W sobotę konkurs siódemek rozstrzygnął spotkanie Energi MKS-u Kalisz z Azotami Puławy. Drużyny walczące o miejsce w play-offach stworzyły zacięte widowisko. Przyjezdni długo prowadzili, ale w końcówce trzy gole przewagi osiągnęli miejscowi. W 57. minucie było już 30:27. Trzy ostatnie trafienia padły jednak łupem Azotów. Do wyrównania na trzy sekundy przed końcem doprowadził Łukasz Gogola, który zdobył tego dnia aż 13 bramek. W karnych zespół z Lubelszczyzny wygrał 4:2. - Każdy zdawał sobie sprawę z wagi tych punktów. W końcówce sprzyjało nam szczęście. Mecz przyniósł wiele zwrotów akcji. Były wzloty i upadki. Mieliśmy plus dwa, później minus dwa. Kibice dostali to, co najlepsze w piłce ręcznej. Całe 60 minut to ogromna walka. Mamy bardzo krótką ławkę, ale daliśmy radę. Chłopaki wierzyli do końca. Karne to loteria. Ćwiczyliśmy je cały tydzień. Pozostajemy w grze o ósemkę. Nie sprzedajemy tanio skóry - powiedział Patryk Kuchczyński, trener Azotów. Spotkanie przepełnione emocjami zobaczyli również kibice w Piotrkowie Trybunalskim. Piotrkowianin postawił twarde warunki czwartej Rebud KPR Ostrovii Ostrów Wielkopolski. Pierwsza połowa przyniosła szybką grę z obu stron i wysoki wynik - 19:18 dla gospodarzy. Miejscowi odskoczyli na cztery trafienia po wznowieniu. Zawodnicy Kima Rassmusena wyrównali. 10 sekund przed końcem Krzysztof Żyszkiewicz rzucił na 34:33, ale po szybkim środku wyrównał Krzysztof Łyżwa. W rzutach karnych Ostrovia wygrała 6:5. - Przed meczem ten punkt bralibyśmy w ciemno. Ostrovia walczy bowiem o medal, a my o utrzymanie. Z przebiegu spotkania można jednak czuć niedosyt. To my przez większą część meczu prowadziliśmy. Dziękuję drużynie za walkę i kibicom za gorący doping, który niósł nas do walki - wyjaśniał Michał Matyjasik, trener Piotrkowianina. W 20. serii pewne zwycięstwa odniosły Orlen Wisła Płock i Industria Kielce, które ograły odpowiednio Zagłębie Lubin (35:13) i Zepter KPR Legionowo (32:23). W nadchodzącą niedzielę dwa najlepsze polskie drużyny zmierzą się w "Świętej Wojnie" w Hali Legionów. Do karnych doszło również we wrocławskiej Orbicie. Walczący o utrzymanie Śląsk postawił twarde warunki Górnikowi Zabrze. Spotkanie było bardzo zacięte, od pierwszej do ostatniej minuty. Obie drużyny mocno pracowały w obronach. Do tego często piłki odbijali Piotr Wyszomirski i Patryk Małecki. W regulaminowym czasie było 23:23. W karnych Górnik wygrał 4:2. W piątek gracze z Zabrze dowiedzieli się, że dalszy byt ich drużyny jest zagrożony. Właściciel i prezes klubu Bogdan Kmiecik poinformował, że wraz z końcem sezonu odejdzie. Zespołem kieruje od blisko 20 lat. Doprowadził go do czterech brązowych medali Superligi. "Nie była to decyzja podjęta z dnia na dzień. To setki rozmów, przemyśleń, nieprzespanych nocy. Serce mówiło jedno, rozum podpowiadał drugie. Ostatecznie, to właśnie rozum wziął górę. (...) Chcę, żeby ktoś, kto ma wizję i energię, przejął ten klub i dał mu szansę dalej się rozwijać. Mam nadzieję, że będzie to w Zabrzu, ale jeśli los zdecyduje inaczej, wierzę, że w innym miejscu klub też znajdzie swój dom", napisał w swoim oświadczeniu opublikowanym na facebookowym profilu Górnika. - Mecz we Wrocławiu był bardzo trudny. Wiedzieliśmy, że gospodarze zrobią wszystko, aby sprawić niespodziankę. Do takiej postawy zmusza ich sytuacja w tabeli. My dwa dni temu dowiedzieliśmy się, że nasz klub może przestać funkcjonować. Chwała chłopakom, że daliśmy radę i wywieźliśmy stąd dwa punkty, które w walce o szóste miejsce mogą okazać się tymi na wagę złota. W szatni byliśmy bardzo zmotywowani. Bardziej chcieliśmy oszukać swoje głowy. To siedzi w każdym z nas. O decyzji pana prezesa dowiedzieliśmy się z oświadczenia na Facebooku - tłumaczył Piotr Wyszomirski, bramkarz Górnika. W poniedziałek cenne zwycięstwo w walce o czołową szóstkę odniosła Corotop Gwardia Opole, która ograła u siebie KGHM Chrobry Głogów 28:27. Obie drużyny czasami grały falami, zdobywając gole seryjnie. W drugiej części pod tym względem lepsi byli gospodarze. Duża w tym zasługa Piotra Jędraszczyka i Mateusza Wojdana, którzy rzucili odpowiednio osiem i dziesięć bramek. - Gra była rwana. Momentami bardzo dobra, czasami przeciętna. Trzy razy wychodziliśmy na trzy bramki przewagi, ale rywale nas dochodzili. Na szczęście utrzymaliśmy koncentrację w ostatnich sekundach. Jestem dumny z naszej postawy. Myślę, że wiele zespołów nie wytrzymałoby tak ciężkiego spotkania. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty i dowieźliśmy tę jedną bramkę więcej od rywali - wyjaśniał Mateusz Wojdan. Na koniec zmagań, w "Derbach Pomorza", PGE Wybrzeże Gdańsk ograło u siebie Energę MMTS Kwidzyn 35:29, dzięki czemu awansowało na trzecie miejsce.