Mateusz Jachlewski był skazany na sport. Nie mogło być inaczej, skoro rodzice - jako nauczyciele wychowania fizycznego - byli mocno z nim związani. Mama większą sympatią darzyła koszykówkę, tata - piłkę ręczną (był nawet trenerem Łączpolu Gdynia, drużyny występującej w ORLEN Superlidze kobiet). Jachlewski: mało kto widział we mnie piłkarza ręcznego To jednak mama Mateusza skierowała syna ze szkoły podstawowej na Przymorzu do klasy sportowej w SP 92 na gdańskiej Zaspie. I tak los połączył 10-letniego wówczas chłopaka z trenerem Janem Prześlakiewiczem. - Czasy były trudne i rodzice Mateusza mocno wspierali drużynę, która jeździła na mecze wyjazdowe w regionie. Jego tata własnym samochodem zabierał część chłopaków na przykład do Elbląga - wspomina trener Prześlakiewicz. - Później, gdy powstała Szkoła Mistrzostwa Sportowego, Mateusz kontynuował tam naukę. Jego rocznik nie był może wybitny, ale na pewno on się tam wyróżniał. Przede wszystkim pod względem motorycznym. To niestety rzadkość - i wtedy, i teraz. Mateusz wychowywał się jednak w takim domu, że od małego był w ciągłym ruchu. Szybkość, gibkość, koordynacja... Pod tym względem był prymusem. Z kolei Mateusz Jachlewski tak wspomina swoje początki w piłce ręcznej. - Szczerze mówiąc, to w tamtym okresie byłem bardzo niski i chudy. Mało kto wtedy widział we mnie piłkarza ręcznego. Trener Prześlakiewicz dał mi szansę trenowania i rozwijania się, za co jestem mu bardzo wdzięczny - przyznaje. Rusza głosowanie na Gladiatorów. Wyjątkowe wyróżnienie dla Mateusza Jachlewskiego Ze skrzydła na środek rozegrania Właśnie z racji warunków fizycznych naturalną pozycją na boisku było dla niego pozycja skrzydłowego. W Szkole Mistrzostwa Sportowego, ale też w reszcie kraju, nikt nie widział takich zawodników na środku rozegrania. Chociaż kilka lat później śp. Wojciech Nowiński poszedł pod prąd i to właśnie on jako pierwszy dostrzegł w Mateuszu playmakera. Na tej pozycji ustawił Jachlewskiego w AZS-AWFiS Gdańsk. W sezonie 2005/06 został nawet królem strzelców ORLEN Superligi i latem trafił do Industrii Kielce. - Z Gdańska odeszło wtedy kilku zawodników i ktoś musiał zagrać na środku - wspomina tamten okres Jachlewski. - Padło na mnie. I tak przez rok, zamiast na skrzydle, grałem na środku. Z kolei w Kielcach nie byłem już przypisany do konkretnego miejsca. Grałem na lewym i prawym skrzydle, na rozegraniu, a nawet na kole. Przez czternaście lat ominąłem tylko bramkę. Gdy w 2006 roku został zawodnikiem Industrii Kielce, to pewnie nie przypuszczał, że zwiąże się z tym miastem i tym klubem aż na czternaście lat. I że osiągnie z nim tyle sukcesów. Teraz jesteśmy przyzwyczajeni do dominacji kieleckiego klubu w Polsce i Europie, ale wówczas wyglądało to inaczej. Mateusz Jachlewski swój pierwszy sezon w Kielcach zakończył z brązowym medalem. - Pozostaje mały niedosyt - mówił w 2007 roku. - Tym bardziej, że mieliśmy naprawdę bardzo dobry skład. Na pewno celowaliśmy w złoto, ale mieliśmy za dużo wpadek i został nam tylko brązowy medal. Mimo wszystko to był mój najlepszy sezon w karierze. Zdobyłem swój pierwszy medal w