Przed Polkami dwa mecze w eliminacjach do mistrzostw Europy, w których "Biało-Czerwone" zmierzą się z Litwą i Szwajcarią. Jesteśmy murowanymi faworytkami? - Czy murowanymi? Nie, ale jesteśmy faworytkami. Zwłaszcza do Szwajcarii podchodziłabym bardzo ostrożnie. To zespół, który do tej pory zupełnie nie liczył się w europejskiej piłce ręcznej, ale od dłuższego czasu przy szwajcarskiej piłce ręcznej jest Duńczyk Martin Albertsen, który mocno zaangażował się w szkolenie i budowę tamtejszego handballa. Nie wiem, czy to nie jest podobny casus do Austrii, też uznawanej za underdoga, która zaskoczyła nas w dwumeczu eliminacyjnym. Nikt nie stoi w miejscu. Oczywiście jesteśmy faworytem, powinniśmy liczyć na cztery punkty, ale podchodziłabym do rywalek z pokorą. Szczególnie, że Polki wystąpią w tych meczach osłabione. Kilka zawodniczek jest kontuzjowanych, powołania nie dostała dotychczasowe kapitan Karolina Kudłacz-Gloc, a Joanna Drabik zrezygnowała z występów w kadrze. - Jeśli chodzi o Asię Drabik, żywię głęboką nadzieję, że to rozstanie jest tylko chwilowe. Zdrowie w życiu sportowca jest najważniejsze, bo bez niego nie możemy dobrze wykonywać naszej pracy. Natomiast bardzo źle, że te problemy nałożyły się w tym samym czasie, kiedy do zdrowia po operacji wraca Joanna Szarawaga. Ola Dorsz i Zuzanna Ważna nie mają takiego doświadczenia reprezentacyjnego i też nie są takiego formatu obrotowymi jak duet Drabik - Szarawaga. W zasadzie na pierwszy plan wysuwa się Sylwia Matuszczyk, która do tej pory zdążyła już poznać, czym jest gra w kadrze i nie powinno jej to w żaden sposób paraliżować. Trener Arne Senstad również podkreślał, że obawia się o nasze koło. - Obrót to bardzo ważny aspekt w grze ofensywnej i trzymam kciuki, żeby ten brak zwyczajnie nie był widoczny. Nie można też biadolić, trzeba grać takim składem, jaki jest. Rywal nie jest najmocniejszy. Nie mierzymy się z Rosjankami. Jeśli chodzi o najbliższe mecze, ten skład powinien sobie z tym brakiem spokojnie poradzić. Mamy bardzo dobre skrzydła, solidną bramkę, no i rozegranie, nawet bez Karoliny Kudłacz-Gloc, co jest oczywiście skomplikowanym tematem i stratą, z którą nie powinniśmy się łatwo pogodzić, prezentuje się bardzo dobrze. Kobylińska, Nosek, Rosiak bardzo fajnie grają w lidze francuskiej, wraca Kinga Achruk, która ma przepracowany okres przygotowawczy i jest mocnym punktem w tej kadrze. Do tego Romka Roszak, świetnie grająca od początku sezonu, będąca w bardzo dobrej formie. Nie mamy się co martwić o jakąkolwiek inną pozycję. Przy braku Kudłacz-Gloc nowym kapitanem będzie Monika Kobylińska. To dobry wybór? - Tak, absolutnie tak. Na tyle, na ile ją poznałam, grałam z nią razem trzy lata, podpisuję się pod tym wyborem nogami i rękami. Monika jest już w takim momencie swojej kariery, że spokojnie powinna poradzić sobie z taką odpowiedzialnością. Moim zdaniem spełnia wszystkie kryteria do tego, żeby przejąć tę funkcje po "Kudi". Po meczach eliminacyjnych Polki czeka najważniejsza impreza tego sezonu, czyli mistrzostwa świata w Hiszpanii. Czego możemy się tam spodziewać po naszej drużynie? - Moim zdaniem wszystkiego. Zawsze będę powtarzać, że MŚ to o tyle przyjemna impreza, że w fazie grupowej, która nie jest szczególnie wymagająca, można zrobić odpowiednią atmosferę. Uważam, że na tej atmosferze na takich imprezach można bardzo dużo ugrać. Wystarczy wyjść z grupy, rozpędzić się i nie kalkulować. W dużym stopniu na dalszym etapie decyduje już dyspozycja dnia. Ta nowa, rozszerzona formuła turnieju sporo zmienia. Wychodzi się z fazy grupowej do kolejnej rundy, jest bardzo dużo grania. Można zebrać doświadczenie, można zbudować