Przed spotkaniem trudno było liczyć na spektakularny rezultat, bo jednak pojedynek "Drużyny Ciągle w Budowie" z mistrzami Europy miał dość oczywistego i to bardzo wyraźnego faworyta. Ale to, co było widoczne gołym okiem, nie było takie oczywiste dla samej polskiej drużyny. Polacy od pierwszego gwizdka walczyli aż miło i dokładali do tego kawał sportowej jakości. Jeszcze nie w pierwszej połowie, ale z każdą minutą więcej. Wyrównane pierwsze minuty w takich pojedynkach to jeszcze nic nadzwyczajnego, pierwszy kwadrans, a nawet pierwsza połowa też jeszcze nie muszą prowadzić do daleko idących wniosków. Ale wytrzymać 60 minut morderczej walki, walki łeb w łeb z mistrzami Europy, z prawdziwymi galacticos tego turnieju, to już nie może być przypadek. Przez pierwsze 30 minut ani razu Polacy nie byli na prowadzeniu i tylko trzy razy remisowali, ale cały czas grali swoje. W obronie narzucili takie warunki, że Hiszpanie mieli prawo czuć się zagubieni. Bo gdy już polską defensywę oszukali, to cuda między słupkami wyczyniał Adam Morawski. O ile w poprzednim meczu z Tunezją nie zderzył się z piłką, tak teraz bronił za dwóch. Więcej można było oczekiwać od Polaków w ataku, bo grali momentami jak jeździec bez głowy - głupie i proste straty, nieprzemyślane rzuty i wymuszane faule sprawiły, że do przerwy Hiszpania prowadziła 14-11. W drugiej połowie wydawało się, że zawodnicy tego formatu co Cańellas, Entrerrios, Alex Dujszebajew i Maqueda "przypilnują" sobie meczu na tyle, żeby mieć go pod kontrolą. Prowadzili w 36. minucie 5 golami (18-13) i gdyby Polacy na tym poziomie dalej prowadzili walkę, też można by być zadowolonym. Ale zrobili więcej. Pokazali charakter i ambicję, a do tego dołożyli umiejętności. Do świetnej już wcześniej obrony doszła jakość w ataku. Moryto, Przybylski, Majdziński i Sićko dziurawili hiszpańską bramkę raz za razem i w tym momencie mistrzowie Europy byli totalnie rozbici. W 44. minucie Polacy wyszli na prowadzenie 20-19 i zapachniało sensacją. Nieprawdopodobnie bronił Adam Morawski. Rozpędzeni "Biało-Czerwoni" nie zwalniali, ale i Hiszpanie się otrząsnęli i już do końca trwało fantastyczne widowisko. Trzy minuty przed końcem był remis po 25-25 i w kluczowych momentach decydowały niuanse, drobne błędy ale też ogromne doświadczenie i cwaniactwo Hiszpanów. Najpierw na dwie minuty wyleciał Patryk Walczak, potem pecha miał Maciej Majdziński - fajnie przygotowana i zakończona golem akcja Polaków została anulowana, bo przekroczył pole bramkowe. W następnej akcji legendarny Joan Cańellas huknął z drugiej linii i półtorej minuty przed końcem mistrzowie Europy mieli dwa gole przewagi. Odpowiedział trafieniem Michał Olejniczak, ale by odebrać piłkę rywalom brakło już czasu, a Cańellas po profesorsku opóźniał grę. Porażka 26-27 wiele w sytuacji Polaków nie zmienia, bo była ona wkalkulowana w turniej. We wtorek o 20.30 biało-czerwoni zagrają z Brazylią i wszystko na to wskazuje, że zdobycz z tego spotkania będzie zaliczona w kolejnej fazie (jeśli Hiszpanie pokonają Tunezję). W MŚ po raz pierwszy występują 32 zespoły. Z każdej z ośmiu grup do drugiej rundy awansują po trzy drużyny. W ten sposób powstaną cztery grupy po sześć ekip, z których po dwie najlepsze zagrają w ćwierćfinale. Finał zaplanowano na 31 stycznia w Kairze. Mecze odbywają się bez publiczności. Leszek Salva Polska - Hiszpania 26-27 (11-14)Polska: Morawski, Wyszomirski - Olejniczak 3, Krajewski, Walczak 1, Sićko 6, Majdziński 3, Czuwara 1, Pilitowski, Moryto 5, Daszek, M. Gębala 3, Przybylski 2, Dawydzik, T. Gębala 2, Chrapkowski. Kary 12 min.Hiszpania: Perez de Vargas, Corrales - Maqueda 1, Fernandez 5, Entrerrios 5, A. Dujszebajew 2, Sarmiento, Sole 2, Figueras 2, Canellas 1, Morros, Gomez 2, Arino, Guardiola, Marchan 2, D. Dujszebajew 5. Kary 4 min. Sędziowali: Vaclav Horacek i Jiri Novotny (Czechy) Tabela grupy B (mecze, zwycięstwa, remisy, porażki, bramki, punkty): 1. Hiszpania 2 1 1 0 56-55 32. Polska 2 1 0 1 56-55 23. Brazylia 2 0 2 0 61-61 24. Tunezja 2 0 1 1 60-62 1 Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! MR/PA