Superlidze, do tego z reprezentacją Polski wywalczyłem srebro w MŚ w Niemczech. Szczerze: jestem bardzo zadowolony z poprzedniego sezonu i oby następny był równie udany. Urodzinowy debiut w reprezentacji Skoro wywołany już został temat "reprezentacji Polski", to Mateusz Jachlewski zadebiutował w niej w grudniu 2004 roku, dokładnie w dniu swoich 20. urodzin. Taką szansę otrzymał od Bogdana Wenty, który ledwie dwa miesiące wcześniej został nowym selekcjonerem. Wówczas nikt jednak nie przypuszczał, że biało-czerwoni mogą sięgnąć po medal dużego turnieju. Jachlewski wspólnie z Tomaszem Tłuczyńskim stworzył parę lewoskrzydłowych podczas MŚ 2007. Wystąpił we wszystkich, dziesięciu meczach i rzucił 22 bramki. Przydatny nie tylko na skrzydle, ale także na linii siedmiu metrów (cztery karne) i w kontratakach (osiem trafień). - Wtedy zespoły grały trochę mniej z kontry - ocenia Jan Prześlakiewicz. - Ale teraz to podstawa - kontrataki w pierwsze, drugie czy trzecie tempo. Mateusz idealnie pasuje do takiego systemu gry. Potrafił zawsze świetnie czytać grę i przewidywać zagrania przeciwnika. Do tego był i jest bardzo szybko. Jeszcze teraz, w wieku prawie 40 lat, zabiegałby wielu młodszych od siebie chłopaków. Z reprezentacją Polski wystąpił jeszcze w mistrzostwach Europy w 2008 (7. miejsce) i 2010 roku (4. miejsce) oraz igrzyskach olimpijskich w Pekinie (5. miejsce), by potem zniknąć z niej na kilka lat. Głównie z powodu problemów zdrowotnych (bóle pleców) trudno było mu łączyć grę w klubie i kadrze. Jednak nawet gdy był już zdrowy, to nie mógł liczyć na powołanie od ówczesnego selekcjonera Michaela Bieglera. Jachlewski do reprezentacji Polski wrócił dopiero, gdy stery objął w niej Tałant Dujszebajew - trener, z którym współpracował także w Kielcach. Dujszebajew: Mateusz to zawodnik, z którym poszedłbym na wojnę Owocem tej współpracy występ na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku oraz w mistrzostwach świata we Francji w kolejnym roku. - Mateusz to dla mnie to taki zawodnik, z którym w ciemno poszedłbym na wojnę - mówił Tałant Dujszebajew w 2020 roku, w rozmowie z TVP Sport. - Gdy w Hiszpanii trenowałem Ciudad Real i Atletico, miałem mnóstwo znakomitych zawodników. Cały czas jednak powtarzałem, że ten jeden, z którym poszedłbym na wojnę, to Viran Morros. A grali tam Rutenka, Stefansson czy Zorman. Nie. Tylko Viran Morros. A przecież on wcale nie był gwiazdą - tak jak i Jachlewski. W Kielcach byli Karol Bielecki, Michał Jurecki, Luka Cindrić czy Igor Karacić. Ja jednak wybieram Jachlewskiego. W Kielcach stał się zawodnikiem nie do zastąpienia. Lata mijały, zmieniali się trenerzy (Zbigniew Tłuczyński, Aleksandr Litowski, Alaksandr Malinouski, Bogdan Wenta, Tałant Dujszebajew), zmieniali także zawodnicy, a Jachlewski wciąż był ważną częścią zespołu. Z kieleckim zespołem wywalczył aż jedenaście razy ORLEN Puchar Polski, jedenaście razy świętował mistrzostwo Polski, wreszcie w 2016 roku sięgnął po najważniejsze klubowe trofeum - Ligę Mistrzów. Do tego trzeba jeszcze dodać dwa brązowe medale w tych prestiżowych rozgrywkach (2013, 2015) oraz brąz w