Na pewno śledzi pan polskie rozgrywki. Jakie są pana typy w tym sezonie? Mariusz Czerkawski: - Z całego serca kibicuję GKS Tychy. Mocne okażą się Ciarko Sanok i Cracovia. Niebezpieczne wydają się też GKS Jastrzębie i GKS Katowice. Będzie interesująco, tym bardziej że kluby mają teraz możliwość pozyskiwania większej liczby obcokrajowców. Większość ekip jest stabilna finansowo, co również nie pozostaje bez wpływu na poziom rozgrywek. Będzie to miało przełożenie na poziom polskiego hokeja w ogóle? - Wszystko idzie w dobrym kierunku. Nie mówię tylko o obsadzie trenerskiej kadry Polski seniorów, ale też o sztabie szkoleniowym młodzieżowej reprezentacji kraju. Wydaje mi się, że dzięki tym zmianom będzie lepiej. Uważa pan, że zatrudnienie Igora Zacharkina to dobre posunięcie? - Na pewno tak. Mamy trenera, który dwukrotnie sięgnął z Rosją po mistrzostwo świata. To selekcjoner posiadający niesamowite pojęcie o hokeju. Potrafi też swoją wiedzę przekazywać dalej. Uważam, że ten wybór to strzał w dziesiątkę. Co trzeba robić, by hokej stał w Polsce na wyższym poziomie? - Musimy uczyć się od najlepszych, zatrudniać najlepszych. Aby tak się stało, potrzebne jest odpowiednie finansowanie. Oczywiście, możemy uprawiać hokej, kochać go, ale bez pieniędzy nic nie zrobimy. Kiedyś dyscyplina ta była też bardziej popularna i dostępna. Obecnie rzadko widuje się dzieciaki grające w hokeja. Czy nie wynika to z mniejszego zaangażowania uczniów na lekcjach wychowania fizycznego? Na pewno rodzice wykazują się chęciami, płacą za zajęcia. Niestety za dużo innych rzeczy odciąga młodzież od sportu. Ekstraklasa polska w hokeju na lodzie i NHL to dwa różne światy. Można je jednak spróbować jakoś porównać? - To jak Formułę 1 do gokartów. Najlepsi na świecie grają w NHL, która jest liczonym w miliardy biznesem. Mają tam 30 wspaniałych obiektów, które kosztują po kilkaset milionów dolarów. Kontrakty telewizyjne również opiewają na podobne sumy. Minimum 20 tysięcy ludzi przychodzi na każdy mecz. Hokeiści trenują na wysokim poziomie, są lepiej wyszkoleni. Oczywiście mamy w Polsce zawodników, którzy byliby w stanie dorównać im swoim atletyzmem, ale to nie wszystko. Nie miałoby to przełożenia na szybkość i precyzję. U nas trzeba być wybitnym, żeby piąć się coraz wyżej i odnaleźć się później w najlepszej lidze. Nie mówię tego dlatego, że mi się to udało, tylko po to, by pokazać kolosalną różnicę poziomów. Widzi pan w kraju talenty, które mogłyby zrobić karierę za oceanem? - Tak, lecz młodzieży potrzeba dodatkowych bodźców. Są i talenty, i chęci. Młodzi muszą jednak ciężko pracować. Najważniejsze jest dla nich pokazywanie się w młodzieżowej reprezentacji, na turniejach międzynarodowych, wszędzie tam, gdzie są obserwatorzy i menedżerowie. Sport nie jest demokracją. Wiele zależy od pojedynczych ludzi. Każdy sam musi udowodnić, że to właśnie jemu należy się szansa. Myśli pan o karierze trenerskiej? - Chodzą mi po głowie różne rzeczy, ale nie sądzę, żeby miało się to stać w najbliższym czasie. Do wszystkiego trzeba być stworzonym, mieć pasję i możliwości przekazu, pracować systematycznie. Często zdarza się, że zawodnik nie zostaje potem trenerem. Dlatego na razie o tym nie myślę. Przed reprezentantami Polski udział w jednym z turniejów eliminacyjnych do igrzysk olimpijskich. Jak ocenia pan ich szanse? - Szczerze? Są minimalne. Jesteśmy wciąż w tyle za czołówką. 12 najlepszych drużyn gra na igrzyskach, my jesteśmy w rankingu na 23. miejscu. Jeśli odstaje się od innych technicznie lub szybkościowo, ambicją trudno jest to nadrobić. Podwyższenie poziomu polskiego hokeja to nie jest kwestia kilku miesięcy. Na pewno jednak powalczymy. Teraz myślimy wyłącznie o wygranej z Ukrainą. Rozmawiała Joanna Seliga