W połowie lat 80. ubiegłego wieku Wybrzeże Gdańsk z Bogdanem Wentą w składzie dwukrotnie grało w finale Pucharu Europy. Od tamtej pory polskie kluby w Europie znaczyły tyle co nic, dopóki swojej potęgi nie zaczął budować Bertus Servaas, prezes Vive Targów Kielce. By awansować do najlepszej ósemki w Europie, kielczanie musieli odrobić stratę jednej bramki z pierwszego meczu na Węgrzech. W Segedynie przegrali 25-26 i już to było sporą niespodzianką. W rewanżu nikt nie dawał gościom większych szans nawet nie na awans, ale nawet na nawiązanie walki mistrzami Polski. Tym bardziej że do Kielc przyjechali bez dwóch kluczowych kontuzjowanych zawodników - Słowaka Szulca i Chorwata Blażevicia. A z drugiej strony do składu kielczan wracali po wielomiesięcznej rehabilitacji Tomasz Rosiński i Manuel Strlek. Tymczasem na boisku nie było widać większej różnicy potencjałów obu drużyn. Najbardziej tę różnicę zacierał węgierski bramkarz Roland Mikler, który tylko w pierwszej połowie odbił 10 rzutów. A to ten sam zawodnik, który w styczniu na mistrzostwach świata w Barcelonie zamknął Polakom drogę do ćwierćfinału broniąc jak zaczarowany węgierskiej bramki. W Kielcach też dokonywał cudów, ale i tak jego zespół nie dał rady. Pick Szeged prowadził w pierwszej połowie nawet dwoma golami, ale od 20. minuty wyraźną przewagę zyskali mistrzowie Polski. Wspierani w bramce przez Sławomira Szmala mieli po prostu dużo więcej możliwości w ataku - jak jeden się nie sprawdzał, to był drugi, a potem trzeci, czwarty i tak dalej. Świetny mecz rozgrywał Krzysztof Lijewski, który zwłaszcza w obronie potrafił wygarniać rywalom piłkę z rąk w niesamowity sposób. W 21. minucie był jeszcze remis 9-9, ale następne minuty kielczanie wygrali 4-1 i do przerwy schodzili z przewagą trzech goli (14-11). Na początku drugiej połowy wskoczyli na wyższy poziom przewagi powiększając ją do 5-6 trafień i tak - z krótkimi przerwami - utrzymywali to do końca. Ale to nie znaczy, że nie było emocji. Węgrzy cały czas nie odpuszczali, kielczanie się mylili, a sędziowie doprowadzali widzów do białej gorączki. Ale wygrana nie była ani przez moment zagrożona i Vive Targi Kielce awansowało do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Losowanie we wtorek w Wiedniu. Leszek Salva, Kielce 1/8 finału Ligi Mistrzów: Vive Targi Kielce - Pick Szeged 32-27 (14-11) Pierwszy mecz: 25-26. Awans - Vive. Vive Targi Kielce: Sławomir Szmal, Venio Losert - Piotr Grabarczyk 1, Michał Jurecki 6, Grzegorz Tkaczyk 1, Thorir Olafsson 8, Karol Bielecki 1, Mateusz Jachlewski 3, Manuel Śtrlek, Rastko Stojković 4, Krzysztof Lijewski 4, Denis Buntić 1, Żelijko Musa, Uros Zorman 3. Pick Szeged: Roland Mikler, Peter Tatai - Daniel Buday 1, Marinko Kekezović 2, Attila Vadkerti 1, Norbert Nagy, Jonas Larholm 9 (4), Antonio Pribanić 2, Szblocs Zubai 1, Zsolt Balogh 3, Jozsef Czina, Rajko Prodanović 7 (2), Marko Lasica, Mark Hegedus, Gabor Ancsin 2.