IHF Super Globe (2016). Kto wie, czy nie grałby w Kielcach do tej pory, gdyby cztery lata temu nie podjął decyzji o powrocie do rodzinnego Gdańska. - Klub z Kielc próbował mnie zatrzymać - mówił Jachlewski w 2020 roku w rozmowie z TVP Sport. - Zarówno prezes Bertus Servaas, jak i trener chcieli, abym został jeszcze co najmniej przez rok. Z różnych powodów musiałem odmówić. Każdy zawodnik chciałby grać w jak najlepszym klubie - zdobywać medale i występować w Lidze Mistrzów. Ale do tego wszystkiego potrzebna jest obok rodzina. Przez ostatni rok musiałem funkcjonować w Kielcach bez niej. Nie było mi już tak łatwo, jak w poprzednich sezonach... Do tego doszedł mój wiek. Uznałem, że nadszedł odpowiedni moment, aby podjąć decyzję o powrocie. Pojawiła się okazja, by zagrać w Wybrzeżu Gdańsk i z niej skorzystałem. Poznaj nominacje do Gladiatorów ORLEN Superligi Kobiet 2024 Zakochany w Gdańsku Tak naprawdę o powrocie do Gdańska myślał już w momencie transferu do... Kielc. Może z tego powodu wcale nie wyrywał się, aby wyjechać z Polski i spróbować sił w Bundeslidze czy lidze Asobal. - Nigdzie nie czuje się tak dobrze jak w Gdańsku. Gdy tylko będę miał okazję, aby wrócić w rodzinne strony, to od razu wrócę - zapewniał w 2007 roku. Piotr Papaj, skrzydłowy i kapitan zespołu Energa Wybrzeża Gdańsk, pochodzi z Kielc i właśnie tam po raz pierwszy spotkał się na treningu z Mateuszem Jachlewskim. - Pamiętam, że któregoś razu rozmawialiśmy sobie na luzie, o różnych sprawach pozasportowych. I Mateusz zaczął mi opowiadać, że ostatni weekend spędził w Gdańsku. No i że Gdańsk to najlepsze miejsce do życia, że na pewno będzie chciał tam wrócić. Jako młody chłopak, a jestem młodszy od Mateusza o osiem lat, nie rozumiałem tej jego fascynacji. Kielce były moim rodzinnym miastem, które kochałem i które uważałem za najlepsze do życia. Rzuciłem wtedy do niego coś w stylu: "Ale wiesz, Kielce też są spoko". Na co Mateusz się uśmiechnął i powiedział: "Pojedziesz kiedyś na dłużej do Gdańska, to zrozumiesz, o co mi chodzi". - Miał rację - dodaje Piotr Papaj. - Los sprawił, że kilka lat później przeprowadziłem się do Gdańska i zacząłem grać w Wybrzeżu. Wtedy zrozumiałem, że miał rację. Gdańsk jest rzeczywiście niesamowity. Gdy Mateusz wrócił do Gdańska i został zawodnikiem Wybrzeża, to przypomniałem mu naszą rozmowę sprzed kilkunastu lat. Ostatni sezon w karierze W drużynie Energa Wybrzeże Gdańsk nie miał już szansy na takie sukcesy, jak w Kielcach, ale był nadal ważną częścią drużyny. Chociaż żaden z jego nowych kolegów nie był nawet w połowie tak utytułowany jak on, to nigdy nie dał po sobie poznać, że jest kimś lepszym. - Mateusz nie jest typem człowieka, który wpada do szatni, wylicza wszystkie swoje medale i oczekuje, że wszyscy będą kłaniali mu się w pas - wyjaśnia Piotr Papaj. - Nigdy nie dał nam odczuć, że jest kimś lepszym, bo wygrał Ligę Mistrzów czy zagrał z reprezentacją w finale mistrzostw świata. Zawsze było tak, że traktował nas jak równych sobie. Oczywiście, czasami wraca do tego, co było. Ale to normalne. Spędzamy w autokarze po kilkanaście godzin i fajnie wtedy