozpoczął turniej od sporej niespodzianki - wygrał z jednym z faworytów duńskim Herning Blue Fox 2-1. Po pełnym dramaturgii drugim spotkaniu uległ Dragons de Rouen 5-6, a na zakończenie przegrał z włoskim Asiago Hockey 2-4. Szkoda zwłaszcza porażki ze "Smokami", bo pokonując ich, tyszanie wygraliby turniej i zapewniliby sobie prawo gry w Lidze Mistrzów. Nie zapominajmy jednak, że GKS jest pierwszym polskim zespołem od 23 lat, który dotarł do finałowego turnieju. Rywale nie sądzili, że możecie popsuć im humory, a byliście o włos od Ligi Mistrzów. Trzecie miejsce to duży sukces. Mikołaj Łopuski, napastnik GKS-u Tychy: - Bardzo cieszymy się ze zdobycia trzeciego miejsca. To naprawdę dla nas sukces. Patrząc na przebieg całego turnieju, można powiedzieć, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Byliśmy bardzo blisko wywalczenia pierwszego miejsca i awansu do Ligi Mistrzów. W meczu z Rouen od stanu 2-6 goniliśmy rywali i do końca walczyliśmy o pierwsze miejsce. Nie mamy się czego wstydzić, możemy chodzić z podniesionymi głowami. W obu meczach, których nie udało wam się wygrać, wysoko zawiesiliście poprzeczkę rywalom. Zarówno spotkanie z Rouen, jak i z Asiago, były bardzo wyrównane. Zwłaszcza w pierwszym z nich sukces był bardzo blisko. - Wiedzieliśmy już przed meczem, że jeśli wygramy z Rouen, to zajmiemy pierwsze miejsce. Nikt nie kalkulował, włożyliśmy w grę wszystkie siły. Mecz tak się ułożył, że musieliśmy gonić wynik i wielki szacunek dla chłopaków za to, że pokazaliśmy siłę zespołu, gdy przy stanie 2-6 podnieśliśmy się z kolan i walczyliśmy do końca. Kwestia zwycięstwa ważyła się do samego końca. Mieliśmy okazje, wycofaliśmy bramkarza. Na pewno zdobyliśmy duże doświadczenie. Poza tym fajna sprawa zagrać w finale. Takie mecze naprawdę świetnie się gra, to jest święto. Ile meczów na równie wysokim poziomie, z równie silnymi rywalami macie okazję rozgrywać w ciągu sezonu? - Jeśli chodzi o ligę, to można je porównać do spotkań w play-offach, do półfinału i finału. W takich meczach liczy się każdy błąd i jest wielki zastrzyk adrenaliny. Można je też porównać do meczów kadry, bo ostatnio gramy z mocnymi przeciwnikami. W takich spotkaniach każdy z nas ma okazję podnosić swoje umiejętności, no i walczymy o poprawę wizerunku polskiego hokeja, bo nie ma co ukrywać - dla rywali nasz udział w finale był zaskoczeniem. Myślę, że tak się zaprezentowaliśmy, że teraz będą doceniać polski hokej. Nie będą nas lekceważyć, bo przekonali się, że polskie drużyny starają się być coraz lepsze i powinny się liczyć w Europie. Udany występ przeciwko silnym rywalom pozwoli wam nabrać większej pewności siebie. Czego jeszcze was nauczył? - To dla nas na pewno solidny zastrzyk pewności, no bo mecze toczyły się na wyższym poziomie, w szybszym tempie. W takich spotkaniach trzeba grać niezwykle odpowiedzialnie taktycznie. Graliśmy przeciwko zawodnikom, którzy rozegrali wiele meczów w NHL. Na pewno będzie to procentować. Zyska także reprezentacja, bo jej dobre wyniki w ostatnich latach w dużej mierze są też efektem tego, że częściej gracie z mocniejszymi rywalami. Przed reformą systemu rozgrywek mistrzostw świata głównie rywalizowaliście ze słabszymi, a od nich trudno się czegoś nauczyć. - Nie ma co ukrywać, gdy się gra ze słabszymi przeciwnikami i kwestia zwycięstwa jest z góry przesądzona, to człowiek niczego się nie nauczy. Gra z silnymi rywalami daje "kopa" i pozwala zawodnikom wejść na wyższy poziom. Później, gdy są ciężkie mecze, to łatwiej się gra. Fajne jest też to, że o polskim hokeju robi się coraz głośniej i dajemy pozytywne akcenty zarówno jako reprezentacja, a teraz też w rozgrywkach klubowych. KLIKNIJ I CZYTAJ DALSZĄ CZĘŚĆ WYWIADU