Interia.pl: Jak się Panu podoba w Krakowie? Mateusz Bepierszcz: Byłem tu już wiele razy, bo stąd pochodzi moja dziewczyna. Kraków jest dużo większy od Tychów, ale jestem przyzwyczajony do korków i tylu ludzi, bo w Warszawie jest tak samo [stamtąd pochodzi Bepierszcz - przyp. red.]. W drużynie wszystko jest OK. Mamy młody zespół, ale z czasem będziemy zyskiwali pewność siebie. Nie będę wymieniał wszystkich młodych, ale Łukasz Kamiński i Sebastian Brynkus z Nowego Targu to zawodnicy z wielkim potencjałem. Mamy ciekawą ekipę i sądzę, że sprawimy niejedną niespodziankę. Dziewczyna miała wpływ na Pana przeprowadzkę? - Nie. Tak się akurat złożyło, bo mieszkała też ze mną w Tychach, więc nie miało to większego znaczenia. Przyszedłem do Cracovii, bo uważam, że to drużyna, która ma szansę dużo zdziałać. W środowisku panuje przekonanie, że trener Rudolf Rohaczek w okresie przygotowawczym potrafi dać wycisk zawodnikom. - Było naprawdę ciężko. Wiele razy przeżyłem już ciężkie przygotowania, ale te były jednymi z najtrudniejszych. Po biegu pod górę z kamizelką człowiek ma już dość wszystkiego. Z kamizelką? - No taką, która ważyła z 10 kilogramów. Zakładaliśmy je i biegaliśmy po górkach w upale 30 stopni. Nie było to przyjemne, ale taka jest kolej rzeczy w hokeju. Teraz trzeba popracować, żeby w sezonie mieć dużo siły. Jakiego sezonu Pan się spodziewa? - Tychy to obrońca tytułu i nie ma się co oszukiwać - są najmocniejsi. Ale tak jak powiedział trener Rohaczek - składy wielu zespołów się zmieniły, więc dopiero pierwsza kolejka dam na odpowiedź, jak to może wyglądać. Cracovia zaatakuje z drugiego szeregu? - Ciężko powiedzieć. Wiele się pozmieniało, na pewno sprawimy niejedną niespodziankę. Z meczu na mecz chcemy się rozkręcać i zobaczymy co będzie później. Nie szkoda było panu zamiany drużyny mistrza Polski na zespół, który sezon skończył bez medalu? - To była ciężka decyzja, bo w Tychach spędziłem trzy lata, ale bardzo zależy mi na graniu. Może nie jestem młodym zawodnikiem, ale nie chciałbym patrzeć na mecze z boku, wolę dać z siebie wszystko na lodzie. Rozmawiał Piotr Jawor