Podopieczne Marcina Palicy pozostają jedynym zespołem w obecnym sezonie ORLEN Superligi Kobiet, na który sposobu nie potrafią znaleźć zawodniczki MKS-u FunFloor Lublin. Wśród kibiców można było usłyszeć opinię, że wpływ na to miała osoba bardzo dobrze znanej w Kobierzycach Edyty Majdzińskiej, jednak sytuacja nie uległa również zmianie po objęciu funkcji trenera przez Pawła Tetelewskiego. Wydawało się, że wobec kontuzji Justyny Świerczek trudno będzie aktualnym wicemistrzyniom Polski podtrzymać zwycięską passę z tym rywalem, jednak po raz piąty z rzędu zanotowały one zwycięstwo w meczu z MKS-em FunFloor Lublin Kluczowy moment spotkania nastąpił w drugiej części spotkania, gdy na parkiecie pojawiła się Beata Kowalczyk. To jej interwencje, w tym m.in. obroniony rzut karny wykonywany przez Magdę Balsam, a także dobra gra w obronie dowodzonej przez Aleksandrę Kucharską, pozwoliły wypracować czterobramkową przewagę. Na zaistniałą sytuację starała się odpowiedzieć m.in. Aleksandra Rosiak, jednak to KPR Gminy Kobierzyce mógł się cieszyć ze zwycięstwa 25:23 (12:12). - O naszym zwycięstwie zadecydowała bardzo dobra gra w obronie. Bywały momenty, w których nie potrafiłyśmy przebić się w ataku, ale nadrabiałyśmy to właśnie grą w defensywie. Nie pozwoliłyśmy rywalkom na zdobycie kilku ważnych bramek - powiedziała Paulina Stapurewicz, rozgrywająca KPR-u Gminy Kobierzyce. Mistrzynie lepsze od beniaminka Liderem ORLEN Superligi Kobiet pozostają zawodniczki KGHM MKS Zagłębia Lubin, które pokonały KPR Ruch Chorzów 35:19 (16:12). Podobnie jak to miało miejsce w meczach z m.in. Piotrcovią Piotrków Trybunalski czy KPR-em Gminy Kobierzyce, aktualne mistrzynie Polski słabiej spisały się w pierwszej części spotkania. To właśnie wtedy beniaminek z Chorzowa był w stanie toczyć wyrównaną walkę z lubiniankami. Zdecydowanie inny przebieg miała druga połowa meczu, w której zespół prowadzony pod nieobecność zawieszonej Bożeny Karkut przez Jarosława Hipnera punktował rywalki, a najskuteczniejsza w ich szeregach była Aneta Promis, autorka 12 bramek. - Na początku spotkania nie mogłyśmy złapać odpowiedniego rytmu. Byłyśmy nieskuteczne i popełniałyśmy wiele błędów. Na szczęście wraz z upływem czasu weszłyśmy na odpowiednie tory i wykorzystywałyśmy wypracowane przez siebie sytuacje. Cieszy wysoki wynik i zdobyte trzy punkty - oceniła Aneta Promis, skrzydłowa KGHM MKS Zagłębia Lubin Szalona sobota Bardzo dużo emocji dostarczyły spotkania rozgrywane w Gliwicach i Elblągu, a do końcowych rozstrzygnięć potrzebne były serie rzutów karnych. W przypadku pierwszego z wymienionych spotkań przez pewien czas zanosiło się na pewne zwycięstwo Młynów Stoisław Koszalin. Bardzo dobrze spisywała się Alicja Klarkowska, która zastępowała nieobecną w Gliwicach Natalię Filończuk. Mocnym punktem zespołu była również Martyna Koper. Po zmianie stron sytuacja uległa zmianie, a kwadrans później kilkubramkową stratę odrobiły zawodniczki Sośnicy Gliwice. Beniaminek ORLEN Superligi Kobiet miał nawet okazje, by wygrać to spotkanie, ale ostatnie słowo należało do zawodniczek z Koszalina. Ich trener Dmytro Hrebeniuk zdecydował się wziąć czas dopiero sześć sekund przed końcem meczu, jednak nie udało się im zdobyć zwycięskiej bramki. Emocji nie brakowało również w samej serii rzutów karnych, a z dwóch punktów mogły cieszyć się Młyny Stoisław Koszalin. Podobny przebieg miał mecz rozgrywany w Elblągu, a większość pierwszej połowy upłynął pod znakiem dominacji zespołu prowadzonego przez Magdalenę Stanulewicz. Jeszcze przed przerwą zawodniczki Piotrcovii Piotrków Trybunalski zdołały odrobić większość strat, a po przerwie wypracować sobie nawet pięciobramkową przewagę. Nie był to jednak koniec emocji, bowiem pięć kolejnych trafień było dziełem Energa Startu Elbląg. Klub z Piotrkowa Trybunalskiego był jeszcze raz bliższy zwycięstwa w regulaminowym czasie gry, jednak gospodynie po raz kolejny doprowadziły do remisu. O dodatkowym punkcie zadecydowała siódma seria rzutów karnych, w którym bramkę zdobyła Oliwia Domagalska, natomiast pomyliła się Iga Dworniczuk. - Na pewno zabrakło nam szczęścia, ale momentami byłyśmy zbyt "elektryczne". Zbyt często się śpieszyłyśmy i popełniałyśmy proste błędy. Myślę, że zawiodła nas również skuteczność, bo w obronie spisałyśmy się całkiem dobrze. To był ciekawy mecz, ale zgubiła nas nerwowość i proste błędy - przyznała Klaudia Grabińska, obrotowa Energa Startu Elbląg. Sensacja w Gnieźnie Największą niespodziankę w obecnym sezonie ORLEN Superligi Kobiet sprawiły zawodniczki Energa Szczypiorno Kalisz, które pokonały na wyjeździe MKS URBIS Gniezno 32:30 (19:14). Podopieczne Roberta Popka wydawały się zdecydowanym faworytem tego spotkania, jednak po raz trzeci z rzędu przed własną publicznością musiały uznać wyższość rywalek. Trudno nie odnieść wrażenia, że spisały się one w tym spotkaniu dosyć przeciętnie, a ten fakt wykorzystały zawodniczki z Kalisza. Prym wśród nich wiodły Digdem Hosgor i Elena Gjorgjijevska, a w pewnym momencie przewaga tego zespołu wynosiła nawet pięć bramek. MKS URBIS Gniezno mógł odwrócić losy spotkania, jednak nie wykorzystał dogodnych sytuacji. W ostatniej minucie do remisu z rzutu karnego mogła doprowadzić Malwina Hartman, jednak jej rzut obroniła dobrze spisująca się w tym meczu Patrycja Chojnacka.