Do bójki doszło w drugiej tercji, kiedy Urbanowicz natarł na Kosteckiego, przewracając go na lód, a następnie okładając pięściami. W obronie kolegi z drużyny stanął Fin Joni Tuominen, który starł się w pojedynku bokserskim z napastnikiem "Pasów". Po jego zakończeniu Urbanowicz jeszcze popchnął w plecy Kosteckiego. - Nie ma co komentować to było skandaliczne zachowanie Maćka, z którym się przecież znamy. Nic tam się nie stało ani nie dostał z łokcia, ani nie było brzydkiego faulu. Dziwię, że w takim meczu, taki zawodnik zachował jak się zachował, bo jakiś poziom trzeba prezentować, ale tylko osłabi swoją drużynę. My się cieszymy z tego, co mamy - powiedział Kostecki. Urbanowicz i Tuominen dostali kary meczu, a Kostecki też trafił na dwie minuty na ławkę kar za nadmierną ostrość w grze. Wtorkowy mecz zakończył się zwycięstwem sanoczan 4-1, którzy wyrównali więc stan rywalizacji na 1-1. Dzień wcześniej Comarch Cracovia wygrała 7-5. - W poniedziałek padło dużo goli, głównie przez naszą skandaliczną grę w obronie, popełnialiśmy dużo błędów w grze pięciu na pięciu, bo grając na tak trudnym terenie nie możemy sobie pozwolić na tyle kar. Cracovia wykorzystała cztery przewagi, cały czas goniliśmy wynik, zdobyliśmy pięć bramek, ale rywal o dwie więcej. Wyciągnęliśmy jednak wnioski, wiedzieliśmy, że jeżeli będziemy grać pięciu na pięciu, to jesteśmy lepszą drużyną i będziemy kontrolować mecz i tak się stało. Teraz przenosimy się do Sanoka i cieszymy się, że wykonaliśmy plan minimum, czyli wracamy z jednym zwycięstwem - mówił Kostecki. W obozie "Pasów" nastroje były gorsze, ale to przecież dopiero początek rywalizacji. - Każdy mecz jest inny. W poniedziałek wykorzystaliśmy cztery przewagi, a następnego dnia ani jednej, mimo że mieliśmy sytuacje. Bramkarz Sanoka bronił ze szczęściem i wyrównali stan pojedynku na 1-1. Nie załamujemy się jednak. Mamy dwa dni odpoczynku, musimy się przygotować i pojechać tam powalczyć - tłumaczył Damian Słaboń, napastnik Comarchu Cracovii. - Sił nam nie zabrakło. Co zadecydowało o naszej porażce? Gra w przewagach. Mieliśmy ich mnóstwo, gdybyśmy je wykorzystali to byłby inny mecz. Tak się jednak nie stało, a ponadto sami straciliśmy gola, gdy mieliśmy jednego zawodnika więcej, bo przydarzył nam się niepotrzebny błąd na linii niebieskiej i rywale zdobyli bramkę na 3-1 - dodał Słaboń, który w 17. minucie doznał urazu kolana, ale dzielnie wytrwał do końca meczu. Ze swoim klubowym kolegą zgadza się Rafał Radziszewski. - W poniedziałek przewagi nam wychodziły, padło z tego kilka bramek, we wtorek zabrakło nam trochę szczęścia. Wiedzieliśmy od początku, że to będą wyrównane spotkania i dlatego nikt nie jest rozczarowany, że po dwóch jest 1-1. Grają ze sobą dwie równorzędne drużyny i tutaj będzie walka do samego końca - stwierdził bramkarz "Pasów". - Wolę wpuścić pięć goli i wygrać mecz niż wpuścić mniej i przegrać. Każdy mecz jest inny. W poniedziałek bramki szybko padały, we wtorek do połowy było 0-0, było o nie trudniej, ale niestety nam bardziej - tłumaczył Radziszewski. - Szkoda tego gola na 1-3, krążek odbił się od słupka, bo graliśmy wtedy w przewadze i może by coś z tego było. A tak straciliśmy bramkę w osłabieniu i to w końcówce, co było gwoździem do trumny - dodał bramkarz Comarchu Cracovii. Kolejne dwa mecze, w serii do czterech zwycięstw, odbędą się 4 i 5 marca w Sanoku. Autor: Michał Białoński