posłuchać historii z jego kariery. Na przykład jak niektóre mecze wyglądały z jego perspektywy. Chcę jednak wyraźnie podkreślić, że nigdy nie oczekiwał z powodu tych sukcesów jakiegoś specjalnego traktowania. Do obowiązków związanych z piłką ręczną zawsze podchodził z powagą i skupieniem. Nigdy nie odpuszczał. Tak było, gdy miał 10 lat i tak jest teraz przed 40. urodzinami. Chętnie dzieli się swoim doświadczeniem z młodszymi kolegami. Z pewnością mógłby jeszcze kontynuować karierę, może wzorem Duńczyka Hansa Lindberga (rocznik 1981), ale nie chce. Jeszcze na początku sezonu podjął decyzję, że to jego ostatni rok w zawodowej piłce ręcznej i trzyma się tego postanowienia. - Na treningach totalnie nie widać, ile ma lat, że za chwilę skończy 40. - zapewnia Piotr Papaj. - Wielu młodszych chłopaków, mających 19-20 lat, ma problem, aby dotrzymać mu kroku. Nie ma opcji, ab odpuścił choćby na sekundę, aby ominął jakieś powtórzenie. Do tego "Siwy" ma niesamowite doświadczenie. Potrafi przewidzieć, co wydarzy się za chwilę na boisku. Wciąż ma w sobie ogromną motywację, aby wygrywać mecze. Dlaczego Jachlewski to "Siwy"? Kapitan zespołu Energa Wybrzeża Gdańsk wspomniał o pseudonimie Jachlewskiego - "Siwy". Okazuje się, że kłopot z jego zrozumieniem mają młodsi zawodnicy, którzy trafiają do Wybrzeża, a także ci z zagranicy. Wszystko z powodu obecnej fryzury, a raczej jej braku, bo od kilku lat Jachlewski goli głowę na "zero". - Rzeczywiście, niektórzy dziwnie reagują na jego ksywkę. Dlaczego "Siwy", skoro nie ma włosów? Młodzi koledzy, którzy nie pamiętają może Mateusza sprzed 10 lat, boją się jednak zapytać. Więcej odwagi mają zwykle ci z zagranicy. Wtedy cały autokar się dowiaduje, że "Siwy" miał kiedyś takie włosy i taką fryzurę, dlatego też właśnie ma taką "ksywkę". Na koniec kariery Mateusz Jachlewski miał okazję powalczyć o dwunasty tytuł w ORLEN Pucharze Polski. Chociaż zadanie było ekstremalnie trudne, ponieważ półfinałowym rywalem w Final4 była... Industria Kielce. Zespół z Gdańska mocno się postawił faworytowi. Do przerwy sensacyjnie prowadził 12:11, a w drugiej połowie kibice także oglądali niezwykle wyrównane i zacięte spotkanie. Ostatecznie ze zwycięstwa i awansu do finału cieszyli się aktualni mistrzowie Polski (33:30). Jachlewski pokazał w tym meczu, że wciąż prezentuje znakomitą formę i aż żal, że kończy karierę. - Decyzji już na pewno nie zmienię i 18 maja zagram po raz ostatni - podkreślił. - Serdecznie zapraszam wszystkich kibiców na moje pożegnalne spotkanie. Mateusz Jachlewski - osiągnięcia Reprezentacja Polski: Srebrny medal MŚ 2007 w Niemczech Uczestnik igrzysk olimpijskich (Pekin 2008, Rio 2016) Uczestnik mistrzostw świata 2017 we Francji Uczestnik mistrzostw Europy 2008 w Norwegii oraz 2010 w Austrii Industria Kielce: 1 zwycięstwo w Lidze Mistrzów (2016) 2 brązowe medale w Lidze Mistrzów (2013, 2015) 1 brązowy medal w IHF Super Globe (2016) 11 razy zdobył Puchar Polski (2009, 2010, 2011, 2012, 2013, 2014, 2015, 2016, 2017, 2018, 2019) 11 razy zdobył mistrzostwo Polski (2009, 2010, 2012, 2013, 2014, 2015, 2016, 2017, 2018, 2019, 2020)