Wicemistrzowie Polski pojechali na teren mistrza Niemiec w zaledwie 12-osobowym składzie, z dziesiątką graczy z pola. Z postawionym w ostatniej chwili na nogi Theo Monarem, z rekonwalescentem Jorge Maquedą, ale jednak bez Igor Karačicia czy Benoita Koukouda. A jak wygląda środek drugiej linii bez doświadczonego Chorwata, powtarzać nie trzeba. Szansą dla kielczan był napięty terminarz ich rywali. Magdeburg w zeszłym tygodniu zagrał cztery spotkania w sześć dni w klubowych mistrzostwach świata, choć dwa z nich to były de facto mocniejsze treningi. Mało tego, w finale po dogrywce okazał się o jedną bramkę gorszy od Telekomu Veszprem. Po powrocie "Gladiatorzy" zdążyli już zagrać jedno spotkanie w Bundeslidze, teraz zaś na rewanż przyjechała Industria. Rewanż to dobre słowo. Magdeburg był lepszy od Kielc w zeszłorocznym finale Ligi Mistrzów, zamknął też drogę Industrii do Final 4 w dramatycznym ćwierćfinałowym dwumeczu wiosną tego roku. To były pojedynki na styku, w których Industria miała już awans na wyciągnięcie ręki. Tak w ostatniej akcji meczu, bezmyślnie przerwanej przez sędziów, jak i w serii rzutów karnych. Ale to jednak mistrzowie Niemiec okazali się lepsi. Kielczanie w GETEC Arenie od początku grali bardzo dobrze, by nie powiedzieć, że świetnie. Bo byli dobrzy w obronie, ale znakomici, jak na swoje możliwości kadrowe, w ataku. Pierwsze dwie bramki rzucili gospodarze, ale wicemistrzowie Polski od razu im odpowiedzieli. Grali odważnie, Tałant Dujszebajew próbował nietypowych rozwiązań, nawet z Dylanem Nahi na rozegraniu. I to dało efekt, bo goście po kwadransie mieli już nieznaczną przewagę. Nie przeszkodził im nawet zmarnowany rzut karny przez Arkadiusza Morytę przy stanie 9:11, ani przegrany pojedynek sam na sam Dylana Nahiego z Sergeyem Hernandezem przy wyniku 9:12. Gdy Michał Olejniczak trafił po kolejnej kontrze w 21. minucie, Industria wygrywała 14:10. A to w hali w Magdeburgu jest już spora zaliczka. Trener mistrzów Niemiec Bennet Wiegert mocno się irytował, widząc grę swoich podopiecznych. I miał ku temu powody, kielczanie przejmowali piłki odbite przez Hernandeza, czy też przez obrońców Magdeburga. W 24. minucie goście prowadzili 15:11, mimo że ich obaj bramkarze - Sandro Mestrić i Miłosz Wałach - mieli łącznie zaledwie jedną skuteczną interwencję. A sam Hernandez - aż siedem. I do końca pierwszej połowy to się nie zmieniło. Znakomicie piłki "kradł" rywalom Nahi, chyba najlepszy mecz w Lidze Mistrzów rozgrywał Daniel Dujszebajew. Patrząc na graczy z pola, trudno było znaleźć w Kielcach jakiś słabszy punkt. I nawet w hali w Magdeburgu zrobiło się jakby ciszej, bo mistrzowie Niemiec byli bezradni. Po 30 minutach Industria prowadziła 19:15. SC Magdeburg - Industria Kielce w Lidze Mistrzów. Wielka szansa wicemistrzów Polski na niespodziewane zwycięstwo Cztery bramki przewagi, a zaraz po przerwie nawet pięć, to niby sporo, ale w piłce ręcznej zwroty akcji mogą być nagłe. Kielczanie sami pomogli rywalom, bo wysoko prowadzili, grali w przewadze, mieli kolejny rzut karny, który tym razem zepsuł Cezary Surgiel. I ta chwila, dwa-trzy błędy, wystarczyła, by różnica zmniejszyła się do dwóch trafień. A jeszcze do tego Mestrić zaliczył swoje dwie pierwsze interwencje, broniąc... dwa rzuty karne Omara Ingi Magnussona. Wsparcie Chorwata było niezbędne, jego koledzy z pola wyraźnie opadali z sił, coraz trudniej przychodziło im zdobywanie bramek. Mestrić zatrzymał w sytuacji sam na sam Lukasa Mertensa, a mogła być już wtedy tylko jedna bramka różnicy. Czas upływał, Industria miała dwie, trzy bramki przewagi. Tempo gry mocno siadło, trener Industrii szukał różnych rozwiązań na poprawę jakości w ofensywie. Było jednak ciężko, goście zaczęli obijać Hernandeza. I w 50. minucie Magnusson zdobył w końcu kontaktową bramkę, kielczanie wygrywali już tylko 24:23. To było bardzo ciężkie 10 minut dla Industrii, w ataku nie wychodziło już niemal nic. I gdy sędziowie co chwilę wskazywali grę pasywną, a piłka jakimś cudem trafiała z powrotem do Industrii, ważne trafienie zaliczył Dujszebajew. A za chwilę - kolejne. A i to mogło nie wystarczyć, gdyby nie interwencja Mestricia na dwie minuty przed końcem. Zostało 35 sekund, Industria prowadziła 26:25 - i miała piłkę. Gdy minęło 15, szkoleniowiec gości poprosił o przerwę. Już było jasne, że jego zespół nie przegra, ale tu celem było zwycięstwo. I tak się stało, Nahi trafił, to dało dwa punkty. Za tydzień Industria zagra na wyjeździe z Kolstad, które dziś zostało rozbite w Nantes, aż 27:44. SC Magdeburg - Industria Kielce 26:27 (15:19) Magdeburg: Hernandez (13/40 - 32 proc.), Portner (0/0) - Magnusson 7, Kristjansson 6, Zehnder 3, Weber 3, Saugstrup 3, Lagergren 2, Mertens 1, O'Sullivan 1, Persson, Zechel, Pettersson, Serradilla, Damgaard, Bergendahl. Kary: 2 minuty. Rzuty karne: 4/6. Kielce: Mestrić (4/20 - 20 proc.), Wałach (1/11 - 9 proc.) - D. Dujszebajew 7, Nahi 5, Moryto 4, Karaliok 4, Olejniczak 3, Monar 3, Maqueda 1, Surgiel, Gębala, Rogulski. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 1/3.