Dwa miesiące temu Argentyna wygrała Igrzyska Panamerykańskie, co dało jej kwalifikację do turnieju olimpijskiego w Paryżu. Polacy o takim rozwiązaniu mogą na razie tylko pomarzyć, choć teoretycznie wciąż mają szansę na występ na przełomie lipca i sierpnia w stolicy Francji. Da ją nie tyle dobry, co świetny występ w mistrzostwach Europy, które już za dwa tygodnie zaczną się w Niemczech. Choć wydaje się, że nie to jest celem Marcina Lijewskiego. Były znakomity reprezentant Polski dopiero wiosną przejął drużynę, dzisiejsze spotkanie było jego piątym w roli selekcjonera . I próbuje stworzyć team mający powalczyć o sukcesy za kilka lat. Na razie ma bowiem sporo problemów do rozwiązania. Wielki dylemat Marcina Lijewskiego, obsada prawego rozegrania rodzi się w bólach. I ta nieskuteczność... Lijewski, podobnie jak jego młodszy brat Krzysztof, byli znakomitymi prawymi rozgrywającymi - na poziomie światowym. Dziś nie mamy takiego leworęcznego gracza w drugiej linii choćby na bardzo dobrym krajowym poziomie. Może nim być w przyszłości Andrzej Widomski, ale 20-latek z Gwardii Opole wraca właśnie do zdrowia po drugim zerwaniu więzadeł krzyżowych. Lijewski docelowo pewnie będzie musiał stawiać znów na Michała Daszka, choć to bardziej skrzydłowy, ale dziś gracza Orlenu Wisły Płock nie było w składzie. Od początku na tej stronie występował więc wysoki Ariel Pietrasik, później zaś niedawny młodzieżowy reprezentant Polski Jakub Powarzyński. Nie wyglądało to źle, gorzej było na innych pozycjach. Polacy bowiem źle zaczęli to spotkanie, grali powoli, widać było brak zrozumienia między środkowym Michałem Olejniczakiem i grającymi obok niego Pietrasikiem i Damianem Przytułą. Niewiele wnosili skrzydłowi, do 20. minuty nie dostali ani jednej piłki do kontrataku, nie wykorzystali nielicznych szans w ataku pozycyjnym. W ogóle skuteczność podopiecznych Lijewskiego była długo na fatalnym poziomie - do 17. minuty trzykrotnie w czystych sytuacjach obijali oba słupki, trzykrotnie też poprzeczkę. Później doszły jeszcze dwa takie rzuty. Argentyńczycy zaś wykorzystywali swoją szybkość i dynamikę - nie bali się gry jeden na jednego, potrafili nagle przerzucić piłkę z lewego rozegrania na prawe skrzydło. To, w połączeniu z nieskutecznością Polaków, dało im prowadzenie 10:5. - Musimy rzucać to co mamy. Bo te rzuty są takie jakieś... - mówił swoim podopiecznym trener Lijewski, gdy poprosił o przerwę. I rzeczywiście, gra Biało-Czerwonych zaczęła wyglądać lepiej. Dużo wniosło wejście Pawła Paterka, który najpierw grał obok Olejniczaka, a później zastąpił gracza Industrii na środku. Przyspieszył grę, zaczął tworzyć przewagę sytuacyjną, jego kolegom łatwiej przychodziło odnajdywanie pozycji rzutowych. Bardzo dobrze zaczął też bronić Adam Morawski - ten impuls był potrzebny drużynie. Interwencje "Loczka", ale też i dobra gra obrony, wytrąciły największy atut rywalom. Zaczęły się kontry Polaków, kończone przez Jakuba Szyszko i Przemysława Urbaniaka - efekty przyszły momentalnie. Zwłaszcza, że Argentyńczycy łapali głupie kary, często musieli grać w osłabieniu. W 28. minucie Szyszko doprowadził do remisu 