Mecz Polaków z Niemcami miał zaskakujący ciężar gatunkowy. Dla "Biało-Czerwonych" byłoby to fajne zwieńczenie dobrego w ich wykonaniu turnieju i to tłumaczy ich ogromną determinację widoczną od samego początku. A Niemcy, jak od zawsze wiadomo, nie bardzo znają pojęcie luzu, zabawy i gry o "czapkę gruszek", więc zagrali jak zawsze, od początku do końca jak dywizja pancerna. Ale Polacy ten styl przyjęli i stąd świetne do oglądania widowisko. Warunki jakie nasz zespół postawił w obronie zrobiłyby wrażenie nie tylko na Niemcach. Harówka, agresja i pomysł na defensywę plus geniusz w bramce - Adam Morawski w pierwszej połowie odbił 10 z 21 rzutów Niemców - sprawiły, że i w ataku Polacy mieli margines błędu. Ale nawet przy jego wykorzystaniu, czyli marnując parę akcji w ataku "Biało-Czerwoni" prowadzili do przerwy 12-11 a, mogli wyżej, bo w samej końców Niemcy wykorzystali nasz błąd i zamiast schodzić do szatni potrójnym bagażem do odrobienia, "złapali" kontakt. W drugiej połowie Polacy jednak nic nie stracili ze swojej jakości i szybko odskoczyli na 4 bramki (15-11). W piłce ręcznej to jeszcze nic, zwłaszcza z Niemcami, więc do samego końca rywal dochodził na dwa gole, my odskakiwaliśmy. Mniej okazji do udanych interwencji miał Morawski, ale obrona ciągle dawała radę. Gorzej było w ataku. Trochę bałaganu w naszej grze wprowadziła zmieniana na bardziej wysuniętą obrona Niemców, do tego obudził się w bramce Andreas Wolff, a w naszej drużynie pecha miał Maciej Majdziński, który musiał opuścić boisko z urazem kolana. W 50. minucie Niemcy doszli na 20-20 i można było stawiać spore pieniądze, że Hitchcock będzie maczał palce w tym widowisku. Polacy trafiali widowisko, ale Niemcy odpowiadali błyskawicznie. Dwie minuty przed końcem wyszli na prowadzenie ale wyrównał Szymon Sićko. Rywale mieli 20 sekund na zdobycie zwycięskiego gola, ale tak długo "malowali" w ataku, że sędziowie zabrali im piłkę. 5 sekund to wystarczająco dużo by przeprowadzić kontrę i "Biało-Czerwoni" taki atak przeprowadzili wzorowo. Piłkę meczową miał w rękach Patryk Walczak, ale jego rzut niemal równo z końcowym gwizdkiem obronił bramkarz Łomży Vive Kielce i skończyło się remisem. W takich okolicznościach można mówić, że to "tylko" remis. 20 sekund wcześniej powiedzielibyśmy że to "aż" remis. A podsumowując wcześniejsze 58 minut można powiedzieć że po prostu stracony punkt i stracona szansa na trzecie miejsce w grupie. Ale przy takiej ocenie najsensowniej jest nie patrzeć na cyferki. W spotkaniu z Niemcami Polacy pokazali ogromną determinację, ambicję i waleczność nawet jeśli to wyrażenia bliskoznaczne. Do tego dołożyli furę jakości, dobrą taktykę, dobre jej wykonywanie, pokazali, że mają kilku graczy z absolutnego topu - vide Adam Morawski i Arkadiusz Moryto. Pokazali, że że nie pękają, że mają pomysł, mają trenera, który panuje nad zespołem i panuje nad sytuacją. I tej oceny w żaden sposób nie można uzależniać od tego, czy Patryk Walczak wykorzystał by ostatni rzut, czy też nie. Przed Polakami teraz marcowe mecze w eliminacjach do mistrzostw Europy z Holandią, potem ze Słowenią. Euro za rok organizują Węgrzy i Słowacy, a za dwa lata kolejny mundial odbędzie się w Polsce i Szwecji. Polska - Niemcy 23-23 (12-11)TC Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź!