Nogi z gazu nie ściąga Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski, która na start rundy rewanżowej odniosła piąte zwycięstwo z rzędu. Na wyjeździe pokonała Zagłębie Lubin 32:31. Podopieczni Kima Rasmussena zaliczyli bardzo udaną pierwszą połowę, po której prowadzili 21:14. Gospodarze wznowili grę od zdobycia czterech goli z rzędu. Długo nie mogli złapać bezpośredniego kontaktu, ale udało im się to w końcówce, która dostarczyła sporo emocji. Ostrowian do triumfu poprowadziło trio Adamski - Smolnikow - Reznicky, którzy łącznie rzucili 23 gole. - To było ciężkie spotkanie. Spodziewaliśmy się oporu ze strony Zagłębia, które w poprzedniej serii doznało wysokiej porażki z Kwidzynem. Bardzo dobrze weszliśmy w mecz. Pierwsza połowa ustawiła nam przebieg rywalizacji. Nie mogliśmy jednak grać z takim rytmem przez 60 minut, szczególnie mając osłabienia. Lubin nas doszedł, ale przetrwaliśmy napór - wyjaśniał Marek Szpera, rozgrywający zespołu z Ostrowa Wielkopolskiego. Dwie różne połowy zobaczyli również kibice w Kaliszu, gdzie Energa MKS podejmowała Piotrkowianina Piotrków Trybunalski. W pierwszej lepiej spisywali się goście i prowadzili do przerwy 14:11. Po zmianie stron gospodarze musieli ruszyć w kolejną pogoń w ostatnich dniach. Ze Śląskiem Wrocław doprowadzili do remisu i zwycięstwa po karnych. Tym razem zapunktowali za trzy, wygrywając 29:23. Osiem goli zdobył Joel Ribeiro. - Ostatnio lubimy dramaty. Ten był z happy endem. Na początku spotkania zawiodła nas skuteczność. Wypracowywaliśmy sytuację, ale nie potrafiliśmy ich skończyć. Z biegiem spotkania było lepiej i wszystko zaskoczyło. Do super obrony, z pomocą Krzyśka Szczeciny, udało się dodać kilka goli po szybkich atakach - powiedział Mateusz Kus, obrotowy Energi MKS-u. W sobotę zwycięstwa odnieśli faworyci z Płocka i z Kielc. Orlen Wisła ograła PGE Wybrzeże Gdańsk 34:25, a Industria Energę Borys MMTS Kwidzyn 36:26. Znacznie ciekawiej było w Opolu, gdzie Corotop Gwardia pokonała Śląsk Wrocław 30:25. Spotkanie było wyrównane. Nawet jeśli miejscowi uzyskiwali przewagę, to beniaminek redukował straty. Wszystko rozstrzygnęło się w końcówce. Gwardia mogła liczyć na wsparcie doświadczonego Adama Malchera, który obronił 10 rzutów. - Najważniejsza była obrona, ale dużo nam pomógł "Yogi", który wrócił po kontuzji. Do tego doszła kontra w pierwsze lub drugie tempo. To cały czas nas napędza. Był przestój, w którym nie biegaliśmy i wtedy rywale nas dochodzili. Spodziewaliśmy się ciężkiego spotkania. Bardzo cieszymy się, że mogliśmy zagrać przy wypełnionej hali - wyjaśniał Bartosz Jurecki, szkoleniowiec zespołu z Opola. Nie rozczarował najciekawiej zapowiadający się mecz 14. serii. Górnik Zabrze wziął rewanż na Azotach Puławy za domową porażkę na inaugurację sezonu. Podopieczni Arkadiusza Miszki wygrali na Lubelszczyźnie 33:31, dzięki czemu do punktu zredukowali stratę do ósmego miejsca. Przyjezdni szybko wypracowali przewagę. Na przerwę schodzili z czterema golami zapasu. Gospodarze, którzy musieli radzić sobie bez mającego problem z kostką Łukasza Gogoli, złapali kontakt w 43. minucie. W końcówce wyszli na prowadzenie, głównie dzięki grze siedem na sześć w ataku. W kluczowych akcjach popełnili błędy w rozegraniu, a trzy punkty pojechały do Zabrza. - Wszyscy wiemy, jakie mamy problemy w tym sezonie. W każdym spotkaniu chcemy walczyć do końca. W trakcie meczów pojawiają się kryzysy. Musimy je zwalczać i eliminować. Dzisiaj wygraliśmy, ale kolejne takie spotkanie może się nie powtórzyć. Teraz cieszymy się, że wygraliśmy po spotkaniu, które mogło podobać się kibicom - przyznał Kacper Ligarzewski, który popisał się kilkoma spektakularnymi interwencjami po rzutach z koła czy z kontrataków. 15. seria ORLEN Superligi rozpocznie się we wtorek od starcia KGHM Chrobrego Głogów z Orlenem Wisłą Płock.