W odnoszeniu zwycięstw w takim stylu wyspecjalizowało się PGE Wybrzeże Gdańsk. W sobotę rozstrzygnęło w ten sposób już trzecie spotkanie w tym sezonie. Podopieczni Patryka Rombla mogą jednak żałować, bo przez większość czasu prowadzili z Gwardią Opole. W najlepszym momencie pięcioma golami. Ekipa Bartosza Jureckiego zanotowała udany ostatni kwadrans. Nie tylko odrobiła straty, ale wyszła na prowadzenie. To gospodarze musieli drżeć o punkty niemal do ostatniej akcji. Na 11 sekund przed końcem do remisu 27:27 doprowadził Rafał Stępień. W karnych gdańszczanie wygrali 4:3. Znów między słupkami błysnął Mateusz Zembrzycki. Pierwsze zwycięstwo w regulaminowym czasie odniósł Śląsk Wrocław. Beniaminek pokonał na wyjeździe MMTS Kwidzyn 29:26. Pierwsza połowa była wyrównana, ale w drugiej części przyjezdni odskoczyli na kilka bramek. Bezlitośnie wykorzystywali liczne błędy zespołu Bartłomieja Jaszki. Miejscowym na nic zdała się świetna postawa w bramce Łukasza Zakrety, który odbił 16 piłek. - Spodziewaliśmy się ciężkiego spotkania. W szatni powiedziałem chłopakom, że do 45. minuty możemy grać na remisie, a kluczowa będzie tylko końcówka. Na szczęście wcześniej udało nam się odskoczyć i dowieźć zwycięstwo. Pierwsza połowa była toczona bramka za bramkę. Po przerwie byliśmy bardzo zmotywowani. Było widać nasze dobre przygotowanie. Chcieliśmy grać cierpliwie. Długie wymiany przyniosły swój efekt - wyjaśniał Bartłomiej Koporowski, trener Śląska. KGHM Chrobry Głogów zdeklasował Piotrkowianina Piotrków Trybunalski 38:21. Zbyt wielu emocji nie było Zabrzu, gdzie Orlen Wisła Płock pokonała Górnika 27:20. Podopieczni Xaviera Sabate po kilku minutach prowadzili 7:1. Gospodarze podjęli walkę, jeszcze w pierwszej połowie zbliżyli się na dwa trafienia, ale "Nafciarze" schodzili na przerwę, prowadząc 15:10. Przewagę było łatwiej budować i kontrolować dzięki dobrze spisującym się w bramce Viktorowi Hallgrimssonowi. Islandczyk odbił 11 piłek, co przełożyło się na 38-procentową skuteczność. - Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego spotkania. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w Zabrzu zawsze grało nam się ciężko. Chcieliśmy mocno zacząć. Udało się. Później sami się pogubiliśmy, robiąc za dużo prostych błędów. Dlatego Górnik nas dogonił. W bramce fantastyczny był Viktor. Kiedy rywale dochodzili do czystych sytuacji, to on ratował nam cztery litery. To coś wspaniałego, że mamy takiego bramkarza. To dało nam przewagę - oceniał Michał Daszek, kapitan Orlen Wisły. Orlen Superliga. Olbrzymie emocje w „Derbach Wielkopolski”. Zdecydował długi konkurs rzutów karnych Na rollercoaster zostali zaproszeni kibice w Puławach, gdzie Azoty podejmowały Zepter KPR Legionowo. Zanosiło się na łatwe zwycięstwo gospodarzy, który szybko zbudowali pięciobramkową przewagę. Goście nie odpuszczali i do przerwy był remis 15:15. Po zmianie stron zespół z Mazowsza poszedł za ciosem i osiągnął cztery trafienia przewagi. Podopieczni Patryka Kuchczyńskiego szybko zniwelowali stratę, a w końcówce znów odskoczyli na plus pięć, wygrywając 39:35. Kolejny świetny występ zaliczył Łukasz Gogola, który zaliczył 11 bramek i 8 asyst. - Spodziewałem się, że to będzie wymagające spotkanie. Z naszej strony, było ono rozgrywane falami. Część gry była fajna, obiecująca. Mieliśmy wysokie prowadzenie, ale jest element, nad którym musimy mocno pracować. Chodzi o dyscyplinę. Zbyt dużo piłek oddaliśmy za darmo, nie mówiąc nawet o czystych sytuacjach rzutowych. Wprowadzamy nowy element wyższej obrony. Liczymy się z tym, że tych traconych bramek jest więcej. Z każdym kolejnym spotkaniem powinno być jednak lepiej - tłumaczył Patryk Kuchczyński, trener Azotów Puławy. Bardzo pewne zwycięstwo, mimo gry w okrojonym, bo zaledwie jedenastoosobowym składzie, odniosła Industria Kielce. W niedzielę pokonała na wyjeździe Zagłębie Lubin 34:21. Norweg z Polski przechytrzył Norwega z Czech. A nic na to nie wskazywało Zdecydowanie najwięcej walki było w ostatnim spotkaniu serii. W derbach Energa MKS Kalisz wygrała po rzutach karnych z Rebud Ostrovią Ostrów Wielkopolski. Od początku prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. W końcówce dwa trafienia przewagi zyskali gospodarze. Na finiszu przyjezdni zdołali zniwelować stratę i zyskać lekką inicjatywę. Nie zakończyli ostatniej akcji rzutem i mecz skończył się remisem 32:32. Konkurs rzutów karnych był długi. Ostrowianie mogli wygrać, ale w kluczowym momencie, w piątej kolejce pomylił się Bartłomiej Tomczak. Energa MKS utrzymała się w grze, aby finalnie wygrać 8:7 i zgarnąć dwa punkty. To pierwsze, superligowe "Derby Wielkopolski", w których wygrali goście. - Cieszymy się. To ważne, derbowe spotkanie. Zbieramy punkty, aby być jak najwyżej w tabeli. Dostarczyliśmy wielu emocji kibicom. Nie zabrakło potu i krwi. Musieliśmy jednak trzymać emocje na wodzy. Trener nas na to uczulał. Myślę, że jakościowo ten mecz stał na dobrym poziomie. Prowadzenie przechodziło z rąk do rąk, ale to my jesteśmy zwycięzcy i możemy się trochę pobawić - powiedział Jakub Moryń z Energi MKS-u. Historia pisała się w meczu mistrza Polski z PSG. Koniec meczu, bramka straty. I rzut karny - Czujemy bardzo duży niedosyt. Spotkanie było bardzo emocjonujące. Było sporo zwrotów akcji. W newralgicznym momencie mieliśmy plus dwa. Nie uszanowaliśmy tego. Kalisz zawiesił bardzo wysoko poprzeczkę. Nie mylili się w stuprocentowych sytuacjach. Karne to gra nerwów, troszeczkę loteria. Mieliśmy piłkę na zwycięstwo. Zdobywamy cenny punkt, ale liczyliśmy na więcej - wyjaśniał Kamil Adamski, rozgrywający zespołu z Ostrowa Wielkopolskiego. Kolejne superligowe spotkania już w środę