Dzięki rozstawieniu w drugiej rundzie eliminacji do mistrzostw świata reprezentacja Polski trafiła na stosunkowo łatwe rywalki. Drużyna Kosowa to na Starym Kontynencie jedna ze słabszych drużyn, która miała spore kłopoty w pierwszej rundzie z Wyspami Owczymi, ale ostatecznie udało jej się awansować. W starciu z "Biało-Czerwonymi" ten zespół był jednak skazywany na porażkę. - Uważam, że miałyśmy bardzo dużo szczęścia w tym losowaniu, mogłyśmy trafić na dużo trudniejsze, bardziej wymagające rywalki. O Kosowie nie słyszy się zbyt wiele w świecie piłki ręcznej - mówiła przed spotkaniem w Bielsku-Białej Dagmara Nocuń. - Wygrana w dwumeczu daje nam awans na mistrzostwa świata, a tam chcemy zajść jak najlepiej, tak że na mecze z Kosowem patrzymy w takiej długodystansowej perspektywie - mówiła z kolei Aleksandra Olek. Polska - Kosowo: Nerwowy początek "Biało-Czerwonych" Zaczęło się nieoczekiwanie dość nerwowo, bo przyjezdne broniły bardzo agresywnie, nie pozwalając "Biało-Czerwonym" na zbyt wiele. Na szczęście dobrze w naszej bramce spisywała się Adrianna Płaczek. W dużej mierze dzięki jej obronom, po dwóch trafieniach Aleksandry Rosiak, nasza drużyna prowadziła 2:1. Rywalki cały czas jednak nie odpuszczały pokazując, że choć skazywano je na porażkę, to nie przyjechały do naszego kraju po najniższy wymiar kary, a po to, żeby powalczyć o awans na MŚ. Polki niestety marnowały sporo dogodnych okazji, sytuacji sam na sam z bramkarką nie wykorzystały chociażby Dagmara Nocuń i Magda Balsam, przez co nie udawało nam się odskoczyć drużynie Kosowa. Na półmetku pierwszej części gry gospodynie prowadziły tylko 7:5, mając spore problemy z opanowaniem sytuacji na parkiecie. W kolejnych minutach nasze rywalki zaczęły popełniać sporo błędów, w końcu stwarzając okazję do zwiększenia przewagi przez podopieczne Arne Senstada. Kilka szybkich akcji, trafienia Moniki Kobylińskiej i Darii Michalak sprawiły, że na osiem minut przed końcem "Biało-Czerwone" prowadziły 11:5. Cały czas świetnie spisywała się Płaczek, która była prawdziwą zaporą w naszej bramce, odbierając rywalkom sporo ochoty do gry. Ostatecznie po pierwszych 30 minutach Polki prowadziły 17:6, zapewniając sobie stosunkowo komfortową przewagę przed drugą połową. Po nerwowym początku "Biało-Czerwone" wyraźnie się rozkręciły i zupełnie zdominowały zespół Kosowa, nie zostawiając przeciwniczkom złudzeń co do tego, komu bliżej to zapewniania sobie biletów na mistrzostwa świata. Duży krok w stronę awansu Po zmianie stron rozpędzone Polki stopniowo powiększały przewagę. Cały czas skuteczna była Rosiak, która w tym spotkaniu przekroczyła granicę stu bramek dla kadry, dobrze pracowała nasza defensywa i po dziesięciu minutach drugiej połowy "Biało-Czerwone" prowadziły już 23:11. Trener Senstad cały czas jednak miał zastrzeżenia do gry w ofensywie swoich podopiecznych, które w kilku sytuacjach zbyt pochopnie podejmowały decyzję o rzucie. Nasza drużyna starała się przyspieszać akcje w ataku, przez co nie czasem brakowało dokładności, ale była to znakomita okazja do przećwiczenia schematów, toteż mając wyraźną przewagę, Polki mogły sobie na to pozwolić, szczególnie, że kilka razy udało im się zanotować naprawdę efektowne trafienia, jak te Natalii Nosek czy Aleksandry Zimny. Na dziesięć minut przed końcem było 30:19 i można było rozpoczynać końcowe odliczanie. Norweski selekcjoner cały czas jednak pilnował, by w nasze szeregi nie wkradła się niepotrzebna dekoncentracja, bo zapewnienie sobie odpowiedniej przewagi przed rewanżem pozwoli komfortowo myśleć o wyjeździe do Kosowa. Stąd m.in prośba o czas przy wyniku 30:21, kiedy straciliśmy dwie bramki z rzędu, marnując kilka kontr. Ostatecznie Polki wygrały ten mecz 36:22, robiąc duży krok w stronę mistrzostw świata. Zgodnie z przewidywaniami rywalki nie były w stanie zbytnio zagrozić naszej drużynie, choć u siebie, przed własnymi kibicami, z pewnością zrobią wszystko, by napsuć nam jak najwięcej krwi. Walka o igrzyska w Paryżu Rewanż odbędzie się 12 kwietnia w Prisztinie. Jeśli nie wydarzy się jakaś katastrofa, którą trudno przewidywać, "Biało-Czerwone" awansują na mistrzostwa świata, które zostaną rozegrane na przełomie listopada i grudnia w Danii, Szwecji i Norwegii. Tam nasza drużyna powalczy o dobre miejsce, ale ma szanse osiągnąć coś, czego nie udało się, przynajmniej do tej pory, męskiej kadrze. Awans na mundial jest konieczny, by przedłużyć marzenia o zdobyciu olimpijskiej kwalifikacji. To bowiem występ w halach sześciu miast w Norwegii, Danii i Szwecji będzie decydować o tym, kto wywalczy bezpośredni awans na igrzyska, a kto zagra w turniejach przedolimpijskich. Ta pierwsza nagroda przypadnie tylko mistrzowi świata, druga - zespołom z miejsc od drugiego do siódmego. Można jednak założyć, że w tym gronie będą złote medalistki ostatnich mistrzostw Europy Norweżki, więc pewną szansę walki o igrzyska uzyska też ósmy zespół. Polska - Kosowo 36:22 (17:6)