- Wiedzieliśmy, że grają agresywnie w obronie, dużo zamykają. Bardzo dobrze stoją na nogach i ciężko minąć ich jeden na jeden. To nie były łatwe zawody, musieliśmy przyspieszyć, bo w defensywie grali naprawdę nieźle. W drugiej połowie znaleźliśmy na nich sposób i dlatego im odjechaliśmy - mówił tuż po meczu Moryto. W trakcie meczu fani w mediach społecznościowych pisali, że w kadrze musimy na niego chuchać i dmuchać, bo bez niego nasza reprezentacja wygląda dużo słabiej. Jednak sam zawodnik skromnie stwierdzał, że choć cieszy go fakt, że ktoś zauważa jego pracę, to jednak nie czuje się niezastąpiony - Miło to słyszeć, ale jeśli mnie nie będzie, przyjdzie następny i będzie robił podobną robotę. Nie ma ludzi niezastąpionych. Czytaj także: Historyczna rola reprezentantki Polski W ostatniej sekundzie pierwszej połowy Moryto zdobył kapitalnego gola z dystansu, dzięki któremu wyszliśmy na prowadzenie 10:9. W rozmowie z Interią mówił, że tego typu trafień nie pamięta. - Takich na pewno nie! Ja nie jestem zawodnikiem, który rzuca z dziewiątego metra, a co dopiero z dwunastego czy trzynastego. Takich bramek raczej nie zdobywam, ale widziałem, że jest mało czasu, u nas zawodnicy się zmieniali, nie było armat, dlatego wziąłem piłkę, przekozłowałem i wpadło. No ale jeśli byłby ktoś, kto zrobiłby to lepiej, na pewno oddałbym mu piłkę - mówił reprezentant Polski. W drugiej połowie w pewnym momencie nasz zawodnik musiał zejść z parkietu lekko utykając, ale po spotkaniu uspokoił fanów. - To nic takiego, po jednym z zagrań złapał mnie skurcz. A że wynik był bezpieczny, to mogłem sobie pozwolić na to, żeby zejść z parkietu i ponaciągać łydkę - powiedział Arkadiusz Moryto.