Po pierwszym meczu w Płocku, w którym "Biało-Czerwoni" bardzo długo prowadzili, ale ostatecznie ulegli Szwedom, w obozie naszej kadry panował spory niedosyt. Prezes ZPRP Henryk Szczepański mówił w rozmowie z Interią, że zabrakło doświadczenia i skuteczności. Z kolei selekcjoner Patryk Rombel wskazywał na brak wyrachowania i zimnej krwi. Mimo wszystko przed kolejnym spotkaniem apetyty były spore, bo szansa na pokonanie mistrzów Europy była całkiem realna. Patryk Rombel dokonał zmian w składzie W składzie Polaków, w porównaniu do pierwszego spotkania, doszło do kilku zmian. Wolne dostał między innymi bohater pierwszego spotkania Adam Morawski, a w bramce tym razem zmieniali się Jakub Skrzyniarz i Mateusz Kornecki. Kolejny raz przed szansą występu w reprezentacji stanęli uczniowie SMS-ów z Płocka i Kielc Andrzej Widomski i Jakub Będzikowski. Czytaj także: Nietypowe powołanie do reprezentacji Polski W Orlen Arenie zasiadło niemal pięć tysięcy fanów, którzy mieli nadzieję, że czeka ich równie emocjonujące widowisko, jak to czwartkowe, ale tym razem zakończone zwycięstwem "Biało-Czerwonych". Przed spotkaniem obie drużyny wystąpiły z transparentem "Stop War" nawołującym do zaprzestania agresji na Ukrainę. W Orlen Arenie rozległy się brawa na część ofiar rosyjskiej napaści. Spotkanie zaczęło się od niezwykle wyrównanej gry obu drużyn. Bardzo dobrze spisywał się Szymon Działakiewicz, który na początku spotkania zdobył dwie bramki. W 7. minucie, po kapitalnym dograniu do koła, efektowne trafienie zaliczył Patryk Walczak, a po chwili dobrą interwencją popisał się Kornecki i wyszliśmy na prowadzenie 4:3. Chwilę później nasz obrotowy ponownie trafił do siatki i przewaga "Biało-Czerwonych" wzrosła. Nasz zespół zaczął spotkanie z dużym animuszem i mógł w pewnym momencie wyjść nawet na pięciobramkowe prowadzenie, ale świetnie w szwedzkiej bramce spisywał się Tobias Thulin, który trzykrotnie bronił w sytuacjach, w których kolejne trafienie dla Polaków wydawało się niemal pewne. Zamiast tego w 17. minucie po bramce Linusa Persona na tablicy wyników pojawił się rezultat 9:7. Niestety potem zaczęły przydarzać się nam niepotrzebne błędy w ofensywie, co skrzętnie wykorzystali Szwedzi, w 23. minucie wychodząc na prowadzenie 12:11. Na parkiecie częściej pojawiał się Jim Gottfridsson, który natychmiast rozkręcił grę aktualnych mistrzów Europy, a na dodatek Thulin bronił jak w transie i pięć minut przed końcem spotkania przegrywaliśmy już trzema bramkami. Mieliśmy wyraźne kłopoty ze sforsowaniem agresywnej obrony Szwedów i do przerwy przegrywaliśmy 14:17. Po całkiem niezłej pierwszej części tego spotkania, "Biało-Czerwoni" nieco stanęli w ofensywie, co tak doświadczony zespół jak Szwecja wykorzystał bardzo szybko. Polska - Szwecja: Mistrzowie Europy znów za mocni Po zmianie stron w naszej bramce pojawił się Jakub Skrzyniarz, który zaczął występ od udanej interwencji, niestety podobnie było po drugiej stronie boiska, bo naszym zawodnikom wciąż brakowało skuteczności. Pudłował Ariel Pietrasik, pomylił się nawet Arkadiusz Moryto, który z siódmego metra przegrał pojedynek z bramkarzem. W grze utrzymywał nas jednak świetnie interweniujący Skrzyniarz, który popisał się kilkoma fantastycznymi interwencjami. Klub kibica, który siedział tuż za strzeżoną przez niego bramką, miał dzięki jego obronom powody do radości, bo jego koledzy w grze do przodu już takowych nie dawali. W 40. minucie doszło do pechowej sytuacji, której Michał Olejniczak wpadł na jednego z rywali. Polak trzymał się za prawą rękę i chwilę utykał, ale nie wyglądało to na nic poważnego. Natomiast Valter Chrintz niestety musiał zostać zniesiony z parkietu przez kolegów. Kwadrans przed końcem spotkania, po efektownym trafieniu z koła Kamila Syprzaka, przegrywaliśmy 18:21, a korzystny wynik był cały czas możliwy. O przerwę na żądanie poprosił trener Rombel, starając się przekazać swoim zawodnikom wskazówki na ostatnie fragmenty tego meczu. I najwyraźniej pomogło, bo najpierw Jan Czuwara wykorzystał rzut karny, a po chwili, po świetnej interwencji Skrzyniarza, do siatki trafił Szymon Sićko i nasza strata zmalała do zaledwie jednej bramki. I to mimo tego, że na ławce kar przebywał Dawid Dawydzik. Szwedzi zdecydowali się wtedy na grę z jednym wysuniętym obrońcą i niestety znów odjechali nam na trzy bramki, prowadząc 23:20 na dziesięć minut przed końcem meczu. W 51. minucie czerwoną kartką ukarany został jednak Persson, który w bardzo brzydki sposób sfaulował Olejniczaka. Niestety Czuwara zmarnował rzut karny, który obronił Fabian Norsten, a chwilę później do siatki trafił Karl Wallinius i mieliśmy aż cztery bramki straty. Kiedy na pięć minut przed końcem z dystansu trafił Sićko, zmniejszając nasze straty do trzech trafień, kibice po raz kolejny starali się poderwać zespół do walki, czując, że to ostatni moment, by jeszcze spróbować postraszyć Szwedów. Polacy zerwali się do pogoni i dwie minuty przed końcem, po trafieniu bardzo dobrze spisującego się Czuwary, przegrywaliśmy już tylko 24:26. Niestety, ostatnie momenty tego meczu znów należały do Szwedów, którzy ostatecznie wygrali 28:24. Za Polakami dwa bardzo cenne sprawdziany przeciwko aktualnym mistrzom Europy. Trener Patryk Rombel z pewnością ma mnóstwo materiału do analizy, a przed zbliżającymi się mistrzostwami świata to bardzo cenne. Oby tylko na tej najważniejszej dla nas imprezie "Biało-Czerwoni" mogli w końcu powiedzieć, że zagrali z wyrachowaniem i zimną krwią, tak jak nasi dzisiejsi rywale. Bez tego trudno o sukcesy, na które z pewnością naszą drużynę stać. Polska - Szwecja 24:28 (14:17)