Barça była faworytem tego półfinału, nie miał tu chyba nikt wątpliwości. W lidze hiszpańskiej komplet 30 zwycięstw, podobnie w krajowym pucharze, w Lidze Mistrzów 15 wygranych i jeden jedyny remis. W całym sezonie przegrała zaledwie jedno spotkanie - w finale klubowych mistrzostw świata, turnieju organizowanego na Półwyspie Arabskim. Tam lepszy od niej, zresztą po raz drugi z rzędu, okazał się SC Magdeburg. I to właśnie była ta niewiadoma - "Gladiatorzy" pokazali w Dammanie bardzo ofensywną grę, postawili się Katalończykom i po dogrywce triumfowali 41:39. Teraz chcieli w taki sam sposób poskromić Barçę. Barcelona miała inicjatywę, zaskoczył ją Polak. Po akcji Chrapkowskiego hala szalała Już od początku było widać, że jedni i drudzy chcą szybko kończyć swoje akcje, wykorzystywać każdy błąd w ustawieniu, przesunięciu obrony. Magdeburg jednak miał problemy ze skutecznością, świetny w ćwierćfinałach z Płockiem Kay Smits na samym początku został dwukrotnie zatrzymany przez Emila Nielsena, raz z rzutu karnego. Barça miała nieznaczną inicjatywę, to ona minimalnie cały czas prowadziła, Niemcy co najwyżej wyrównywali. Katalończycy po akcji rywali od razu przerzucali piłkę na środek, starali się wykorzystać każdą okazję do gry w przewadze, bo jednak rywale zmieniali graczy do obrony. W tym Piotra Chrapkowskiego, który szybko dostał żółtą kartkę, ale później popisał się dwoma udanymi interwencjami w defensywie. No i w 11. minucie przechwycił piłkę, po czym sam przebiegł całe boisko i pokonał Nielsena. "Gladiatorzy" po raz pierwszy objęli wtedy prowadzenie - 7:6. Przez Lanxess Arenę przeszła wielka owacja, widać było, kibice którego zespołu są tu w przewadze. Pierwszy mały kryzys Magdeburga. "Gladiatorzy" się jednak wybronili Mistrz Hiszpanii nie potrafił odskoczyć, choć bramki przychodziły mu z dużo większą łatwością. Magdeburg szukał luk w środkowej strefie, jego skrzydłowi zostali wyłączeni, ciężko też było dograć piłkę do obrotowego. Cała nadzieja Niemców wiązała się z tercetem zawodników drugiej linii: Smitsem, Michaelem Damgaardem i Gislim Krisjtanssonem. Tyle że oni też się mylili - w pierwszej połowie aż 11 razy. Cały zespół Barçy miał ledwie sześć nieudanych prób. W 18. minucie ze skrzydła trafił Aleix Gómez, do tego doszła kara dla Kristjanssona i niecelny rzut Damgaarda. Barca za sprawą Timotheya N'Guessana odskoczyła na 13:11, pierwszy raz miała taką zaliczkę. Niemcy tedy jeszcze przetrwali trudny okres, Lukas Martens po kontrze wyrównał na 14:14. Sytuacja się jednak powtórzyła. To nie mecz, to meczycho. Magdeburg odrabia straty, wielka Barcelona zaskoczona! Tuż przed przerwą przewagę Barçy widać już było jednak dość wyraźnie. Na półtorej minuty przed końcem, choć sędziowie sugerowali już koniec gry pasywnej, Dicka Mem podwyższył po indywidualnej akcji na 18:15. Magdeburg miał spore kłopoty, wybronił się, zszedł na przerwę z dwoma bramkami straty. Mieli więc wicemistrzowie Niemiec wciąż nadzieje, choć po starcie drugiej połowy tracili aż trzy bramki. Cierpliwie wybijali jednak rywali z rytmu, szukali przechwytów i okazji do kontr. A Barcelona momentami podchodziła do tego spotkania zbyt nonszalancko. Jedna strata dała kontrę Mertensowi i bramkę na 20:21, za chwilę bramkarz Nikola Portner wyrównał rzutem przez całe boisko. Był remis i 22 minuty do końca. A to nie koniec - gdy za chwilę, przy remisie, Mertens zaliczył przechwyt, sędziowie pokazali mu błąd dotknięcia piłki nogą. Skrzydłowy Magdeburga padł na kolana, hala buczała i wyła. Za chwilę jednak szalała z radości, bo Kristjansson trafił na 23:22, a trener Antonio Carlos Ortega poprosił o przerwę. Tumult blisko 20 tysięcy kibiców był taki, że człowiek nie słyszał własnych myśli. Barcelona odżyła i przeżyła. W cieniu dramat gwiazdy rywali Barcelona była już w szoku. Nogę skręcił jej as Dika Mem, Philipp Weber podwyższył na 24:22. Teraz to Magdeburg grał jak w transie, Portner bronił odbił dwa rzuty w ważnym momencie. Niemcy znaleźli dziurę w taktyce Katalończyków, ci jednak też szukali nowego pomysłu. Na boisko wszedł za Nielsena Gonzalo Perez de Vargas, szansę