Potyczka Płocka z Kielcami rozpoczęła się na dobrą sprawę już znacznie wcześniej - kilka tygodni temu. Liderzy Superligi z Łomży Vive nie chcieli grać w weekend 14-15 maja, bo byli akurat pomiędzy starciami o Final4 Ligi Mistrzów z Montpellier. Mecz przełożono na 24 maja, a wtedy zaprotestowali płocczanie - oni w najbliższy weekend mają swój Final4 Ligi Europejskiej i nie chcieli grać tak wyczerpującego pojedynku akurat tuż przed nim. Ostatecznie musieli się jednak pogodzić z tym terminem, ale mieli dodatkowy atut: swoją halę i kilka tysięcy fanatycznych kibiców. Orlen Arena żyła długo przed pierwszym gwizdkiem chorwackich sędziów, wyła i gwizdała na gości, wspierała swoich. W tym hałasie ciężko było usłyszeć własne myśli. A trzeba było je słyszeć i myśleć, bo ważyły się losy mistrzostwa Polski. Gospodarze musieli wygrać co najmniej dwoma bramkami, Kielce mogły przegrać minimalnie, albo zremisować. Orlen Wisła - Łomża Vive. Czerwona kartka w 36. sekundzie! ZPRP wyznaczył do prowadzenia tego spotkania chorwackich arbitrów: Matiję Gubicę i Borisa Miloševicia. Ci mieli masę pracy, ale ze swoich zadań wywiązywali się wzorowo. Już pierwsza akcja gości zakończyła się brutalnym faulem Mirsada Terzicia - obrońca Orlenu Wisły przedramieniem zdzielił w twarz Alexa Dujszebajewa. Zobaczył za to czerwoną kartkę, ale też płocczanie pokazali, że w tym meczu będzie na boisku naprawdę ostro. Mimo straty czołowego defensora, gospodarze nie zwalniali tempa w obronie - bronili znakomicie, kompletnie odcięli skrzydła mistrzów Polski (Arkadiusz Moryto i Dylan Nahi nie zdobyli bramki z gry w pierwszej połowie), a i druga linia kielczan często była bezradna. Trener Tałant Dujszebajew zareagował wycofaniem bramkarza i wstawieniem drugiego obrotowego w trakcie akcji ofensywnych, ale i to nie zmieniało sytuacji. Może dlatego, że pełniący tę "nową" rolę Tomasz Gębala dwukrotnie przegrał pojedynek z Adamem Morawskim. W 5. minucie Orlen Wisła prowadził 3-1, ale jeszcze przed upływem kwadransa gry sytuacja się trochę zmieniła. Orlen Wisła - Łomża Vive. Druga czerwień, załamany Krajewski A to za sprawą zupełnie nieoczekiwanej sytuacji pod bramką kielczan. Wśród gospodarzy bardzo dobrze poczynał sobie Siergiej Kosorotow, ale też wiele dawał Abel Serdio, regularnie dostający piłkę od rozgrywających i trafiający z 6 metrów. W 13. minucie gospodarze też wywalczyli rzut karny, ale Kosorotow tym razem przegrał z Andreasem Wolffem. Minęło półtorej minuty, a już Płock miał kolejną siódemkę - do piłki podszedł Przemysław Krajewski i... zobaczył czerwoną kartkę! Doświadczony reprezentant Polski rzucił bowiem prosto w twarz Niemca i sędziowie nie mieli wyboru - musieli go wyrzucić. Załamany Krajewski schował głowę pod koszulką i był bliski płaczu. Orlen Wisła - Łomża Vive. Kolejne wykluczenia, Płock dominuje Ta zupełnie niespodziewana kartka na chwilę załamała grę płocczan. Łomża Vive po raz drugi wyszła na prowadzenie (6-5), a mogło być nawet 7-5, bo Nahy był sam na sam z Morawskim. Wtedy jednak zaczął się koncert Abela Serdio, który raz za razem trafiał z koła, po asystach Niko Mindegii. A gdyby nie świetnie dysponowany Andreas Wolff, być może Płock byłby już pewny tytułu przed przerwą. A tak dalej trwała wojna - w 22. minucie z boiska za uderzenie rywala w twarz wyleciał Miguel Sanchez-Migallon, minutę później kolejny lider defensywy Płock - Leon Šušnja. Cztery czerwone kartki i żadnej zwykłej dwuminutowej kary do tego momentu! A na boisku Orlen Wisła prowadził jedną albo dwoma bramkami - dopiero w ostatniej minucie mógł odskoczyć na trzy, ale Wolff obronił rzut Davida Fernandeza i dobitkę Michała Daszka. Wynik 12-10 i tak dawał jednak mistrzostwo płocczanom - przynajmniej w tym momencie. Orlen Wisła - Łomża Vive. Gospodarze odskakują na pięć bramek! Początek drugiej połowy to czas całkowitej dominacji gospodarzy. Kapitalnie piłkę rozgrywał