Tyszanie wymienili prawie połowę zespołu i zatrudnili Płachtę, który był znakomitym hokeistą, ale dopiero trzeci sezon pracuje w roli trenera, a w pierwszych sześciu meczach stracili jedynie dwa punkty. Jednym słowem: mistrzowskie otwarcie! - Z ogłaszaniem tego, że idziemy na mistrza jeszcze trochę poczekajmy - stopuje Arkadiusz Sobecki, bohater niedzielnych derbów w Oświęcimiu (Aksam Unia - GKS 0-2). - Na razie możemy cieszyć się z tego, że zwyciężamy. Nie jest to takie łatwe, bo wygrywamy jedną-dwoma bramkami. Sezon jest długi, a mecze są co dwa-trzy dni. Jeśli komuś przytrafi się kontuzja, to automatycznie może stracić wiele spotkań. Wiadomo, że do play offów zakwalifikują się tylko cztery drużyny i walka o to będzie bardzo zacięta. Wejdźmy do czwórki, a wtedy zobaczymy - przekonywał bramkarz GKS-u, który wrócił między słupki po przerwie spowodowanej grypą jelitową. Zaliczył shutout prowadząc zespół do zwycięstwa. - Czy był to najtrudniejszy mecz w tym sezonie? Mogę powiedzieć, że dla mnie tak, bo długo graliśmy w osłabieniu. W trzeciej tercji czułem już zmęczenie - przyznał. - Z mojej bramkarskiej perspektywy największy potencjał w ofensywie w lidze mają właśnie Unia i Sanok, oczywiście obok nas. W Oświęcimiu jest pięciu napastników z zagranicy, a do tego dochodzą jeszcze tacy zawodnicy jak Mikołaj Łopuski czy Marcin Jaros. Obok świetnej dyspozycji Arka Sobeckiego, kluczem do zwycięstwa tyszan w starciu z Aksam Unią była taktyka. - Wiadomo, że w takim meczu nie mogliśmy cały czas gonić za krążkiem i grać otwarty hokej. Tym bardziej że łapaliśmy tyle kar - dowodził doświadczony bramkarz, który w 2005 roku świętował z GKS jedyne w historii klubu mistrzostwo Polski. Oba gole w Oświęcimiu strzelił Michał Woźnica. Tyski napastnik imponuje na początku sezonu. W sześciu meczach strzelił osiem goli, co przy "stykowych" wynikach aż w czterech decydowało o zwycięstwie GKS-u. Sam hokeista sprawia jednak wrażenie, jakby nie robiły na nim żadnego wrażenia. - Wygrywa cała drużyna - ucina krótko. Nie sposób wydusić z niego w czym tkwi tajemnica skuteczności. Zamiast tego, wymienia kto asystował mu przy kolejnych golach i podkreśla, że nie byłoby zwycięstwa w Oświęcimiu bez Sobeckiego. Atak, w którym Michał Woźnica gra z Romanem Szimiczkiem i Adamem Bagińskim wypalił już w poprzednim sezonie, a w tym jest jeszcze bardziej zabójczą bronią GKS-u. Teraz jednak musi radzić sobie bez czeskiego mistrza świata z 1999 roku. - Roman ma zapalenie płuc i życzę mu, żeby jak najszybciej wrócił do zdrowia i do zespołu - powiedział Woźnica. - Rzeczywiście gra nam się bardzo dobrze. W poprzednim sezonie trener Jirzi Szejba postawił na nas i nasza piątka trzyma się do dzisiaj. Trener Płachta nie zmienił tego, a my staramy się jak najlepiej wypełniać jego polecenia. Pierwsza formacja strzela, ale GKS nie może przełamać starej niepisanej tyskiej zasady, że gole zdobywa tylko jedna piątka. Gdyby inne także coś ustrzeliły, GKS zaoszczędziłby fanom nerwówki w końcówkach. - Z drugiej strony ta sytuacja pokazuje, że jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu kondycyjnie i wytrzymujemy presję - przekonuje Arkadiusz Sobecki.