Liga Mistrzów dla polskich fanów piłki ręcznej zaczęła się inaczej niż miała, porażka - dość wysoka - Orlenu Wisły Płock w Lizbonie ze Sportingiem była jednak sporym zaskoczeniem. A skoro kilka dni wcześniej mistrzowie Polski stosunkowo łatwo uporali się w Superpucharze z Industrią Kielce, to o wynik tych drugich w czwartek też można się było obawiać. Mimo, że grali w Hali Legionów, w której punkty tracą rzadko. I mimo, że ich rywalem była jedna z najsłabszych, w teorii, drużyn w grupie. Tyle że mistrzowie Chorwacji z HC Zagrzeb już pod koniec poprzedniej edycji LM pokazali, że stać ich na spore niespodzianki. Skład grupy B jest zaś tak mocny, że ekipa z Kielc musi już teraz myśleć nie tyle o bezpośrednim awansie do ćwierćfinału (dwa najlepsze zespoły), ale o zakwalifikowaniu się do fazy play-off (miejsce 3-6). I dlatego pokonanie ekipy z Zagrzebia było niezwykle istotne. Świetny początek wicemistrzów Polski, a później kibice łapali się za głowy. Ile można pudłować z karnych? Kielczanie w swojej hali zaczęli jednak mecz z mistrzem Chorwacji zupełnie inaczej niż "Nafciarze" w Lizbonie. Twardo w obronie, z polotem w ataku. Udane kontry pozwoliły im odskoczyć na 3:0, mieli więc kontrolę od pierwszej minuty. Dużo dał tej drużynie powrót na parkiet Igora Karačicia, przewagę na kole robił Arciom Karaliok. Przewaga urosła wkrótce do czterech trafień, mogła być wyższa i nagle... kielecki czar prysł. Pojawiła się nonszalancja w ofensywie, kiepski debiut w Lidze Mistrzów w barwach Industrii notował Bekir Cordalija, który ma być kiedyś następcą Andreasa Wolffa. Z drugiej strony jednak równie kiepsko spisywał się bramkarz gości Matej Mandić, który tak bardzo dał się kielczanom we znaki w poprzednim sezonie. Udało mu się jednak w końcu obronić karnego Arkadiusza Moryty, koledzy w ofensywie też coś dodali - w 20. minucie był już remis: 9:9, gdy do pustej bramki rzucił weteran Timur Dibirow. W tym drugim kwadransie pierwszej połowie długimi fragmentami było to spotkanie dalekie od poziomu, który powinna oferować Liga Mistrzów. Z jednej i drugiej strony, choć to często ma miejsce w początkowej fazie sezonu. Zwłaszcza że czołowe europejskie ekipy miały swoich graczy w olimpijskim turnieju, także i wicemistrz Polski. Do szatni też obie ekipy schodziły przy remisie - 13:13. Z punktu widzenia kielczan, był to wynik kiepski. Cezary Surgiel zmarnował rzut karny przy wyniku 13:11, przegrał z Mandiciem, później siódemkę zmarnował jeszcze debiutujący w Lidze Mistrzów w wieku 31 lat Łukasz Rogulski. To za dużo, Industria musiała zostać za to ukarana. I została, straciła całą zaliczkę. A niepokoił też uraz kolana Karačicia, który - kuśtykając - zszedł z boiska. Godnego zmiennika na środku rozegrania wicemistrzowie Polski teraz nie mają... Dwaj Chorwaci dali Industrii względny spokój, pomógł też Białorusin. W starciu z mistrzem Chorwacji Chorwat wyszedł jednak na boisko w drugiej połowie, był dla kielczan bezcenny. Zdobył bramkę, wywalczył karnego, którego zresztą znów zmarnował Moryto. Dużo dała też Industrii zmiana bramkarza, choć Sandro Mestrić dostał szansę już w końcówce pierwszej połowy. Reprezentant Chorwacji bronił świetnie, niczym Wolff w ważnych momentach w poprzednim sezonie. Gospodarze znów odskoczyli, na kwadrans przed końcem mieli trzy trafienia zaliczki. Duet Karačić - Karaliok robił swoje, akcje asów Industrii były najwyższej jakości. W pierwszej połowie też gospodarze mieli taką przewagę, nawet wyższą, a potrafili szybko ją stracić. Teraz też sytuacja zmierzała w tym kierunku, mimo że gospodarze potrafili trafiać nawet z drugiej linii. Jedna, dwie bramki - tyle dzieliło obie drużyny, gdy do końca zostało już mniej niż 10 minut. A nie było już przecież na boisku kontuzjowanego Alexa Dujszebajewa, usiąść musiał Karačić, zza ławki wszystko obserwował kontuzjowany Jorge Maqueda. Tałant Dujszebajew musiał eksperymentować w drugiej linii, ale znalazł pomysł. Kielczanie jednak wzięli się do roboty, dwa przechwyty, trafienia po nich Kounkouda i Moryty sprawiły, że wicemistrz Polski odskoczył w 53. minucie na 26:22. Było więc po sprawie, zwłaszcza, że po czasie dla Zagrzebia sytuacja się powtórzyła. Przechwyt Kounkouda, trafienie Theo Monara - i wielka radość w Hali Legionów. Industria Kielce - HC Zagrzeb 30:23 (13:13) Industria: Cordalija, Mestrić - Olejniczak 4, Kounkoud 4, A. Dujszebajew 1, Karačić 5, Moryto 3, D. Dujszebajew 4, Surgiel 2, Gębala, Karaliok 4, Rogulski 2, Monar 1, Nahi. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 3/9. Zagrzeb: Mandić, Grbavac - Kos 5, Walczak, Fajlić, Klarica 5, Gojun, Srna 2, Cavar 1, Molc, Pavlović, Dibirow 4, Bialiauski 1, Kavcić, Glavaš 4, Trivković 1. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 4/7.