12:12, a w ostatniej minucie przed przerwą Przytuła rzucił przez całe boisko do pustej bramki na 13:12. Rywale zdołali jednak od razu wyrównać. Męczarnie reprezentacji Polski. Choć przynajmniej nie musieli już gonić rywali Taka końcówka pierwszej połowy mogła wskazywać, że Polska po przerwie zacznie jednak odskakiwać reprezentacji z Ameryki Południowej. Argentyna nie grała w Legionowie w najmocniejszym składzie, kibice, którzy śledzą wydarzenia, pewnie utożsamiają ją z braćmi Simonet: Sebastiánem, Diego i Pablo. Dwaj ostatni to wciąż czynni zawodnicy, ale do Polski nie przylecieli. Lijewski wrócił do wyjściowego składu w drugiej linii, zmienił jedynie skrzydłowych i bramkarza, teraz bronił Mateusz Kornecki. I to on kapitalnie zaczął kontrę, po której Mateusz Kosmala zdobył swoją pierwszą bramkę w debiucie w reprezentacji Polski. Biało-Czerwoni grali jednak niedokładnie, sporo było pomyłek w ataku, Argentyńczycy zaś chętniej i lepiej rzucali z drugiej linii. Dopiero w 42. minucie udało się odskoczyć na dwie bramki - z karnego, wywalczonego przez Dawida Dawydzika, trafił wtedy Piotr Jarosiewicz. A już za chwilę piękną akcją, z padem po zwodzie, na 20:17 podwyższył Powarzyński. Wystarczyła jednak minuta, a już obie drużyny dzieliła tylko jedna bramka i to Argentyńczycy atakowali polską bramkę. Kilka minut i całkiem spora przewaga. Argentyńczycy szukali nietypowych rozwiązań Końcowe minuty zdecydowanie jednak należały już do Polaków. W trudnym momencie Lijewski poprosił o przerwę, przeciętnie dotąd spisujący się w bramce Kornecki obronił rzut rywala, a zaraz po tym dobitkę, do tego świetnie rozpoczął kontratak, zakończony przez Kosmalę. Efektownie trafił Powarzyński, później tak samo też Paweł Paterek - w 51. minucie zrobiło się już 24:20. Argentyńczycy próbowali jeszcze zmienić sytuację przez grę w siedmiu w polu, na dwóch obrotowych, ale niewiele mogli już zdziałać. Zwłaszcza, że Biało-Czerwoni mieli coraz więcej atutów, w czym dużą zasługę znów miał Paterek. W końcowych minutach Lijewski dał szansę gry, a nawet debiutu następnym reprezentantom Polski, m.in. Łukaszowi Gogoli - tak eksperymentalnego składu pewnie polscy kibice już nie zobaczą. Zaczęły się błędy, zwłaszcza w rozegraniu - mnożyły się straty. Argentyna zdobyła jedną bramkę, drugą, trzecią, czwartą... Na minutę przed końcem Francisco Lombardi doprowadził do wyniku 26:27, Lijewski zareagował przerwą na żądanie. Wprowadził na parkiet z powrotem Pietrasika i Paterka, ale ten pierwszy stracił piłkę. Rywale mieli więc okazję do wyrównania i... zmarnowali ją. Rewanż - w piątek o godz. 20.30, także w Legionowie. Polska - Argentyna 27:26 (13:13) Polska: Morawski, Kornecki - Przytuła 5, Olejniczak, Paterek 1, Pietrasik 6, Powarzyński 3, Kosmala 2, Jankowski, Jarosiewicz 2, Gębala 2, Szyszko 2, Urbaniak 2, Dawydzik 2, Pieczonka, Gajek, Gogola. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 1/1. Argentyna: Bar, Villarreal - Bono 2, Barcelo 4, Saco, Jung 1, Benacedo, Canete 2, Lombardi 4, Carro 3, Martinez 1, Moyano 4, Cangiani 4, Mourino 1, Fischer, Goux. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 2/2.