FC Porto potrafi napsuć krwi mocarzom, nie lubi z tym zespołem rywalizować Tałant Dujszebajew. Płocczanie zaś po raz ostatni mierzyli się ze "Smokami" dziewięć lat temu, też w grupie Ligi Mistrzów. Wtedy dwukrotnie wygrali, ale Porto mocno okrzepło od tego czasu. W swojej lidze pewnie pokonało w walce o mistrzostwo Benficę Lizbona, która przecież w maju ostro sprała Orlen Wisłę w półfinale Ligi Europejskiej. W swojej hali wicemistrzowie Polski zaprezentowali się jednak dużo lepiej niż wtedy. Kapitalny początek płocczan. Dlaczego tak nie można cały czas? Przede wszystkim Orlen Wisła miał imponujący początek spotkania, tak jak Łomża w środę. W 5. minucie było już 3-0, a gospodarze grali perfekcyjnie w obronie. Wymuszali błędy rywali, sami kontrowali. Od początku skutecznością imponował Gonzalo Pérez, nowy skrzydłowy płocczan. W 10. minucie gospodarze wygrywali już 5-1, więc szkoleniowiec gości poprosił o przerwę. Zaraz po niej "Nafciarze" podwyższyli na 6-1 i na tym ich koncert się skończył. Później było już bowiem gorzej. Owszem, nadal podopieczni Xaviera Sabate prezentowali dobrą, bardzo aktywną defensywę, ale w ataku popełniali już sporo błędów. Wyróżniali się skrzydłowi, to oni do 20. minuty pozwalali zachować dość bezpieczną przewagę. Później wahała się ona w przedziale od dwóch do czterech bramek, a prowadzenie 14-10 dał gospodarzom sprytnym rzutem w ostatnich sekundach przed przerwą Siergiej Kosorotow. Nerwy w drugiej połowie, Porto odrabia straty Niestety, druga połowa w wykonaniu zespołu z Płocka nie wyglądała już tak dobrze. Albo inaczej - jeszcze do 41. minuty Portugalczycy nie potrafili wykorzystywać swoich szans. Było więc 20-15 dla gospodarzy i wtedy "Smoki" z Porto ruszyły do ataku. W 44. minucie Miguel Alves doprowadził do stanu 20-18 dla Płocka, a gdy w 48. minucie z karnego trafił Jack Thurin, Orlen miał tylko jedną bramkę przewagi. Nie wyglądało to dobrze - prawie każda akcja gospodarzy rodziła się w bólach, często była kończona błędem i stratą. Zupełnie nie mógł się odnaleźć Michał Daszek, który zakończył spotkanie z dwoma nieskutecznymi rzutami i zerowym dorobkiem bramkowym. Mimo to Orlen Wisła znów odskoczył na trzy gole, by następnie... dwie bramki stracić. Kapitalne parady Pilipovicia ratują wicemistrza Polski! W tych najważniejszych momentach płocczan ratował Kristian Pilipović. Chorwat bronił znakomicie, a Porto miało aż trzy szanse by wyrównać. To wtedy Pilipović wygrywał pojedynki z Nikolajem Christensenem i Diogo Branquinho. W końcu niemoc gospodarzy przerwał Przemysław Krajewski, po kontrze rzucił na 24-22. Później poprawił jeszcze Abel Serdio i sytuacja trochę się uspokoiła. Aż w końcu ostatecznie się wyjaśniła, gdy z boiska w 58. minucie wyleciał za uderzenie rywala Ignacio Plaza. Orlen Wisła wygrał 27-23 - po nerwowej końcówce. A już za sześć dni - starcie w Paryżu z PSG. Orlen Wisła Płock - FC Porto 27-23 (14-10) Orlen Wisła: Pilipović (13 obron/36 rzutów - 36 procent) - Daszek, Lučin 4, Piroch, Yasuhira, Serdio 2, Šušnja, Sarmiento 1, Krajewski 2, Pérez 7, Terzić, Dawydzik, Mihić 4, Żytnikow 4, Kosorotow 3. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 1/2. FC Porto: Mitrevski (4/23 - 17 proc.), Frandsen (6/14 - 43 proc.) - Veitia 2, Iturriza, Mikkelsen 3, Oliveira 5, Christensen 1, Silva, Salina 4, Plaza, Thurin 1, Fernandes, Branquinho 2, Areia, Alves 4, Magalhães 1. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 1/2.