To nie był udany powrót Edyty Majdzińskiej do Kobierzyc, gdzie spędziła ona sześć lat i w tym czasie wywalczyła ona cztery medale mistrzostw Polski, a także zdobyła Puchar Polski. KPR Gminy Kobierzyce od początku spotkania starał się narzucić własne warunki, jednak na parkiecie zgodnie z przewidywaniami toczyła się niezwykle wyrównana walka. Podopieczne Marcina Palicy wypracowały sobie trzybramkową przewagę, jednak musiały sobie radzić bez Katarzyny Cygan. Najlepsza zawodniczka stycznia w ORLEN Superlidze Kobiet zdobyła piękną bramkę pod koniec pierwszej części spotkania, jednak upadając na parkiet doznała ona kontuzji kostki. Po zmianie stron zespół dolnośląski zespół wykonywał kolejne kroki w stronę zdobycia trzech punktów, jednak zryw zawodniczek MKS-u FunFloor Lublin zapowiadał emocje w końcówce sobotniego spotkania. W decydujących momentach lepiej zaprezentował się jednak KPR Gminy Kobierzyce, który pokonał aktualne wicemistrzynie Polski 30-26 (16-13) i umocnił się na drugim miejscu w tabeli ORLEN Superligi Kobiet! - Cały sezon jest bardzo dobry w wykonaniu moich zawodniczek i nie ukrywam, że chcemy iść za ciosem w kolejnych spotkaniach. Najważniejsze, że dziewczyny zrealizowały w stu procentach założenia przedmeczowe. Walczymy z każdym rywalem i bardzo chcieliśmy wygrać to spotkanie. Nie bałem robić się zmian, bo każda dziewczyna rozegrała świetny mecz i włączyła się bramkowo - ocenił Marcin Palica, trener KPR-u Gminy Kobierzyce. Walka o szóstkę Z roli faworytek wzorowo wywiązały się zawodniczki Młynów Stoisław Koszalin, które pokonały Galiczankę Lwów 36-20 (18-11). Podopieczne Krzysztofa Przybylskiego bardzo szybko wypracowały sobie kilkubramkową przewagę, jednak ambitnie grające rywalki zdołały odrobić część strat. Wielokrotne mistrzynie Ukrainy musiały sobie radzić bez Ołesii Diaczenko, która została ukarana czerwoną kartką za faul na Gabrieli Urbaniak. W drugiej części spotkania systematycznie rosła przewaga koszalinianek, które są o krok od awansu do grupy mistrzowskiej ORLEN Superligi Kobiet. - Bardzo się cieszymy z tego zwycięstwa. Dziewczyny fajnie pograły w obronie, bramka też dobrze "odbijała". Wykorzystaliśmy dziś słabszą dyspozycję Galiczanki, chociaż uważam, że mogliśmy zdobyć jeszcze więcej trafień, bo aż pięć razy nie trafialiśmy do pustej bramki. Niemniej, dużo bramek zdobyliśmy też w ten sposób, bo rywalki przez większość drugiej połowy grały bez bramkarki, ale nie zrobiły nam tym krzywdy. Cieszymy się z tego - powiedział Krzysztof Przybylski, trener Młynów Stoisław Koszalin. Na szóstym miejscu w tabeli ORLEN Superligi Kobiet znajduje się obecnie Start Elbląg, który pokonał w minionej serii tych rozgrywek Piotrcovię Piotrków Trybunalski 30-28 (14-19). W przypadku zespołu prowadzonego przez Agatę Cecotkę powtórzył się scenariusz, który miał miejsce już kilkukrotnie w tym sezonie. Piotrcovia Piotrków Trybunalski prowadziła w 45. minucie różnicą pięciu bramek, jednak zbyt duża liczba błędów w ataku pozwoliła zawodniczkom Startu Elbląg odrobić straty. W ostatnich minutach nie zabrakło nerwowości w poczynaniach obu zespołów, ale ze zwycięstwa mogły cieszyć podopieczne Romana Monta. - Tak się nie powinno przegrywać. Na początku meczu w obronie grałyśmy biernie, słabo, zespół Startu zdobywał łatwe bramki. Potem poukładałyśmy obronę, wszystko dobrze szło. Miałyśmy mecz pod kontrolą, dobrze się wszystko układało, w ataku grałyśmy mądrze. To nie pierwszy mecz, gdzie przeciwnik odrabia dwie bramki i nam zaczynają się trząść ręce i zaczynamy popełniać proste błędy - przyznała Joanna Waga, rozgrywająca Piotrcovii Piotrków Trybunalski. Bez niespodzianek Zgodnie z przewidywaniami komplet punktów zapisały na swoim koncie zawodniczki KGHM MKS Zagłębia Lubin i MKS-u URBIS Gniezno. Aktualne mistrzynie Polski wrzuciły wyższy bieg końcówce pierwszej połowie i wypracowały sobie czterobramkową przewagę. Po zmianie stron lubinianki dorzuciły kolejne trafienia, dzięki czemu mogły kontrolować przebieg wydarzeń na parkiecie. Nie do zatrzymania były Karolina Kochaniak-Sala i Daria Michalak, a KGHM MKS Zagłębie Lubin pokonało na wyjeździe Handball JKS Jarosław 31-16 (12-8). MKS URBIS Gniezno musiał sobie radzić w sobotnim spotkaniu bez trzech podstawowych zawodniczek: Justyny Świerżewskiej, Martyny Matysek i Malwiny Hartman. Podopieczne Roberta Popka zdobyły pierwsze cztery bramki w tym meczu, jednak kaliszanki były blisko doprowadzenia do remisu. Bardzo dobrze w tej części gry spisywały się bramkarki obu drużyn - Aleksandra Hypka i Izabela Prudzienica. W drugiej części spotkania gnieźnianki utrzymywały bezpieczną przewagę, jednak cztery minuty przed końcem meczu kaliszanki ponownie złapały z nimi kontakt. Czwarty zespół ORLEN Superligi Kobiet nie pozwolił jednak beniaminkowi na sprawienie niespodzianki, wygrywając ostatecznie 29-26 (14-11). - Spotkanie jak to derby, było bardzo trudne. Graliśmy bramka za bramkę. Trochę w początku meczu zrobiłyśmy sobie przewagę, dzięki czemu uważam, że było nam później łatwiej. Kalisz zagrał super zawody. To były po prostu derby, co tutaj więcej mówi. Była walka do samego końca - oceniła Magdalena Nurska, rozgrywająca MKS-u URBIS Gniezno.