Spotkanie na szczycie tabeli grupy B LM to jedno z najważniejszych wydarzeń w europejskiej piłce ręcznej tegorocznej jesieni. Świadczyły o tym transmisje telewizyjne w co najmniej ośmiu krajach, bilety wstępu wykupione w ciągu kilku minut od rozpoczęcia sprzedaży i świeże wspomnienia z meczu o trzecie miejsce Final Four. Dla kielczan sobotni mecz był czymś więcej niż gra o dwa punkty. Mistrzowie Polski zwycięstwem nad "Zebrami z Kilonii" potwierdzili, że trzecie miejsce wywalczone podczas finałowego turnieju LM - w meczu z THW - nie było żadnym przypadkiem. Kibice przypomnieli rywalom wypowiedź Marko Vujina z maja, kiedy w jednym z wywiadów prasowych powiedział, że "Kielce nie zasłużyły na Final Four" - gigantyczny transparent z tym cytatem zawisł tuż przed meczem za bramką Venio Loserta. Od początku gospodarze narzucili swoje warunki. W trzeciej minucie było już 2:0 dla żółto-biało-niebieskich. Natychmiast przebudzili się goście i w piątej minucie po raz pierwszy na tablicy świetlnej pojawił się remis 3:3. Wyrównana walka trwała do 20. min. Wtedy niemieccy szczypiorniści ostatni raz doprowadzili do remisu 8:8. Od tej chwili kielczanie weszli na zdecydowanie wyższe obroty. W 22. minucie Venio Losert po raz drugi obronił karnego, a defensywa stawała się coraz trudniejszym do sforsowania murem dla takich gwiazd piłki ręcznej jak Filip Jicha czy Niclas Ekberg. Ostatecznie kielczanom udało się zejść na przerwę z sześciobramkową przewagą (17:11). Wychodząc na drugą połowę podopieczni trenera Bogdana Wenty doskonale wiedzieli, że sześciobramkowa przewaga nad kilończykami nie oznacza jeszcze pewnego sukcesu. Mieli w pamięci wielką gonitwę rywali z Final Four z Kolonii, która sprawiła, że solidna, siedmiobramkowa przewaga z pierwszej połowy stopniała w ekspresowym tempie i ostatecznie udało się wtedy wygrać zaledwie jednym trafieniem. Tym razem również słabiej wyglądał początek drugiej połowy, zaraz po zmianie stron zwolnili tempo. Przez pierwszych dziewięć minut Vive trafiło zaledwie cztery razy, THW - siedem. Przełom w grze kielczan nastąpił około 40. minuty, kiedy w ciągu kilkudziesięciu sekund dwie bramki zdobył chorwacki skrzydłowy Manuel Strlek. Znów skuteczniejsza zrobiła się obrona gospodarzy, a w bramce atomowe rzuty kilończyków pewnie bronił Venio Losert. Ataki gości były coraz mniej precyzyjne, a przewaga Vive systematycznie się powiększała i w 52. min wynosiła siedem goli - 30:23. W końcówce spotkania, gościom pozostało jedynie dążenie do zmniejszenia rozmiarów przegranej. Szczególnie uaktywnił się wtedy Rene Toft Hansen i Niclas Ekberg. Ostatecznie kielczanie zwyciężyli 34:29 i jest to najwyższe w historii zwycięstwo polskiego klubu nad drużyną "Zebr". Po meczu powiedzieli: Bogdan Wenta (trener Vive Targi Kielce): "To był twardy, dobry, interesujący mecz. Już w pierwszej połowie udało nam się wytworzyć dużą przewagę. Cieszy wygrana z tak silnym zespołem, ale nie wolno nam nie zauważyć, że w ekipie THW Kiel było kilka absencji w składzie. To było widoczne. Chcieliśmy to wykorzystać. W drugiej połowie goście pokazywali, jak groźnym są zespołem. W pewnym momencie zmniejszyli stratę do trzech bramek, wtedy musieliśmy utrzymać koncentrację. Dziękuję kibicom za atmosferę jaką stworzyli, to nam zawsze bardzo pomaga". Alfred Gislasson (trener THW Kiel): "Gospodarze byli od nas lepsi. W pierwszej połowie popełnialiśmy błędy, a nasz rywal potrafił to wykorzystać w kontratakach. Było ich doprawdy wiele. Zostaliśmy pokonani, ale pamiętajmy, że Kielce to mocna drużyna i jest jednym z pretendentów do gry w Final Four". Michał Jurecki (Vive Targi Kielce): "Kluczem do zwycięstwa była twarda gra od pierwszych minut. Niedawno Kiel przegrał z Magdeburgiem z drużyną mojego brata. Bartosz powiedział mi, że z THW trzeba zagrać bardzo agresywnie, wtedy będą mieli problemy, można ich tym pokonać i to nam się dzisiaj udało. Do wygrania grupy jeszcze daleka droga, teraz powoli myślę o tym co czeka nas w reprezentacji. Na ostatnich dwóch zgrupowaniach mnie nie było i cieszę się, że wracam do tego grona i że znów założę koszulkę z orzełkiem na piersi. Co przyniesie dalszy sezon tutaj w Kielcach, o tym się przekonamy. Pamiętajmy, że ważne będą wyjazdy do Kolding i Kilonii. To nie jest tak, że jest tylko Kiel i my. Jest także Kolding, który jest bardzo, bardzo groźny i trzeba na niego uważać". Krzysztof Lijewski (Vive Targi Kielce): "Kiel to nie jest drużyna z łapanki, prezentuje światową klasę. Widać było już przed meczem, że jesteśmy bardzo skoncentrowani. Każdy z nas myślał, jak go rozegrać. Czapki z głów dla kolegów z drużyny, bo od pierwszej minuty zagraliśmy tak, jak chcieliśmy. Pięć bramek to z jednej strony duża, a z drugiej mała przewaga. Do przerwy wygrywaliśmy nawet sześcioma bramkami, później była jeszcze większa. Szkoda, że skończyło się tylko pięciobramkową przewagą. Apetyty rosną w miarę jedzenia. Teraz jedziemy do Kolding i zdajemy sobie sprawę, że to nie będzie łatwy mecz. Jeżeli tam nam się noga powinie, to ta dzisiejsza wygrana nic nie da. Na razie skupiamy się na każdym następnym meczu". Filip Jicha (THW Kiel): "W tym meczu mieliśmy duże problemy w ataku. Nie byliśmy w stanie rozgrywać dobrze piłkę i długo utrzymać się w defensywie. Trzeba przyznać, że Kielce były dzisiaj lepsze od nas. Nasza dyspozycja nie wystarczyła na pokonanie Vive". Vive Targi Kielce - THW Kiel 34:29 (17:11) Vive Targi: Venio Losert - Piotr Grabarczyk, Michał Jurecki 8, Grzegorz Tkaczyk, Piotr Chrapkowski, Julen Aginagalde 4, Manuel Strlek 5, Krzysztof Lijewski 4, Denis Buntic, Zeljko Musa 2, Tomasz Rosiński 4, Ivan Cupic 7. THW Kiel: Johan Sjostrand, Andreas Palicka - Rene Toft Hansen 5, Gudjon Valur Sigurdsson 4, Christian Sprenger 1, Niclas Ekberg 5, Rasmus Lauge Schmidt 1, Christian Zeitz 2, Wael Jallouz, Filip Jicha 7, Marko Vujin 4. Sędziowali: Matija Gubica, Boris Milosevic (Chorwacja). Widzów: 4200.