"Biało-Czerwoni" zmagania eliminacyjne rozpoczęli w czwartek - w katowickim Spodku pokonali Włochów 30-23. To nie była łatwa przeprawa, szczególnie w pierwszej połowie, niemniej podopieczni Patryka Rombla górują nad tym rywalem tak umiejętnościami indywidualnymi, jak i zespołowością. Raczej trudno się spodziewać, by w rewanżu, w końcu kwietnia przyszłego roku, mogli na wyjeździe nie tyle przegrać wyżej, co nawet przegrać. W tej sytuacji druga lokata, dając awans, powinna być już pewna. Zwłaszcza, że żadnym zagrożeniem dla Polaków nie była dziś Łotwa. Rywale bez swojego lidera, czyli bez szans Łotysze przegrali w czwartek na wyjeździe z Francją 18-35, ale występowali bez swojego lidera i gwiazdy światowego formatu Dainista Krištopānsa. Mający aż 215 cm wzrostu gigant z PSG pewnie nie zmieniłby tego, że Polska to spotkania wygrała, ale na pewno starałby się kończyć wiele akcji swojej reprezentacji. Siłę rzutu ma zaś olbrzymią. Bez niego Łotysze trzymali się dzielnie przez blisko 20 minut - mimo agresywnej obrony Polaków dochodzili do pozycji rzutowych, trochę dopisywało im szczęście. W 18. minucie Nils-Aivins Mikelsons zdobył kontaktową bramkę na 6-7, ale chwilę później "Orły" pokazały, kto ma lepszych zawodników i więcej potrafi. Przez siedem minut trafiali tylko goście, klasę pokazywał po raz kolejny Arkadiusz Moryto, nieźle do ataku wprowadził się Szymon Działakiewicz, którego na prawym rozegraniu trener Rombel próbuje zamiast Rafała Przybylskiego. Najpierw trafił w okienko z drugiej linii, później rzucił z biegu - na 12-6. Gospodarze jeszcze próbowali walczyć, pierwszą połowę zakończyli z zaledwie czterema bramkami straty, ale po przerwie wszelkie wątpliwości zostały rozwiane dość szybko. Gigantyczna przewaga Polaków po przerwie Polska bowiem włączyła drugi bieg i natychmiast odskoczyła Łotyszom na bezpieczny dystans. Nie była do tego potrzebna jakaś fenomenalna gra bramkarzy, wystarczyła bardziej aktywna obrona, skutkująca przechwytami i kontrami. Nadal koncertowo grał Moryto (w całym spotkaniu 10 bramek z 11 rzutów!), ale zaczął też trafiać regularnie Szymon Sićko, kolejne gole dołożył Działakiewicz, pokazał się Kamil Syprzak. Było kilka bardzo efektownych akcji i podań Michała Olejniczaka, także Jan Czuwara, który w 44. minucie pojawił się na boisku i dopisał do protokołu trzy trafienia. Przewaga Polaków więc rosła, a gdyby nasi zawodnicy zachowali większą koncentrację, pewnie wyniosłaby 20 trafień. Skończyło się na 18, czyli o jednym więcej, niż mieli Francuzi w starciu z Łotwą trzy dni temu. 15-latek zdobył dla Łotwy dwie bramki. Ogromna radość! Rywale też mieli powód do radości, a konkretnie - ich skrzydłowy Valdis Kalnins. To zaledwie 15-letni chłopak, debiutant, a w 40. minucie rzutem z prawego skrzydła pokonał bramkarza z Ligi Mistrzów, czyli Mateusza Korneckiego. To nic, że Łotysze przegrywali wtedy 13-22 - radość ich młodego gracza była niewyobrażalna. W 58. minucie zdobył jeszcze jedną bramkę, taką na... pocieszenie. Łotwa - Polska 19-37 (9-13) Łotwa: Kukša (6 obron/34 rzuty - 18 proc. skuteczności), Puriņš (0/8 - 0 proc.) - Pančenko 5, Veršakovs 3, Kalnins 2, Leja 2, Serafimovics 1, Rogonovs 1, Meiksans 1, Geislers 1, Borodovskis 1, Mikelsons 1, Kurzemnieks 1, Juzups, Kreicbergs, Stepulenoks-Stukanovs. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 4/4. Polska: Morawski (6 obron/16 rzutów - 37 proc. skuteczności), Kornecki (5/13 - 39 proc.) - Moryto 10, Sićko 6, Działakiewicz 5, Syprzak 4, Krajewski 4, Czuwara 3, Olejniczak 2, Jędraszczyk 1, Walczak 1, Pietrasik 1, Daszek, Komarzewski, M. Gębala, Chrapkowski. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 5/5.