Czy Orlen Wisła Płock mógł pokonać Barcelonę w swojej hali? Rzadko płocka Orlen Arena wypełnia się po brzegi, ale przyjazd słynnego mistrza Hiszpanii wywołał na Mazowszu ogromne zainteresowanie. I kibice "Nafciarzy" wierzyli, że po raz drugi w historii "Duma Katalonii" zgubi punkty w tym mieście. Termin był idealny - zmęczeni po IHF Super Globe Hiszpanie nie prezentują się tak dobrze, jak w poprzednim sezonie. Ba, nawet jak na początku sezonu. Pierwszy cios dla "Nafciarzy" już przed meczem. Wypadł filar obrony Jeśli zdobywcy Pucharu Polski mieli mieć jakąkolwiek szansę na sprawienie sensacji, musieli zagrać perfekcyjnie w obronie, a do tego mieć wsparcie bramkarzy, choćby weterana Mirko Alilovicia. Tego zaś nie ma praktycznie od początku sezonu, stąd tak trudna sytuacja płocczan w tabeli. Dziś już wiedzieli, że jeśli przegrają z Barceloną, będą na półmetku zmagań tracić cztery punkty do Montpellier i FC Porto. Jedną z tych drużyn muszą zaś wyprzedzić, aby myśleć o tak pięknej przygodzie pucharowej jak tej wiosny. Tyle że już na starcie gospodarze dostali potężny cios: kontuzjowany jest filar i lider defensywy Leon Šušnja. A bez niego trudno myśleć o perfekcyjnym stosowaniu taktyki Xaviera Sabate. Partnerem Mirsada Terzicia był głównie Kirył Samoiła - nie było może idealnie, ale całkiem dobrze. Problem w tym, że 40-letni Bośniak miał w 22. minucie już dwie kary. Fatalny początek płocczan, później było lepiej. Barcelona jednak stale prowadziła Płocczanie mieli grać bez kompleksów, "na luzie" - tak zapowiadał trener Sabate. Pełna hala i słynny rywal jednak trochę sprawili, że ręce się trzęsły - w 6. minucie goście prowadzili 3:0, dopiero chwilę później Gergo Fazekas trafił dla Orlenu Wisły. Hiszpanie uzyskali nieznaczną przewagę, ale wcale nie grali dobrze. Owszem, dużo biegali, szybko przenosili piłkę do ataku, ale gdy już obrona płocczan się ustawiła, często popełniali błędy. Barcelona dobrze jednak broniła - goście widzieli, że wicemistrz Polski nie ma za wielu autów w drugiej linii, dokładnie pilnowali więc Dawida Dawydzika, jedynego obrotowego w składzie "Nafciarzy". I to Dawydzik trafił, o poprzeczkę, w 13. minucie na 4:6. Mogło być lepiej, ale podopieczni Sabate pudłowali nawet z najprostszych pozycji. Owszem, świetnie bronił Emil Nielsen, miał 8 interwencji w pierwszej połowie i ponad 40 proc. skuteczności, ale to żadne wytłumaczenie. Szansę na kontaktowe trafienie dostał Tomas Piroch, ale w sytuacji sam na sam przegrał z Duńczykiem. Zaraz stracił piłkę, Barcelona skontrowała, zrobiło się 4:8. Czech, choć umiejętności może nie ma na Ligę Mistrzów, ambitnie walczył, "zdobył" rzut karny, zanotował istotny przechwyt, akcję wykończył Przemysław Krajewski. To jednak wystarczało, by zbliżyć się na dwie, trzy bramki - nic więcej. Za mało w bramce dodawał Alilović, a Sabate uznał, że Chorwat i tak będzie lepszy niż młody Marcel Jastrzębski. Te "magiczne" trzy bramki. Gospodarze ambitnie gonili, pewnej bariery nie dali rady przekroczyć Po pierwszej połowie tragedii jeszcze nie było, Orlen Wisła tracił cztery bramki. Kibice wciąż wierzyli w sukces, ale przełom mógł nastąpić tylko w przypadku lepszej skuteczności w ataku i pomocy Alilovicia. Długo to nie następowało - jedno i drugie. Coś się ruszyło, gdy miejsce na linii zaczął zdobywać Dawydzik, coś od siebie dodał bramkarz - "Nafciarze" ruszyli. Wystarczyły dwie kontry i z 15:21 zrobiło się 17:21, za chwilę Alilović obronił rzut karny Hampusa Wanne. A gdy z karnego Tin Lučin trafił pod nogą Gonzalo Pereza de Vargasa, było już tylko 18:21. Znów kibice w Orlen Arenie uwierzyli, że coś się zmieni. Kilka razy płocczanie zmniejszali stratę do trzech bramek, tej bariery aż do ostatniej minuty nie mogli przebić. Mimo, że Barcelona popełniała masę błędów, grała po prostu słabo, przynajmniej w ataku. Nadrabiała to niezłą defensywą, ale że wicemistrzowie Polski za wielu atutów w ataku nie mają, to wciąż Hiszpanie kontrolowali wynik. Jeszcze na 5 minut przed końcem było 22:25, gdy Barcelona kończyła już akcję pod presją - sędzie z Niemiec wskazywały grę pasywną i możliwość jednego podania. I wtedy Dika Mem pokazał, dlaczego jest jednym z najlepszych rozgrywających na świecie - przymierzył w okienko. Za chwilę kapitalną okazję zmarnował Dawydzik i wszyscy w hali stracili chyba resztę złudzeń. A jakby tego było jeszcze mało, w przedostatniej minucie kontuzji doznał Dmitrij Żytnikow. Wisła jednak walczyła, na 40 sekund przed końcem Michał Daszek trafił po kontrze na 25:27. Zostało jednak za mało czasu, by wicemistrz Polski mógł sprawić sensację. Zobacz aktualne tabele obu grup Ligi Mistrzów! Orlen Wisła Płock - Barça 25:28 (11:15) Orlen Wisła: Alilović (6/27 - 22 proc.), Jastrzębski (0/3 - 0 proc.) - Daszek 5, Zarabec, Lucin 8, Piroch, Sroczyk, Samoiła 1, Fazekas 1, Krajewski 1, Perez Arce, Terzić, Dawydzik 5, Mihić 3, Mindegia 1, Żytnikow. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 3/4. Barça: Nielsen (9/28 - 32 proc.), Perez de Vargas 1 (2/8 - 25 proc.) - Valera 3, Carlsbogard 2, Mem 7, Gallego, Arino, Wanne 3, Janc, N'Guessan 3, Aleix Gómez 3, Thiagus Petrus, Richardson 1, Frade 3, Petar Cikusa 2, Rodriguez 1. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 1/3.