- To był pierwszy mecz o tak wielką stawkę - albo jesteś, albo cię nie ma. Turniej to coś całkowicie innego. Jest wtedy faza grupowa i często po przegranej nic wielkiego się nie dzieje, bo są kolejne spotkania. A tu nagle pojawiła się ogromna presja i stawka. Dla wielu dziewczyn była to pierwsza taka sytuacja w karierze - przypomniała kapitan kadry. Jej zdaniem we wtorek w rewanżowym starciu w podwarszawskich Markach było wiele kluczowych momentów. - Ważne były pierwsze minuty. Fatalnie weszłyśmy w to spotkanie. Od początku musiałyśmy gonić wynik i dałyśmy wiarę Austriaczkom w to, że mogą tu powalczyć. W takiej sytuacji traci się podwójnie siły. Niemniej jednak udało się doprowadzić do wyrównania. Pierwsze 20 minut drugiej połowy dały nadzieję, pokazały charakter i że potrafimy walczyć. Nagle jednak znowu brakuje nam skuteczności w obronie i ataku. Dochodziłyśmy do sytuacji rzutowych, ale nie byłyśmy w stanie ich wykorzystać - oceniła. Kudłacz-Gloc żałuje zwłaszcza końcówek w obu połówkach. - Bo Austriaczki były wyraźnie zmęczone, nie wytrzymywały fizycznie, a my nie zdołałyśmy właśnie wtedy tego wykorzystać. Za mało wtedy kontrowałyśmy. Ważna jednak u nich była pomoc w bramce. W sytuacjach jeden na jeden Petra Blazek broniła i właśnie to jest kluczowe. My czegoś takiego nie miałyśmy. Byłyśmy pasywne w obronie, a wiara w nas gasła z każdą akcją - dodała. Bardzo krytycznie oceniła grę zwłaszcza w obronie. - Była pasywna i ja tego nie rozumiem. W takim właśnie meczu gra defensywna jest kluczowa. Nie można pozwalać przeciwnikowi na rzuty z czystej pozycji. To była jedna z głównych przyczyn naszej porażki - uważa. Jedna z najbardziej doświadczonych zawodniczek w kadrze przypomniała, że jeszcze w pierwszym meczu pod Wiedniem dobrze funkcjonował rzut z drugiej linii. - A teraz tego zabrakło. Byłyśmy nieskuteczne w tym elemencie i nie nadrabiałyśmy innym. To co funkcjonowało w Austrii, tu nie zdało egzaminu, dlatego też trener zdecydował się na roszady w składzie w trakcie meczu - przyznała. Rozgrywająca SG BBM Bietigheim na razie nie chce daleko wybiegać w przyszłość. Uważa, że każda z reprezentantek powinna teraz w spokoju indywidualnie ocenić swój występ, wyciągnąć z tego wnioski, a dopiero później myśleć o przyszłości. Kluczem - jej zdaniem - do progresu drużyny narodowej, jest też indywidualny rozwój. - Każda z nas musi przepracować w głowie tę porażkę, bo ona będzie bardzo długo bolała. Takie porażki bardzo wiele mogą nauczyć i właśnie na to liczę. Musimy z tego wyciągnąć wnioski, żeby nastąpił rozwój osobowy każdej z nas - zaznaczyła najskuteczniejsza piłkarka ręczna w historii seniorskiej kadry. Kudłacz-Gloc chciała też podkreślić, że reprezentacja Austrii może nie jest potęgą światową, ale w ostatnich latach zrobiła bardzo duży postęp. Ma w swoich szeregach liczące się w Europie zawodniczki. - Grają na wysokim poziomie w klubach, gdzie są podstawowymi zawodniczkami. Na każdej pozycji grają o coś, ponadto mają świetnego trenera, który jest doskonałym taktykiem. Potrafi bardzo dobrze i mądrze ustawić zespół, tak by nie dopuścić do tego, co chciałyby osiągnąć rywalki. Dlatego właśnie trzeba pamiętać, że przegrana z Austrią nie jest wielką tragedią i wstydem. Wprawdzie ta drużyna wiele lat dobijała się do światowej czołówki, a teraz zwietrzyły szansę i ją wykorzystały. To był nasz błąd - podkreśliła. Polki w pierwszym spotkaniu pod Wiedniem zremisowały 29:29. Do awansu na mistrzostwa świata w Hiszpanii potrzebowały wygranej w Markach, ale to się nie udało. Podopieczne norweskiego trenera Arne Senstada przegrały 26-29 (11-15). Teraz czekają je eliminacje do mistrzostw Europy. mar/ co/ Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!