zespół. Dlatego ja spodziewam się wszystkiego. Chorwatki ostatnio pokazały, że nawet nie będąc w gronie faworytek, można wrócić do domu z medalem. Nasz zespół, poza małymi wyjątkami jest młody. Dziewczyny zaczynają przechodzić do zagranicznych lig. Mam nadzieję, że nabiorą takiego europejskiego sznytu, zderzą się z trochę innym systemem treningu. I dzięki temu nasza reprezentacja będzie dużo silniejsza. Pani dwukrotnie uczestniczyła w mistrzostwach świata i za każdym razem z bardzo dobrym skutkiem. Czego potrzeba obecnej drużynie, żeby to powtórzyć? - Za pierwszym razem, do Serbii, jechałyśmy jako zespół, którego maksimum miało być wyjście z fazy grupowej, a doszedł do półfinału. Dlatego zawsze uważam, że droga jest otwarta. Wszystko zależne jest od tego, jak dziewczyny będą funkcjonować jako zespół. Czy rzeczywiście jedna będzie walczyć za drugą. Mam wrażenie, że to było największe wyzwanie Senstada. Żeby zbudować drużynę, w której zawodniczki się "pożrą" za siebie. I Pani zdaniem to się udało? - Myślę, że do tej pory nie. W tym obszarze jest jeszcze spory zapas, ale budujące jest to, że takie rzeczy paradoksalnie można zbudować dość szybko. Wystarczy wzajemne zrozumienie, akceptacja i wspólny cel. Czyli to jest różnica, między kadrą, w której Pani występowała, a tą obecną? - Jak patrzę na to z boku to tak. Ale też trzeba pamiętać, że dla reprezentacji Kima Rasmussena kluczowe były mistrzostwa świata w Serbii. Tam się narodziła drużyna przez duże "D". Kadrze Arne Senstada, czy tej poprzedniej Leszka Krowickiego, potrzebne są zwycięstwa, albo takie mecze, jak te w Serbii, w fazie grupowej z Norwegią czy Hiszpanią. My wtedy przegrałyśmy, ale wracałyśmy do hotelu z bardzo wysoko podniesioną głową. W zespole zrodziło się przekonanie, że ta czołówka jest bardzo blisko nas. To dodało nam pewności siebie, w sporcie niezwykle potrzebnej. Jak wyszłyśmy na 1/8 czy ¼ finału z Rumunią czy z Francją, to z ogromnym przekonaniem i wiarą, że jesteśmy w stanie wygrać. I nie paraliżowała nas rola faworyta, bo nim nie byłyśmy. To są aktualnie cechy wspólne tamtej i tej drużyny. Budujemy swoją mocną pozycję na nowo. I taką zapowiedź dobrego zauważyłam chociażby na ostatnich mistrzostwach Europy. ten zespół grał bez trzech kluczowych zawodniczek Karoliny Kudłacz-Gloc, Kingi Achruk i Moniki Kobylińskiej. Dziewczyny nie osiągnęły jakiegoś wielkiego wyniku, ale trudno było skierować w ich kierunku jakieś mocno krytyczne słowa. Ta krytyka w większym stopniu spadła na sztab szkoleniowy po tej końcówce meczu z Niemkami, gdzie się broniliśmy, a nie walczyliśmy o zwycięstwo. Myślę jednak, że tam pojawiło się coś fajnego. Ale po tych mistrzostwach zagraliśmy eliminacyjny dwumecz z Austrią i tego zespołu już niestety nie widziałam. Myśli Pani, że trener Senstad będzie miał okazję po MŚ nadal prowadzić ten zespół? - Wszystko zależy od tego jak ma skonstruowaną umowę. Jeśli mnie pamięć nie myli, ta obowiązuje do igrzysk olimpijskich. Takie decyzje jak ta, o rezygnacji z Karoliny Kudłacz-Gloc, mocno kontrowersyjne, będą miały swoje konsekwencje jeśli nie pójdzie za nimi wynik. Moim zdaniem Norweg podjął decyzję bardzo trudną i bardzo ryzykowną, bo Karolina cały czas sportowo prezentuje niezwykle wysoki poziom. Ale jeśli zobaczymy zespół funkcjonujący z każdym kolejnym meczem lepiej, jeśli będziemy widzieć progres i z mistrzostw świata wrócimy bez medalu, ale z bardzo dobrym miejscem, to nie widzę powodu, dla którego ZPRP powinien rezygnować z trenera Senstada. Moim marzeniem, jako byłej reprezentantki, jest zobaczyć kobiecą reprezentację na IO w Paryżu i z całego serca życzę tej przepięknej imprezy moim koleżankom.