Jeśli porażkę można określić jako przyzwoitą, to ta taką właśnie była. I ze względu na wynik i ze względu na grę. Przegrać z mistrzami Europy czterema golami to nie wstyd, nawet jeśli sceptycy będą zwracać uwagę, że to mecz towarzyski. Do tego w kolejnym meczu sporo akcji "Biało-Czerwonych" było po prostu nieźle, dobrze i bardzo dobrze zagranych. A na tym etapie budowy drużyny narodowej o to właśnie chodzi, by w grze Polaków widać było jakiś postęp. Pewnie na zaczynające się w środę mistrzostwa Europy to może jeszcze nie wystarczyć, ale wydaje się, trenerowi Patrykowi Romblowi udaje się wyciągać z tej drużyny tyle, ile się da. Mecz z Hiszpanią Polacy zaczęli dobrze prowadząc i nie chodzi o to, że wygrywali na samym początku 2-0, bo to zupełnie bez znaczenia. Realizowali swoją taktykę, zdobywali bramki, przeszkadzali Hiszpanom w obronie i nawet gdy przegrywali, to nieznacznie - po kwadransie 5-7, w 23. 9-11, a nawet gdy gospodarze odskakiwali na cztery gole, to o nich doskakiwali. W pierwszej połowie można było na pewno więcej oczekiwać od obrony i bramkarzy, bo chyba dwa obronione przez pół godziny rzuty to mizeria, ale bramkarzom wypada w defensywie pomagać. Oczywiście Hiszpanie też nie walczyli od początku o to, by rywala rozgromić, nie forsowali tempa i też sprawdzali różne swoje ustawienia, ale kto im zabroni? Pewnie gdyby się ustawili, by niszczyć Polaków z drugiej linii, to zostalibyśmy "zbombardowani" przez Jorge Maquedę i Joana Cańellasa, a tak zdobyli oni z tego elementu "tylko" dziesięć goli. Ale to po tym elemencie należałoby od "Biało-Czerwonych" oczekiwać więcej, tymczasem w tym meczu Antoni Łangowski, czyli pierwszy wybór trenera na lewym rozegraniu, trafił trzy razy na zaledwie cztery próby i nawet gdy już był w powietrzu, na rzut się nie decydował. W końcówce dopiero odpalił Szymon Sićko, który w ostatniej chyba chwili postanowił jednak powalczyć o wyjazd na Euro (po turnieju Patryk Rombel musi podać ostateczną "16" zawodników), a całkiem przyzwoity występ zaliczył na prawej połówce Rafał Przybylski - co prawda goli tylko trzy ale z pięć asyst, w tym niektóre prima sort, to zdecydowanie na plus. W drugiej połowie Polacy spuścili z tonu, ale prawidłowa wersja może też być taka, że Hiszpanie się wkurzyli, że z reprezentacją Polski w budowie męczą się, prowadzą tylko dwoma golami i pół godziny przed końcem nie są pewni wygranej. Parę strat Kamila Syprzaka (dobrze, że w ogóle koledzy zaczęli go zauważać, parę głupot młodego Michała Olejniczaka i z przyzwoitych dwóch goli straty zrobiło się 5-6, a w 53. minucie 7 goli straty (24-31). Skórę uratował nam w bramce Mateusz Kornecki, który cztery razy udanie interweniował w końcówce, wspomniany Sićko i znów parę dobrych akcji w dobrym tempie z dobrym pomysłem w wykonaniu drużyny Patryka Rombla. W niedzielę o godz. 11 ostatni mecz w Memoriale Domingo Barcenasa - z Portugalią, który będzie można obejrzeć na TVP Sport. Będzie to też ostatni sprawdzian przed mistrzostwami Europy, które "Biało-Czerwoni" rozpoczną w piątek o 20.30 meczem ze Słowenią. lech Hiszpania - Polska 35-31 (15-13) Polska: Adam Morawski, Mateusz Kornecki, Łukasz Zakreta 1 - Arkadiusz Moryto 1, Przemysław Krajewski 5, Dawid Dawydzik 5, Adrian Kondratiuk, Kamil Syprzak 2, Maciej Majdziński, Rafał Przybylski 3, Antoni Łangowski 3, Michał Olejniczak, Piotr Chrapkowski, Szymon Sićko 4, Michał Szyba 1, Krystian Bondzior 2, Piotr Jarosiewicz 3, Maciej Pilitowski 1, Maciej Gębala. Najwięcej bramek dla Hiszpanii: Joan Canellas 7, Aleix Gomez 4.