Siedem lat temu kielczanie rozegrali chyba najbardziej dramatyczny finał Ligi Mistrzów w historii, przewyższający emocjami nawet zeszłoroczne starcie z Barceloną. W ostatnim kwadransie odrobili dziewięć bramek straty do Telekomu Veszprem, doprowadzili do dogrywki. A później wygrali w rzutach karnych. Z obecnej ekipy w składzie tanmtej był jedynie Paweł Paczkowski, ale z powodu kontuzji nie zagra w Kolonii, choć jest z zespołem. No i obecni trenerzy: Krzysztof Lijewski biegał wówczas po boisku, a Tałant Dujszebajew prowadził drużynę. Pokonali gigantów, wygrali Ligę Mistrzów. Karačić jednego jest pewien Kielczanie mają jednak w składzie zawodników, którzy wiedzą, jak smakuje triumf w Lidze Mistrzów. Alex Dujszebajew i Igor Karačić wygrali ją w 2017 roku jako zawodnicy Wardaru Skopje - bijąc w półfinale Barcelonę, a w finale PSG. Chorwat powtórzył ten wyczyn dwa lata później, Alex był już wówczas zawodnikiem Kielc. Sześć lat temu nikt na mistrza Macedonii nie stawiał, rywalami byli sami giganci, jeszcze Telekom Veszprem. Najważniejszy element w kluczowym momencie. Tak się triumfuje w Lidze Mistrzów - No nie ma co kryć, nikt na nas nie stawiał. Jeśli jesteś w Kolonii pierwszy raz, masz tu Barcelonę, Paryż czy Veszprem, to zawsze będziesz tylko underdogiem, to nic dziwnego. My pokazaliśmy, że można jednak wygrać, że każdy w takim turnieju ma 25 procent szans i ani jednego procenta więcej. To fakt, nie żaden wymysł, sam to przecież przeżyłem - mówił już w Kolonii. "Ludzie mówią jedynie, że Barca wygrała". A finał był tak dramatyczny... Nie da się bowiem ukryć, że obecny Final 4 ma zdecydowanego faworyta, czyli Barcelonę. Mistrz Hiszpanii w całym sezonie przegrał zaledwie jedno spotkanie, to zespół wybitny, pełen gwiazd. A za jego plecami czają się trzej kandydaci do sprawienia niespodzianki: Kielce, Magdeburg i PSG. Właśnie z Francuzami mistrzowie Polski muszą wygrać, by w niedzielę powalczyć o końcowy triumf. - Tylko ten tytuł się liczy, a nie to, kto zajął drugie, trzecie czy czwarte miejsce. Wszyscy pamiętają jedynie to. - My więc chcemy to zrobić teraz, ale najpierw trzeba zagrać w finale. Dla mnie sobotni mecz z PSG to taki pierwszy finał, w którym trzeba dać absolutnie wszystko z siebie, walczyć o każdy centymetr. Wtedy jest szansa na awans - zapewnia 34-letni rozgrywający. Trzy kontuzje w Kielcach. Trener zdradził, kto ma jeszcze problemy Wygra "najbardziej głodny". A kto nie czuje tego głodu? Czują wszyscy, choć może nie tak samo Chorwat zapewnia, że już jest w pełni sił po urazie mięśnia piersiowego. Od kilku dni normalnie trenuje, w czwartek miał trening, jak przyznaje, "stuprocentowy". - Udało się, nic nie boli, mogę rzucać. Będę grał - twierdzi. Co w starciu dwóch tak wyrównanych zespołów, jak Barlinek Industria i PSG, zadecyduje o końcowym triumfie? - Nie wiem, podobnie jak nie wiem do końca, co decyduje o wygraniu całej Ligi Mistrzów. A jestem tu piąty raz. Czasem możesz zagrać perfekcyjnie, a na końcu i tak się nie uda. Dlaczego? Nie wiem. To jest pytanie, który z zespołów przez te dwa dni zachowa najlepszą dyspozycję: zadziałać musi bramkarz, głowy, wszystko. Potrzeba jest odpowiedniej koncentracji i motywacji. Który zespół, że tak powiem, stanie się najbardziej głodny, ten wygra - opowiada Karačić. W sobotę w Lanxess Arenie odbędą się dwa półfinały Ligi Mistrzów: o godz. 15.15 Barcelona zagra z SC Magdeburg, a o godz. 18 - Barlinek Industria z PSG. Andrzej Grupa, Kolonia