Krakowianie zdobyli 12. w historii tytuł dzięki zespołowi, ale na plan pierwszy wybija się trzech ludzi. 1. Rafał Radziszewski Bramkarz w hokeju to podstawa, bez niego nic nie osiągniesz. W żadnej innej zespołowej dyscyplinie sportu nie ma tak wielkiego znaczenia jak w hokeju. Funkcjonuje powiedzenie, że dobry bramkarz to połowa, a nawet 70 procent sukcesu. I nie jest przesadzone. "Radzik" w ćwierćfinałach z Unią Oświęcim bronił średnio, ale w decydujących starciach z Tychami nie popełnił żadnego fałszywego ruchu. Odpowiednio nastawił się mentalnie i fizycznie, bronił grad strzałów w każdym meczu. - Finał z Tychami? Czemu nie! Ten rywal nam leży w play-offie - powiedział mi zawadiacko po ostatnim meczu półfinałowym z TatrySki Podhalem w Nowym Targu. Pamiętam dyplomację i łowy w wykonaniu ówczesnego szefa hokeja w Cracovii - Adama Zięby. To on przechwycił "Radzika" zmierzającego z Sosnowca do Nowego Targu, na podpisanie kontraktu z Wojas Podhalem. "Pasy", mające już wsparcie Comarchu, jeszcze jako sponsora, a nie właściciela, zaoferowały wyższą gażę wychowankowi Zagłębia Sosnowiec. Do Zięby ustawiła się kolejka przedstawicieli dawnej gwardii: "Dlaczego Radziszewski ma trzy razy więcej niż ja?" - Nic na to nie poradzę, że ktoś nie rozumie, jaka jest waga świetnego bramkarza w drużynie hokejowej - mówił mi pan Adam. Tak oto "Radzik" występuje w Cracovii już 13 lat, osiadł w Krakowie, a dla swego klubu wywalczył siedem mistrzostw Polski! 2. Rudolf Rohaczek Trener z Ostrawy, którego wszyscy pod Wawelem traktują jak Polaka, krakowianina. Jak na wielkopostnej spowiedzi, muszę przyznać, że w trakcie sezonu razem ze słynnym redaktorem Andrzejem Stanowskim z "Dziennika Polskiego" narzekaliśmy na Rudiego. Gdy przychodziła porażka za porażką z GKS-em Tychy, zespół żenująco słabo grał w przewagach, mawialiśmy: "Czas Rohaczka minął, trzeba powiewu nowej myśli szkoleniowej". Okazało się, że nie mieliśmy racji. Rohaczek przegrywał bitwy (jak ta o Puchar Polski), potyczki, jak te pięć porażek ligowych z tyszanami, ale wygrał wojnę o mistrzostwo Polski. I wiecie co? Wcale nie miał silniejszej armii! On ją zbudował, nastawił mentalnie i taktycznie. Jest w tym prawdziwym mistrzem. Nauczył drużynę wychodzić z dramatycznego położenia - po stracie najlepszych napastników Richarda Jenczika, Patrika Svitany, czy obrońcy Michaela Kolarza, który zwolniony z Cracovii wzmocnił Tychy i jego trafienie rozstrzygnęło pierwszy pojedynek finałowy. Rohaczek spowodował, że przegrywając w finale 1-3 "Pasy" walczyły jak o życie. I wygrały! 3. Prof. Janusz Filipiak Prezes, właściciel i sponsor klubu. Nie dlatego wymieniam go w gronie bohaterów, że finansuje całą karuzelę, to byłoby zbyt trywialne. Filipiak załatwił drużynie ekstra motywację. Po sromotnej ligowej porażce z GKS-em Tychy wkroczył do akcji i zmienił zasady finansowania zawodników. Jedna trzecia trafiła do zamrażarki, aż do zdobycia mistrzostwa kraju. W ten sposób premia za zdobycie tytułu urosła do niebotycznych, jak na krajowe warunki, rozmiarów - miliona złotych! Hokeiści mieli o co się bić. Pamiętacie moment z niedzielnego, ostatniego meczu, gdy Krystian Dziubiński i dwóch jego kolegów rzucili się, by schować pod ciało malutki krążek, bo tyszanie akurat byli bliscy wpakowania go do bramki? To było owo bezgraniczne poświęcenie. Na nowe warunki finansowe prezesa nie przystali Jenczik i Svitana, później odszedł Kolarz. Ekipa straciła ważnych solistów, ale muzyka zsolidaryzowanej w biedzie orkiestry zabrzmiała jeszcze mocniej. - Nie czarujmy się, w polskim hokeju liczy się tylko mistrzostwo Polski - mówił mi niedawno prof. Filipiak i dopiął swego. Nie zapominajmy też o tym, że to negocjacje Filipiaka z władzami hokejowej Ligi Mistrzów doprowadziły do tego, że mistrz Polski dostał dziką kartę na występy w tym elitarnym gronie. Po raz drugi z rzędu "Pasy" dostąpią tego zaszczytu. Pierwsze mecze edycji 2017/2018 już 24 sierpnia.