Niko Mindegia, płocczanie grali wybitnie w defensywie, wymuszając kolejne błędy jednej z najlepszych drużyn w Europie. W 38. minucie po trafieniu Serdio było już 16-11, a na dodatek chwilę wcześniej nie tylko czerwoną, ale też niebieską karę za brutalny faul zobaczył Tomasz Gębala. Gościom puszczały nerwy, bo nic im nie wychodziło. Całą odpowiedzialność na siebie wziął więc Alex Dujszebajew, który - przy grze w osłabieniu - zdobył dwie bramki po indywidualnych akcjach. Gdy zaś na kwadrans przed końcem przełamał się też Szymon Sićko, straty gości zmniejszyły się do dwóch trafień (17-15). Orlen Wisła - Łomża Vive. Nerwy jednych, nerwy drugich W 49. minucie różnica między drużynami wynosiła już tylko jedną bramkę - w tym momencie to goście byli mistrzami Polski. Kapitalnie bronił Wolff, którego z rzutów karnych nie potrafili pokonać Kosorotow (47. minuta) i Tin Lučin (50. minuta). Nerwy na wodzy utrzymał za to Arciom Karalek i na 9 minut przed końcem wyrównał na 18-18. Widać było już brak fenomenalnego w tym meczu Mindegii, który w 40. minucie skręcił kolano i został zniesiony z boiska. Popłakał się przy tym - wiedział, ze to dla niego koniec meczu, a pewnie też i możliwości gry w sobotę przeciwko Benfice Lizbona w Final4 Ligi Europejskiej. Wiele wskazuje na to, że mógł uszkodzić więzadła krzyżowe... Orlen Wisła - Łomża Vive. Goście przełamują rywala W ostatnim kwadransie gospodarze byli już chyba za mocno zmęczeni - popełniali błąd za błędem. Od stanu 18-15 w 46. minucie przez 10 minut trafiali tylko goście - objęli prowadzenie 19-18 po rzucie z drugiej linii Kulesza w 53. minucie. Vive wcale nie grało dużo lepiej, ale chociaż trafiało co drugi rzut, w przeciwieństwie do Wisły. "Nafciarze" nie mieli w swoich szeregach gracza, który byłby w stanie pociągnąć zespół w ataku. Dopiero na 5 minut przed końcem trafił Zoltán Szita - był remis 19-19. W odpowiedzi pomylił się Igor Karačić, więc Płock znów stanął przed szansą. Dostał rzut karny, a przecież do tego momentu gospodarze zmarnowali już pięć siódemek. I zmarnowali szóstą - Kosorotow trafił piłką w słupek! Znów "życie" płocczanom dał jednak Morawski, broniąc dwa rzuty z sześciu metrów. A po chwili było 20-19 dla Wisły, po zaskakującym rzucie Fernandeza! Orlen Wisła - Łomża Vive. Te dwie ostatnie minuty... Teraz o mistrzostwie Polski decydowały już pojedyncze akcje. To kielczanie mieli piłkę na dwie minuty przed końcem, ale Alex Dujszebajew został zatrzymany faulem. Goście ponowili akcję, a Lučin brutalnie sfaulował Sićkę. Powinien dostać czerwoną kartkę, wyleciał tylko na dwie minuty. Ważniejsze było to, że do remisu doprowadził Arkadiusz Moryto, który w przeciwieństwie do rywali z karnych się nie mylił. Trafił po raz piąty i było 20-20. Trener gospodarzy Xavi Sabate poprosił jeszcze o przerwę, ale na 84 sekundy przed końcem trudno już było myśleć o odwróceniu losów tego meczu. Sześć przestrzelonych rzutów karnych wzięło jednak górę. Zwłaszcza, że Kielce miały w swoich szeregach Andreasa Wolffa, który znów fenomenalnie obronił rzut Kosorotowa. Była to jego osiemnasta obrona w tym spotkaniu! Przy remisie w Superlidze wykonuje się jeszcze rzuty karne, ale dziś nie miały one już znaczenia - trudno było zachęcić graczy obu zespołów do ich wykonania. Musieli jednak rzucać, a w nich lepsi byli goście, bo nadal mieli w bramce niesamowitego Wolffa. Orlen Wisła Płock - Łomża Vive Kielce 20-20 (12-10) Rzuty karne: 3-5. Orlen Wisła: Morawski, Witkowski - Mihić, Kosorotow 6, Daszek 4, Żytnikow 2, Serdio 5, Szita 2, Jurečič, Šušnja, Terzić, Mindegia, Fernandez 1, Lučin, Krajewski, Czapliński. Rzuty karne: 4/10. Kary: 8 minut. Łomża Vive: Wolff - Karalek 2, Moryto 7, Tournat 1, Nahi, Karačić 1, Kulesz 3, Sićko 1, Daniel Dujszebajew, Vujović 1, Alex Dujszebajew 3, Sanchez-Migallon, Olejniczak, Paczkowski, Gębala 1. Rzuty karne: 5/5. Kary: 12 minut. Andrzej Grupa, Interia.pl