Chciałem zacząć od gratulacji za komplet punktów po pięciu kolejkach, ale to niestety już nieaktualne. Co się stało w Koszalinie? Mecz w Koszalinie od początku nie układał się po naszej myśli. Głównie z powodu urazów, które wybiły nas z rytmu. Niestety bardzo szybko kontuzji barku doznała Beata Kowalczyk. Było to na tyle poważne, że w tym tygodniu czeka ją operacja. To był dla nas pierwszy cios. Potem przyszedł kolejny uraz Zuzi Ważnej. Na dodatek nie graliśmy na swoim poziomie i to wszystko spowodowało, że spotkanie zakończyło się porażką. Mimo porażki, zespół z Kobierzyc, co dla wielu było lekkim zaskoczeniem, zaczął ten sezon znakomicie. Dla Pani to też było zaskakujące? Ja już się trochę przyzwyczaiłam do tego, że jesteśmy niedoceniane. Cały czas słyszę, w przedsezonowych prognozach czy wywiadach, że to inni są faworytami. Zresztą nawet nie oczekuję tego, żeby to nas stawiać w takiej roli. Cały czas staram się wpajać zespołowi, że my powoli, konsekwentnie mamy się rozwijać. Dla mnie ten początek sezonu był oczywiście bardzo udany, aczkolwiek też z tygodnia na tydzień są to kolejne wyzwania. W związku z tym, że zespół, głównie w ataku, tworzymy nieco inaczej niż w poprzednim sezonie, inne jest ustawienie taktyczne i to cały czas wymaga sporo pracy. Przed sezonem drużynę opuściła jej największa gwiazda Kinga Jakubowska. Wygląda jednak na to, że udało się tę stratę zrekompensować zupełnie bezboleśnie. Odejście Kingi Jakubowskiej pozmieniało wiele w taktyce ataku. Mój plan był taki, żeby trafienia porozkładały się w miarę równo na wszystkie pozycje. Wcześniej większość bramek rzucała ona. W tym sezonie chciałabym, żeby było równo pod tym względem. Wychodzi to raz lepiej, raz gorzej, ale w tym kierunku pracujemy. Dwa ostatnie lata dla "Kobierek" to najpierw brązowy, a potem srebrny medal w PGNiG Superlidze. Brakuje jednego krążka... To już ten sezon? Żeby być mistrzem Polski, trzeba mieć bardzo doświadczony zespół. Poukładany we wszystkich formacjach. My dążymy w tym kierunku, bardzo chciałabym tytułu, ale czy to się uda w tym roku? Nie wiem. Wszystkim, którzy pytają mnie o nasze cele, odpowiadam, że bardzo bym chciała medalu dla "Kobierek". Zdaje sobie sprawę, że nasi rywale mają znakomite zespoły i też dążą do tego, by stanąć na podium. Wszyscy jako głównych faworytów wskazują Perłę Lublin i Zagłębie Lubin. Mamy dobre, ambitne piłkarki. Potrzebujemy trochę czasu na jeszcze lepsze zgranie, szczególnie w ataku. My będziemy po prostu starali się wywalczyć jak najlepszą lokatę. Przed nami dużo wyzwań i sporo pracy, ale wierzę mocno w nasz sukces. Kobierzyce są bardzo małe. Jaka jest tajemnica sukcesu klubu z tak małego ośrodka? Tak, są małe. Do tego to bardzo młody klub. Nie chodzi mi o to, że nie mamy tradycji, bo piłka ręczna istniała tu od wielu lat. Po prostu mamy małe doświadczenie w Superlidze, bo gramy w niej od niedawna. I to może powodować, w niektórych kwestiach, pewne różnice w porównaniu z innymi klubami. Sekretu nie umiem zdradzić. Robię to, co robiłam zawsze. Bardzo ciężko pracujemy, jako trener staram się stawić czoła niedogodnościom. Natomiast myślę, że podstawą naszego sukcesu jest to, że wszyscy bardzo sobie ufają i chcą, żeby klub się rozwijał. Jest dobra współpraca na linii zarząd - trener, co przekłada się również na grę zespołu. To zaufanie sprawia, że w klubie nie ma zawirowań i wszyscy pracują na wspólny sukces. Zarząd, władze gminy i sponsorzy zapewniają nam tez dużą stabilność finansową. Zespół i pracownicy mieli finansowe wsparcie w różnych momentach, to bardzo ważne w życiu każdego. Czym staracie się skusić nowe zawodniczki, żeby zasiliły KPR Gminy Kobierzyce? Poza wspomnianą stabilnością finansową, każda przychodząca do nas zawodniczka ma gwarancję, że i ja i zespół będziemy się starać, żeby każdy się rozwinął. To jest na pewno jedna z rzeczy, która przyciąga do nas nowe zawodniczki. Z Kobierzyc jest daleko do reprezentacji? Na mecze eliminacji mistrzostw Europy, mimo dobrych wyników, powołanie dostała tylko Zuzanna Ważna. Nie chce oceniać decyzji trenera Arne Senstada. To jego zespół, który on tworzy. Jeśli Zuzia pomoże reprezentacji, będę z tego bardzo zadowolona. Mocno trzymam kciuki i za nią i za reprezentację. A kogo powołałaby selekcjoner Majdzińska? Nie zastanawiałam się nad tym. Wiem, jak łatwo oceniać innych trenerów. Często ludzie obserwujący zespół z boku, nie wiedzą o wielu aspektach psychologicznych, fizycznych, taktycznych. To układanka, którą trener musi poukładać. To, że ja czy ktoś z kibiców widziałby którąś zawodniczkę w składzie, często zupełnie odbiega od tego, jak widzi to trener. To, co ja bym chciała, nijak ma się do tego, jak ma funkcjonować reprezentacja. Czeka Pani na swoją szansę w kadrze? Zupełnie o tym nie myślę. Jestem osobą, która jeśli ma jakiś projekt, to wchodzi w niego na 100 procent. Zajmuję się Kobierzycami, chcę, żeby ten klub funkcjonował jak najlepiej i to jest moje największe wyzwanie. Niedawno wspomniała Pani, że nadal jest zwariowana na punkcie piłki ręcznej. To pomaga czy przeszkadza w prowadzeniu zespołu? Niestety (śmiech). Czasem to przeszkadza, a czasem pomaga. Na pewno mam dużą determinację do tego, by się rozwijać, szukać ciągle i ciągle nowych szans. Mam różne nowe pomysły, tak że to fakt, nadal jestem zwariowana na punkcie piłki ręcznej. Uważam, że w zawodzie trenera tylko takie osoby funkcjonują w nim dłużej. To trudny zawód i gdybym nie była tak zwariowana, a może po prostu zaangażowana w swoją pracę, efekty byłyby mierne. A jak spędza Pani wolny od piłki ręcznej czas? Najbardziej lubię się zrelaksować, wyciszyć po stresujących chwilach podczas meczu. Bardzo ważna jest dla mnie rodzina. W życiu sportowca tego czasu dla niej jest mało i staram się jej poświęcać czas. Poza tym spacery, czas spędzony na łonie natury, no i dobra książka. Co Pani czyta? Właśnie kończę książkę Harlana Cobena. Czasem, żeby odciągnąć głowę od problemów związanych z piłką ręczną, lubię przeczytać dobry kryminał.