Polska wygrała w Ostrowie Wlkp. z Łotwą 31-14 i z drugiego miejsca w grupie ósmej zdołała zakwalifikować się do finałowego turnieju mistrzostw Europy. O ile w niedzielę biało-czerwoni wygrali z Łotyszami bardzo łatwo, to w czwartek mieli ogromne problemy we Włoszech. Wtedy dwa punkty wyrwali w ostatniej chwili, wygrali 31-29, choć jeszcze w 40. minucie mieli o cztery trafienia mniej od rywali. - Od jakiegoś czasu nie idzie to wszystko tak jak powinno. Oczekiwania niektórych osób były jednak takie, że pojedziemy do Włoch, wygramy piętnastoma bramkami. Tak nie myślał żaden z zawodników, zapewniam. Wiedzieliśmy, że będzie bardzo ciężko. Doszło do kilku zmian w kadrze, spotkaliśmy się po dość długiej przerwie. Było kilka pozytywnych elementów, ale i sporo do poprawy - mówił w Ostrowie Wlkp. Kamil Syprzak. Obrotowy PSG spodziewał się wielkiego święta. Mimo słabego rywala Choć w sporcie, przynajmniej w teorii, wszystko jest możliwe, to niektóre cuda zdarzają się rzadko. Takim cudem byłoby urwanie punktu przez Łotwę w Ostrowie Wlkp. Czy na taki mecz trudno jest się zmotywować? - Chyba żaden z zawodników nie powinien mieć z tym problemów. Każdy mecz z orzełkiem to niesamowite wyróżnienie. Do każdego meczu podchodzę tak samo: motywację daje mi to, że mogę reprezentować kraj - zapewnia obrotowy PSG. Syprzak był zachwycony atmosferą, jaką w Arenie Ostrów stworzyło ok. 2,5 tys. kibiców. Bilety na ten mecz rozeszły się błyskawicznie, już miesiąc temu nie można było niczego kupić. - Słyszałem, że na meczach Ostrovii w lidze jest zazwyczaj komplet. Nie będę oszukiwał, spodziewałem się tego dzisiaj i ludzie dopisali. Czujemy się wyróżnieni, fajnie, że nas wspierają. Tak było zawsze, nasi fani potrafili ponieść dopingiem - zachwalał. Czytaj też: Tak właśnie wygląda dla polskiej legendy "dzień prawie doskonały". Dlaczego? Kilka siniaków więcej? Norma, już się do tego przyzwyczaił W pierwszej połowie były dość zabawne momenty, gdy Syprzak dostawał piłkę na wysokości nieosiągalnej dla rywali, więc nawet trzech Łotyszy uwieszało mu się na ręce i nie pozwalało się odwrócić. Rywale nie dostawali jednak za to kar indywidualnych. - Wszyscy wiemy, że piłka ręczna jest sportem kontaktowym. Pewnie po tym meczu znów przybyło mi kilka siniaków do kolekcji. To nic nowego, ale przyznam, że sędziowie nie byli zbyt wrażliwi w tym punkcie. To było dla mnie ciężkie spotkanie pod względem fizycznym, bo choć oni nie mają gabarytów, to są młodzi, silni i waleczni - mówił o Łotyszach. Swoich rywali w finałach mistrzostw Europy Polacy poznają już 10 maja - losowanie odbędzie się w Düsseldorfie. Podopieczni Marcina Lijewskiego znajdą się w trzecim z czterech koszyków.