dostał Hampus Wanne. Nerwy były olbrzymie, błędy popełniali jedni i drudzy, gracze Magdeburga i ich trener mieli pretensje do sędziów. W ostatnie 10 minut starcia oba zespoły weszły przy prowadzeniu "Gladiatorów" 26:25, na dodatek mieli jeszcze piłkę. Tyle że stracili ją w prosty sposób, a Ludovic Fabregas wyrównał rzutem do pustej bramki. Było już jasne, że losy tego spotkania rozstrzygną się w samej końcówce, jak w Dammanie. Że może być potrzebna dogrywka, tak blisko wciąż było bowiem remisu. Barça na kilka minut przed końcem odzyskała prowadzenie, większym problemem dla Magdeburga był jednak uraz, którego Kristjansson doznał na niecałe cztery minuty przed końcem. Środkowy rozgrywający Magdeburga nieszczęśliwie upadł, był cucony, wezwano służby medyczne. Przerwa trwałą kilka minut, trener Bennet Wieger skrył głowę w dłoniach. Islandczyk nie chciał się położyć na łóżku, by zostać wywieziony z hali. Choć nie był w stanie ustać na nogach, podtrzymywany, opuścił jednak parkiet. Ta ostatnia akcja, "Gladiatorzy" walczyli o dogrywkę Magdeburg musiał odrobić bramkę straty, ale Smits nie trafił, szansę na dwubramkowe prowadzenie dostała Barca. Islandczy sędziowie pozwolili jej na długą akcję, kibice się z tym nie zgadzali. N'Guessan spudłował, a Norweg Christian O'Sullivan wyrównał. Katalończycy znów mieli problem, Mem wrócił na boisku, poczuł ból, ale zejść z niego nie chciał. Trener Ortega nie miał wyjścia - musiał wziąć ostatni czas, na 77 sekund przed końcem, przy remisie 30:30. Wykorzystała jednak swoją szansę, zrobił to ze skrzydła Gómez, dobił rzut kolegi obroniony przez Portnera. Na 13 sekund przed końcem to Wiegert poprosił o ostatnią przerwę - jego zespół musiał wyrównać, by zagrać dogrywkę. I dokonali tego Smits trafił na 31:31, zostało siedem sekund sekundy. Barca szybko przetransportowała piłkę na środek, oddała rzut, który wyblokował cofający się Damgaard. Gdyby nadepnął na linię szóstego metra, byłby karny dla Hiszpanów. Sędziowie przeprowadzili analizę VAR, blok był prawidłowy. A więc dogrywka! A w niej mogło się wydarzyć wszystko Jednym i drugim zostało znów 10 minut, decydowały pojedyncze zagrania. "Gladiatorzy" byli jakby bardziej spokojni, wspierała ich niemal cała Lanxess Arena, nawet kibice innych zespołów. Oni też chcieli tu sensacji. I Magdeburg wytworzył sobie przewagę, w ostatniej akcji przed zmianą stron Damgaard wyłapał piłkę po swoim rzucie, odbitym przez Nielsena i spadając trafił na 35:33. To już było bardzo dużo, choć drugą połowę dodatkowego czasu zaczynała Barca. Niemcy mieli węższą ławkę, widać było, że powoli nie wytrzymują tego tempa. A jednak Smits, Bezjak czy O'Sullivan trafiali, trzymali swoją drużynę przy życiu i w przewadze. Na 80 sekund przed końcem N'Guessan jednak wyrównał, za chwilę po raz drugi (38:38). Niemcy nie wytrzymali też nerwowo - za protesty rezerwowego Matthiasa Musche dostali karę dwóch minut. Na 50 sekund przed końcem! Utrzymali jednak piłkę do samego końca, oddali rzut, ale Nielsen nie dał się pokonać. O awansie miały więc rozstrzygać karne - jak przed rokiem w finale! A w nich już w drugiej serii pomylił się Wanne, ekspert od siódemek, w trzeciej to samo zrobił Melvin Richardson. Jeszcze nadzieję Barcelonie przywrócił Perez de Varags, broniąc rzut Hornkego. Gdy za chwilę Mem też rzucił z kozłem nad poprzeczką, Niemcy potrzebowali jednego trafienia. A nie trafili. W końcu jednak Jensen zatrzymał Fabregasa i tak "Gladiatorzy" okazali się prawdziwymi gladiatorami. Sprawili sensację, trzeci raz z rzędu pokonali Barcelonę. SC Magdeburg - Barça 40:39 po rzutach karnych (16:18, 31:31, 38:38) Magdeburg: Jensen, Portner 1 - Meister, Chrapkowski 1, Musche, Kristjansson 5, Pettersson, Hornke 1, Weber 2, Mertens 2, Saugstrup 3, O'Sullivan 1, Bezjak 4, Smits 12, Damgaard 8, Bergendahl. Kary: 14 minut. Rzuty karne: 7/10. Barça: Nielsen, Perez de Vargas - Carlsbogard, Mem 4, Wanne 3, Janc 2, N'Guessan 9, Aleix Gómez 8, Thiagus Petrus, Soler, Cindrić 3, Makuc 3, Langaro, Richardson, Fabregas 6, Frade 1. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 4/9. Andrzej Grupa, Kolonia