Interia.pl: Jak Pan ocenia rywala? - Mają wielu młodych zawodników, a kapitanem jest tam Maciek Urbanowicz, który będzie ich cisnął, więc na pewno się nie poddadzą. To jest atut Jastrzębia - młodzież połączona z rutyną. Mogą wyjść z tego różne rzeczy. Sezon zasadniczy mogliście skończyć nawet na trzecim miejscu, ale jesteście na piątym. Kalkulowaliście, na kogo możecie trafić? - Podczas zgrupowania reprezentacji Polski często słyszałem, jak zawodnicy kalkulują, ale w szatni Cracovii nie rozmawialiśmy o tym wiele. Jesteśmy w stanie wygrać z każdym i w play-off chcemy to udowodnić. Do zeszłorocznego play-off też startowaliście dopiero z piątego miejsca, a skończyliście w finale. - Teraz liczę na powtórkę, tylko ze szczęśliwym zakończeniem [w finale Cracovia przegrała z GKS-em Tychy 2:4 - przyp. red.]. Wydaje mi się jednak, że w tym w sezonie zasadniczym graliśmy dużo lepiej niż w zeszłym. Co prawda przespaliśmy pierwszą rundę, ale gdyby spojrzeć na ostatnich 30 meczów, to w tabeli jesteśmy na pierwszym miejscu. Na początku przegraliśmy bardzo dużo dogrywek, ale pracowaliśmy na tym i już jesteśmy gotowi, by przechylać mecze na swoją korzyść. Liczę, że w trudnych momentach play-off pokażemy charakter. Kto jest faworytem do zdobycia tytułu? - Nie ma takiego zespołu. Liga pokazała, że każdy może wygrać z każdym. Bardzo ważne są pierwsze dwa spotkania, gdzie będzie budowała się forma psychiczna drużyny. Dobre rozpędzenie się w play-off może być kluczowe. Może ktoś pokaże bardzo wysoką formę i tym samym stanie się faworytem? W latach 2012 - 2014 grał Pan w Jastrzębiu. Jakieś wspomnienia? - Bardzo dobre, lubię tam wracać. Fajnie mi się tam gra. By zdobyć mistrzostwo, musicie jednak poprawić wyniki na swoim lodowisku. Kibice pomogą? - Liczymy na nich, ale nie oni, ale my wychodzimy na lód. Doping pomaga i niesie, ale wszystko jest w naszym rękach i nogach. Teraz cała nasza ekipa musi sobie wzajemnie pomóc, abyśmy zwyciężali. Dwa tygodnie temu reprezentacja Polski z Panem w składzie wygrała turniej preeliminacyjny do igrzysk olimpijskich. Ogranie Kazachstanu pokazuje, że z polskim hokejem nie jest aż tak źle? - To był fajny turniej i fajny czas, ale nie ma już co do tego wracać. Była kadra, teraz jest liga i trzeba umieć to rozgraniczyć. Zobaczymy, może na kolejny turnieju eliminacyjnym też nam się uda sprawić jakąś niespodziankę? Poprzeczka pójdzie zdecydowanie w górę, bo rywalami będą Białoruś, Austria i Słowacja. - Ale zawsze trzeba wierzyć. Jeśli się gdzieś jedzie, to po wygraną. Jesteśmy skazywani na pożarcie, ale pokazaliśmy w Kazachstanie, że możemy wygrywać z teoretycznie mocniejszymi zespołami. Nie liczy się to, co na papierze, ale jak kto gra i ile serca w to włoży. Liczy Pan, że turniej w Kazachstanie może być punktem zwrotnym dla polskiego hokeja? - Ciężko mi powiedzieć. To nie jest w moich rękach, ale rękach prezesów. Związek zajmuje się przyciąganiem sponsorów, to jest ich sprawa. My możemy się tylko przyglądać z boku i trzymać kciuki, by coś w polskim hokeju się poprawiło. Piotr Jawor