Górnik pojechał do Lubina, aby zrehabilitować się po równie niespodziewanej porażce z osłabionymi Azotami Puławy przed własną publicznością. Podopieczni Tomasza Strząbały przeżyli jednak szok. W pierwszej połowie złapali dużo kar. Przez około pół minuty grali nawet w poczwórnym osłabieniu i na przerwę schodzili przegrywając ośmioma bramkami - 11:19. Po zmianie stron faworyt ruszył w pogoń. Wydawało się, że ta będzie skuteczna. Na nieco ponad minutę przed końcem zabrzanie prowadzili trzema golami - 31:28. Wtedy stało się coś niesamowitego. Zagłębie zdołało odrobić straty z nawiązką. Bohaterem ostatniej akcji został 18-letni bramkarz Miłosz Krukiewicz. Zaliczył obronę, a następnie rzutem przez całe boisko zdobył bramkę na 32:31. - Zaczęliśmy bardzo dobrze. Realizowaliśmy wszystkie założone cele w stu procentach. W drugiej połowie pojawiły się jednak głupie błędy w ataku, doszedł brak skuteczności. Górnik nas złapał. Przegrywaliśmy trzema golami na minutę przed końcem, ale wygraliśmy. Walczyliśmy do końca i oby tak było w kolejnych spotkaniach - powiedział Mateusz Drozdalski, rozgrywający Zagłębia. Równie duża radość była w stolicy Dolnego Śląska - we Wrocławiu. Śląsk wygrał mecz w Superlidze po dziewięciu latach, a dokładnie po 3259 dniach. Beniaminek pokonał u siebie Piotrkowianina Piotrków Trybunalski po rzutach karnych. Po 60 minutach był remis 26:26. Również konkurs "siódemek" rozstrzygnął mecz w Kaliszu, gdzie Energa MKS podejmowała Wybrzeże Gdańsk. Początek zdecydowanie należał do gospodarzy, którzy po kwadransie prowadzili 9:5. Przed przerwą goście złapali bezpośredni kontakt, a po zmianie stron, to oni nadawali ton rywalizacji. Byli bliscy zwycięstwa po 60 minutach, ale finalnie zapunktowali za dwa. - Zdecydowała nasza konsekwencja. Byliśmy osłabieni. Początek spotkania był chaotyczny. Brakowało trochę koncentracji. Zgubiliśmy kilka piłek w ataku. Kalisz zarobił kilka łatwych bramek. Później wróciliśmy do gry. Każdą akcję budowaliśmy po kolei. Już w końcówce pierwszej połowy wiedziałem, że dojście rywali jest kwestią czasu. O wyniku zdecydował nasz karny. 10 sekund przed końcem go nie wykorzystaliśmy. Z przebiegu drugiej połowy zasłużyliśmy, aby mieć trzy punkty, ale szanujemy te dwa. Wywozimy je z bardzo trudnego terenu. Taki mecz buduje nie tylko pozycję w tabeli, ale przede wszystkim naszą pewność - tłumaczył Patryk Rombel, trener klubu z Gdańska. Najciekawiej zapowiadający się pojedynek drugiej serii okazał się jednostronny. Orlen Wisła Płock rozbiła u siebie KGHM Chrobrego Głogów 35:14. Z dobrej strony z publicznością przywitał się Viktor Hallgrimsson. Bramkarz z Islandii odbił osiem piłek i został wybrany MVP. - Zagraliśmy bardzo dobrze, na wysokim poziomie od pierwszej do ostatniej minuty. Cieszę się, że złapaliśmy taki rytm już na początku sezonu. Z tego możemy pójść tylko wyżej. Przed nami dalsza ciężka praca, aby tak było - przyznał Lovro Mihić, lewoskrzydłowy Orlen Wisły. Płock wysłał mocny sygnał przed sobotnim starciem o Superpuchar Polski. Industria Kielce ograła u siebie Rebud KPR Ostrovię Ostrów Wielkopolski 42:33.Bardzo zacięty mecz zamknął drugą serię. W Opolu Gwardia pokonała po karnych Azoty Puławy. W trakcie 60 minut zespoły wymieniały się prowadzeniem. Jedni i drudzy potrafili zbudować nawet trzy- albo czterobramkową przewagę, ale za każdym razem rywale odpowiadali. Tuż przed końcem gospodarze mieli "siódemkę", ale jej nie wykorzystali. Z kolei Azoty zaprzepaściły 10 sekund na rozegranie skutecznego, ostatniego ataku. Skończyło się remisem 34:34. W karnych bliżej zwycięstwa były Azoty, ale tak jak w trakcie spotkania, wszystko zmieniła obrona Jakuba Ałaja. Podopieczni Bartosza Jureckiego wygrali 8:7 i po dwóch meczach mają na koncie pięć punktów. Teraz oczy handballowej Polski będą zwrócone na Łódź, gdzie w sobotę odbędzie się historyczny, pierwszy mecz o Superpuchar między Orlenem Wisłą Płock a Industrią Kielce. Superligowe zmagania wrócą w następny weekend.