Eksplozja formy Obecny sezon jest dla Ariela Pietrasika niezwykle udany. Występujący na pozycji lewego rozgrywającego zawodnik praktycznie w każdym spotkaniu zespołu TSV St. Omar St. Gallen. Aktualnie jest najlepszym strzelcem Quickline Handball League, ale coraz częściej mówi się, że to jego ostatni sezon w tych rozgrywkach. Reprezentant Polski znajduje się na celowniku kilku klubów z Bundesligi, która wydaje się dla niego naturalnym wyborem. Jego kariera w ostatnich latach nabrała niebywałego rozpędu. W pierwszym zespole zadebiutował w grudniu 2021 roku, a już kilka tygodniu później wystąpił na mistrzostwach Europy, które rozgrywano na Słowacji i Węgrzech. - Parę miesięcy temu grałem jeszcze w Luksemburgu i w ogóle nie myślałem o tym, że mogę zagrać na mistrzostwach Europy - mówił już podczas turnieju Pietrasik. Wtedy dla niego wszystko było nowe i młody zawodnik nie ukrywał, że czuł się przytłoczony tym wszystkim. Jak przyjechałem do Gdańska i pierwszy raz wszedłem do Ergo Areny, to czułem respekt, bo nie byłem w tak dużej hali, a i pierwszy raz spotkałem się z zespołem, który do tej pory oglądałem tylko w telewizji - mówił w rozmowie z Interią szczypiornista. Na mistrzostwach Europy był tylko rezerwowym, choć Patryk Rombel dawał mu okazję do gry właściwie w każdym spotkaniu. A wysoki rozgrywający za każdym razem pokazywał, że jest przyszłością polskiego handballa. Teraz przed nim mistrzostwa świata, w których, jeśli nic się nie wydarzy, również powinien błysnąć. To oczywiście zupełnie inny poziom niż liga szwajcarska i nie można oczekiwać zdobywania kilkunastu bramek w każdym meczu, ale spotkania z Francją czy Słowenią będą dla niego znakomitą szkołą. I równie trudnym sprawdzianem. Czytaj także: Historyczna rola reprezentantki Polski Skazany na sport Pietrasik właściwie od dzieciństwa był skazany na sport. Co prawda jego rodzice uprawiali dwie różne dyscypliny, ale problemów z wyborem sportu dla siebie przyszły reprezentant naszej kraju nie miał. Jego ojciec Grzegorz był zawodowym szczypiornistą i grał w Anilanie Łodź, a później w zespołach z Niemiec i Luksemburga, natomiast matka Katarzyna, z domu Ekiel, była napastniczką w zespole Kolejarza Łódź. Zaliczyła również 13 występów z orzełkiem na piersi, strzelając w kadrze trzy bramki. Jednak, jak przyznał Ariel Pietrasik, więcej w kwestii tego, jaką dyscyplinę będzie uprawiał, miał do powiedzenia ojciec. - Tata mnie namawiał, żeby grać w ręczną. On grał długo w Anilanie. Mama występowała w reprezentacji Polski, ale krótko, bo zerwała więzadła krzyżowe w kolanie, potem urodziła mnie, no i przestała grać w piłkę nożną, tak że mnie nie namawiała - mówił w rozmowie z Interią. Treningi zaczął już w wieku ośmiu lat, a jego pierwszym trenerem był oczywiście ojciec, prowadzący w klubie zajęcia zarówno w seniorami, jak i z dziećmi. I od początku pilotował karierę syna, pomagając mu później także w transferach. Piłkę ręczną uprawia zresztą o trzy lata młodsza siostra Ariela Ewa, która obecnie występuje w zespole Rotweiss Thun. Ma za sobą nawet występy w młodzieżowych reprezentacjach Polski, choć jej karierę hamują kontuzje. Wybrał Polskę Pietrasik posiada dwa obywatelstwa i choć w młodym wieku namawiano go do gry dla Luksemburga, zdecydowanie wybrał Polskę. Jak sam mówił, od dziecka marzył o występach w koszulce z orzełkiem na piersi. I tutaj akurat poszedł drogą matki, spełniając swoje marzenie. Jednak wychowanie w innym kraju, w międzynarodowym środowisku, sprawiło, że zawodnik jest prawdziwym poliglotą. Płynnie mówi po polsku, niemiecku, francusku i luksembursku, a także w języku angielskim. Między innymi dlatego w kontekście jego kolejnego klubu mówi się nie tylko o drużynach z Bundesligi, ale także z Francji, gdzie również poziom handballa jest bardzo wysoki. Czy będzie gwiazdą na miarę Karola Bieleckiego? Czy już teraz stanie się kluczowym ogniwem reprezentacji Polski? Ariel Pietrasik to z całą pewnością wielki talent, jednak dopiero po transferze do jednej z czołowych lig i codziennej rywalizacji z najlepszymi zawodnikami w Europie będzie można się przekonać, czy zrobi karierę na miarę popularnego "Koli". A już w styczniu przyszłego roku na polskich i szwedzkich parkietach będzie mógł sam odpowiedzieć na pytanie, czy znakomita dyspozycja w Szwajcarii to efekt jego siły, czy słabości rywali.