Takiego pogromu kadrowego, jaki teraz dotyka Industrię, nie pamięta chyba żaden kibic mistrzów Polski. I to właśnie teraz, gdy zespół musi walczyć już nie o bezpośredni awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, ale aby w ogóle wyjść z grupy! Bo takie zagrożenie się pojawiło - gdyby dziś Industria przegrała z Kolstad. Dla mistrza Norwegii to była ostatnia szansa, by jeszcze zaistnieć w tym sezonie, musiał zdobyć Halę Legionów. I jakby tych wszystkich problemów było mało, w poniedziałek poważnej kontuzji kolana doznał w Opolu Szymon Sićko - dla niego oznacza to blisko rok przerwy od piłki ręcznej. Tałant Dujszebajew mógł mieć dziś zaledwie dziesięciu graczy z pola i trzech bramkarzy, w kluczowym meczu! Udało się jednak postawić na nogi Arcioma Karalioka, wrócił do składu zawieszony po skandalu w Paryżu Benoît Kounkoud. Ten skład nie wyglądał już najgorzej, ale trener Industrii i tak musiał łatać dziury. Kłopoty na początku, norweski bramkarz czarował raz za razem. Kibice ponieśli Industrię do walki Na lewym rozegraniu mecz zaczął Daniel Dujszebajew, na obrocie zaś Dylan Nahi, choć szkoleniowiec dawał mu trochę odsapnąć, ściągając czasem z boiska na czas obrony. Zresztą mistrz Europy pokazał się już w pierwszej akcji, miał czystą pozycję i wydawało się, że udanie lobował Torbjørna Bergeruda. Tyle że bramkarz reprezentacji Norwegii zdołał się jeszcze wrócić i rzutem wybił piłkę z linii bramkowej. A później, zanim minęła 10. minuta, obronił rzuty karne wykonywane przez Szymona Wiadernego i Alexa Dujszebajewa. Jedyne jakie mistrzowie Polski mieli w całym spotkaniu. To był duży problem dla kielczan, nie mogli znaleźć sposobu na wysokiego golkipera rywali, który w 10. minucie miał już pięć skutecznych interwencji. Jego zespół zaś, po indywidualnej akcji Sandera Sagosena, odskoczył na 5:3. Hala Legionów wrzała jednak, nie ucichła nawet na sekundę. Tego gospodarze potrzebowali i niesieni wspaniałym dopingiem szybko odrobili straty. I to grając w osłabieniu. Nahi sam nakręcał fanów, gdy zaliczył przechwyt, a do tego jeszcze został sfaulowany przez Sagosena, podbiegł do kibiców, zaczął machać do nich i krzyczeć. Wiedział, że słynny rozgrywający wyleci z boiska na dwie minuty. Takiej obrony nie było w Kielcach od lat. Popis defensywy, popis Wolffa. Mistrzowie Norwegii bezradni Do tego w bramce znów klasę pokazywał Andreas Wolff, który na początku meczu obronił karnego Sigvaldiego Gudjonssona, ale później był trochę bezradny przy rzutach z dystansu Sagosena i Gabriela Setterbloma. Po kwadransie jednak wskoczył na swój magiczny poziom, do którego jest się w stanie zbliżyć tylko kilku bramkarzy na świecie. Pomagała mu defensywa, mistrzowie Polski odskoczyli na 10:8. Norwegowie zaś mieli coraz większe problemy, po karze dla Sagosena przyszła druga dla Magnusa Gulleruda, później mołdawscy sędziowie analizowali jeszcze na monitorze, czy czerwonej kartki nie powinien zobaczyć Henning Limstrand. Skończyło się jednak na kolejnych dwóch minutach pauzy. Industria miała inicjatywę, świetna obrona, w tym kapitalne wybloki, pozwalała im na przeważnie dwubramkowe prowadzenie. Aż w końcu, w 28. minucie, Alex Dujszebajew podwyższył na 12:9. I te trzy bramki mistrzowie Polski mieli po pierwszej połowie, w drugim kwadransie pozwolili Norwegom rzucić zaledwie cztery bramki, w ostatnich dziesięciu minutach - dwie. Wolff miał blisko 50 proc. skuteczności, odbił dziewięć piłek. Było trzy bramki, zrobiło się siedem. Takiej zaliczki mistrzowie Polski nie mogli już roztrwonić Można się było zastanawiać, czy kielczanie będą w stanie tak samo żywiołowo grać w drugiej połowie, czy w tej sytuacji kadrowej starczy im sił i konsekwencji. Szybko jednak udowodnili, że żadna trudność nie jest im straszna. Kapitalnie dalej bronił Wolff, były skrzydłowy mistrza Polski Gusjonsson mógł wpaść w kompleksy, z pierwszych sześciu rzutów tylko jeden trafił do bramki obok Niemca. No i w ataku Industria była świetna, popisywał się Alex Dujszebajew, coś dodał jego brat Daniel, kapitalna obrona napędzała kontry. Gdy w 37. i 38. minucie wykończyli je francuscy mistrzowie Europy, najpierw Kounkoud, a później Nahi, obie drużyny dzieliło już siedem bramek (19:12). Mistrzowi Norwegii nie pomagało kompletnie nic. Trener Christian Berge próbował gry w siedmiu na sześciu, wziął czas - nic się jednak nie zmieniało. Wobec obrony kielczan Kolstad było bezradne i coraz bardziej chyba rozbite w sferze mentalnej. Widać to było po Sagosenie, poirtytowanym tą wielką niemocą. A nawet gdy goście zdobyli dwie bramki z rzędu i doszli na 14:19, to już za chwilę Wolff zatrzymał rzut z obrotu Simena Lyse w nieprawdopodobny sposób - po prostu złapał piłkę... jedną ręką! Już do samego końca kielczanie w miarę spokojnie kontrolowali sytuację, walczyli o każdą piłkę, pobudzony Karaliok skończył nawet z czerwoną kartką, bo ani na sekundę nie chciał puścić Gulleruda, jak już go zaczął trzymać. Kielczanie wygrali 31:23, zrównali się punktami z PSG, które niespodziewanie przegrało w Zagrzebiu 26:28. Zobacz tabele obu grup Ligi Mistrzów! Dzięki tej wygranej mistrzowie Polski zapewnili sobie awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Najprawdopodobniej trafią tam na GOG Gudme lub Montpellier, choć tu możliwości jest kilka. Także i "Święta Wojna" z Orlenem Wisłą, gdyby Industria wyprzedziła jeszcze PSG, a "Nafciarze" nie przegrają za tydzień z FC Porto. Wszystkie pary poznamy dopiero za tydzień. Industria Kielce - Kolstad Håndball 31:23 (13:10) Industria: Wolff (14/35 - 40 proc.), Wałąch (0/2 - 0 proc.), Mestrić - Olejniczak 3, Wiaderny, Kounkoud 1, A. Dujszebajew 8, Karacić 3, Moryto 1, D. Dujszebajew 3, Thrastarson 2, Surgiel 1, Paczkowski 1, Karaliok 2, Nahi 6. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 0/2. Kolstad: Bergerud (7/36 - 19 proc.), Eggen (0/1 - 0 proc.) - Eggen, Hald, Aga, Sagosen 5, Rønning, Aalberg, Limstrand, Setterblom 5, Gullerud 2, Boilesen 2, Johannessen, Lyse 6, Hernes, Gudjonsson 3, Johnsen. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 3/4.