Po mistrzostwach świata, które Polska organizowała wspólnie ze Szwecją, pracę stracił Patryk Rombel. Włodarze Związku Piłki Ręcznej w Polsce uznali, że nie zrealizował założonego celu i postanowili, że jego kontrakt nie zostanie przedłużony. Tymczasowym selekcjonerem został dotychczasowy asystent Rombla Bartosz Jurecki, który w dwumeczu z Francją miał poprowadzić naszą drużynę. W zespole nastąpiło sporo zmian. Reprezentacyjne kariery zakończyli Tomasz Gębala i Krzysztof Krajewski, powołania nie otrzymał Piotr Chrapkowski, a na dodatek już przed spotkaniem z powodu kontuzji z drużyny wypadli Ariel Pietrasik, Michał Daszek i Michał Olejniczak, a decyzją trenera na trybunach usiadł Adam Morawski. Przed szansą debiutu stawał za to rewelacyjnie broniący w barwach Orlen Wisły Płock Marcel Jastrzębski. Polska - Francja: Arkadiusz Moryto w roli kapitana Jako kapitan "Biało-Czerwonych" w meczu z Francją poprowadził Arkadiusz Moryto, który zastąpił nieobecnego Chrapkowskiego, a także wicekapitana Krajewskiego. W Ergo Arenie odśpiewano acapella "Mazurka Dąbrowskiego" i rozpoczęło się spotkanie z mistrzami olimpijskimi, w którym nasz zespół grał nie tylko o punkty, ale o budowę nowej tożsamości, którą musiał wykreować, po zmianach, jakie nastąpiły w ostatnim czasie. Polacy zaczęli jednak dość nerwowo i dwukrotnie niepotrzebnie zgubili piłkę w ataku, co poskutkowało kontrami i bramkami naszych rywali. Do tego Francuzi bardzo łatwo forsowali naszą obronę i czy to Nicolas Tournat z koła, czy Dika Mem z dystansu, nie mieli kłopotu, by pokonać Mateusza Korneckiego. W pierwszych minutach nieźle funkcjonowała nasza gra z obrotowymi, co zaowocowało trafieniami Macieja Gębali i Kamila Syprzaka, ale i tak po pierwszych 10 minutach spotkania przegrywaliśmy 5:9. Mieliśmy też kłopot z wykorzystywaniem rzutów karnych. Za pierwszym podejściem Arkadiusz Moryto pokonał dopiero po dobitce Vincenta Gerarda, za za drugim razem zastępujący go Kamil Syprzak przegrał pojedynek z francuskim bramkarzem. Polacy mieli zresztą problemy ze skutecznością niemal z każdej pozycji i po kwadransie pierwszej połowy przegrywaliśmy 5:12, nie mogąc zdobyć bramki przez kilka długich minut. Wtedy Jurecki postanowił wziąć czas, by spróbować nieco uspokoić swoich podopiecznych. Fatalna serię przerwał dopiero w 17. minucie Jan Czuwara, ale przegrywaliśmy siedmioma bramkami i trzeba było znaczącej poprawy, żeby rywale zupełnie nie odjechali. A na to się nie zanosiło, bo przy trzecim podejściu do rzutu karnego po raz kolejny świetnie w bramce spisał się Gerard, który tym razem nie dał się pokonać Czuwarze. Mistrzowie olimpijscy z kolei nie mieli problemów ze zdobywaniem bramek. Okazję do debiutu już w pierwszej połowie dostał Jastrzębski, ale i on nie był w stanie zatrzymać Francuzów, choć dwukrotnie obronił rzuty ze skrzydła Benoita Kounkouda. Mimo to do przerwy goście prowadzili 11:22, górując właściwie w każdym elemencie handballowego rzemiosła nad reprezentacją Polski. Czytaj także: Kapitalne widowisko w Kielcach, Barcelona podbiła Halę Legionów Legendy reprezentacji uczczone w Gdańsku W przerwie spotkania nastąpiło podziękowanie legendom reprezentacji Polski, Tomaszowi Tłuczyńskiemu, Patrykowi Kuchczyńskiemu, Mariuszowi Jurkiewiczowi, Marcinowi Lijewskiemu i Karolowi Bieleckiegmu. Tysiące fanów w Ergo Arenie zgotowało im naprawdę piękną uroczystość i to dobrze, że ZPRP zdecydował się na taki ruch. Kiedy zawodnicy wrócili na boisko, nasza drużyna zaczęła od dwóch trafień z rzędu. Najpierw Szymon Sićko, a potem Arkadiusz Moryto znaleźli sposób na francuskiego bramkarza Remiego Desbonneta, który zastąpił w drugich 30 minutach Gerarda. Na pochwały zasłużył też Jastrzębski, który pozostał między słupkami i zanotował trzy bardzo udane interwencje. Odrabianie strat szło nam jednak mozolnie, bo w 40. minucie, mimo kilku obron naszego bramkarza, Francuzi nadal prowadzili 27:18. Znów dobrze grał nasz środek, dwa trafienia zaliczył Patryk Walczak, ale to wciąż było za mało, żeby zagrozić mistrzom olimpijskim. Na pewno bohaterem drugiej części gry był młodziutki Marcel Jastrzębski, który bronił znakomicie. Choć był to jego debiut w narodowych barwach, to wszedł do bramki bez żadnych kompleksów i udowodnił, że jest największym talentem od czasów Sławomira Szmala. W dużej mierze dzięki niemu na kwadrans przed końcem przegrywaliśmy już tylko sześcioma bramkami 22:28. Niestety okazało się, że Francuzi na wiele więcej nam nie pozwolą i kiedy w 53. minucie Dylan Nahi trafił ze skrzydła, po kapitalnym przechwycie wychodzącego z bramki Desbonneta, losy spotkania były właściwie rozstrzygnięte. Ostatecznie "Biało-Czerwoni" dość wyraźnie przegrali to spotkanie 28:38. Nad reprezentacją nie ma się jednak co pastwić. Nasza kadra jest w trudnym momencie, nastąpiło w niej sporo zmian i trzeba teraz w miarę szybko znaleźć sposób, by na powrót poukładać wszystkie klocki. Przed zespołem Bartosza Jureckiego teraz kolejny mecz z Francją, a później spotkania z Włochami i Łotwą, które zdecydują o awansie do mistrzostw Europy. Jeśli uda się wywalczyć awans, a chyba nikt nie sądzi, by mogło być inaczej, będzie chwila, by nowy selekcjoner zaczął budować drużynę. Bo przecież Euro 2024 w Niemczech to wciąż szansa, choć dość odległa, by awansować na igrzyska w Paryżu. A taki cel cały czas przyświeca Polakom. Polska - Francja 28:38 (11:22)