Czterech zawodników Comarch Cracovii: Bartosz Dąbkowski, Patryk Wajda, Sebastian Kowalówka i Grzegorz Pasiut przejechało na zgrupowanie kadry do Krynicy-Zdroju bez sprzętu. Inne kluby także brały pod uwagę możliwość podobnego protestu, ale jednak zrezygnowały. Dlaczego Cracovia puściła zawodników na zgrupowanie bez sprzętu? Tomasz Bałdys, dział sportowy Cracovii: - Kilka tygodni temu, dokładnie 25 września, pisemnie zwróciliśmy się do PZHL-u z prośbą o wprowadzenie ubezpieczenia kontraktów zawodników na wypadek kontuzji podczas zgrupowań reprezentacji i zaapelowaliśmy o zapewnienie kompletnego sprzętu dla kadrowiczów. Od czasu wysłania pisma nikt się z nami nie skontaktował. Zawodnicy grają w reprezentacji w sprzęcie zakupionym przez kluby? - Od dłuższego czasu jeżdżą na kadrę z klubowym sprzętem. Od stóp do głów! Chyba tylko kije kupował związek. Dostaliśmy w końcu ewidencję sprzętu przekazanego przez związek kadrowiczom i okazało się, że niektórzy nasi zawodnicy przed mistrzostwami świata dostali jedynie suspensor i rękawice. Po tym, jak nasi zawodnicy pojechali na zgrupowanie bez klubowego sprzętu, okazało się, że szybko udało się go skompletować. Można więc powiedzieć, że nasz protest przyniósł efekt. O polskim hokeju i naszej reprezentacji jednak znów głośno było nie z powodu sukcesów, czy kwestii sportowych, tylko w kontekście kolejnego zgrzytu. Takie sytuacje budzą niesmak. Nie ma pan takiego wrażenia? - Nie chodziło o to, aby komuś zrobić na złość. Celem było doprowadzenie do tego, aby PZHL poważnie potraktował kluby. Związek dostaje dotacje z ministerstwa sportu na sprzęt dla kadrowiczów. Standardem dotychczas było, iż kadrowicze mieli zapewniony sprzęt przez związek. Nikt nie stawiał sprawy na ostrzu noża. Niesmak pojawił się po tym, kiedy prezes PZHL zainteresował się sprzętem. Zrobił to dopiero wtedy, gdy dowiedział się, że zawodnicy nie mają w czym wyjść na lód. Podkreślam, problem był sygnalizowany dużo wcześniej. Czuję dyskomfort, ale kluby nie mogą sponsorować reprezentacji, a jeśli ma być inaczej, to trzeba rozmawiać i ustalić zasady. Mówimy o niesmaku, a czy nie budzi go fakt, że kadrowicze nie otrzymali jeszcze wynagrodzenia za wygrane mistrzostwa świata? Wojciech Matczak, cytowany przez hokej.net, powiedział, że w Tychach pozwolili zawodnikom zabrać klubowy sprzęt, aby nie narażać ich na kontuzje i obtarcia od nowego. Braliście to pod uwagę? - Nie chcę komentować, dlaczego Tychy zmieniły zdanie, bo stały na takim samym stanowisku, jak my. Wytłumaczyliśmy naszym zawodnikom, w czym sprawa. Rozumieją nas i zgadzają się z nami. - Kiedyś nie było z tym problemów. Zawodnicy otrzymywali sprzęt, a kluby dokładną ewidencję. Może nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że same łyżwy to koszt 2-2,5 tys. zł. Kiedyś wystarczały nawet na dwa sezony, a teraz ich żywotność jest krótsza i w przypadku niektórych zawodników jedna para nie wystarcza nawet na sezon. Na czym w końcu stanęło? - Związek zapewnił, że kupi zawodnikom łyżwy, a my - w trosce o zawodników - zgodziliśmy się na razie łyżwy pożyczyć. Przyjechał przedstawiciel związku do Krakowa i je odebrał. Jak wygląda sprawa ubezpieczeń od kontuzji? - Cracovia zwróciła się do związku o rozwiązanie tego problemu już ponad dwa lata temu. W światowym sporcie to już standard i powinniśmy dążyć do tego, aby stał się nim także w naszym hokeju. Nie jest tajemnicą, że to kontaktowy sport i łatwo o kontuzję. Podam przykład Mikołaja Łopuskiego, gdy był naszym zawodnikiem. Złamał rękę na zgrupowaniu kadry, przez dwa miesiące nie mógł grać, a pieniądze wypłacała mu Cracovia. - Wiem, że reprezentacja to wspólne dobro, ale z drugiej strony trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że nie ma reprezentacji bez klubów. Tylko one są w stanie stworzyć atrakcyjny produkt w postaci ligi. Tymczasem sprawa przejęcia przez kluby spółki Polska Hokej Liga utknęła w martwym punkcie. Efekt jest taki, że gra w niej tak słaby klub jak Katowice. Nasi zawodnicy ze Stanów Zjednoczonych dziwią się, jak to możliwe, że ktoś dopuścił go do gry w ekstraklasie. Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz