Polacy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji po meczu pierwszej rundy eliminacji do mistrzostw świata w piłce ręcznej w 2025 roku. W meczu u siebie przegrali 28:29 i w drugim spotkaniu musieli wygrać różnicą dwóch bramek. W przypadku przewagi jednobramkowej doszłoby do rzutów karnych, a remis dawałby awans Słowakom. Biało-Czerwoni znaleźli się pod ścianą i widać to było również po stylu ich gry na początku spotkania. Na szczęście doszło do przebudzenia i Polacy przejęli zupełnie kontrolę nad meczem, który zakończył się wynikiem Koszmar, mundial oddalił się od Polaków. Koncert gwiazdora PSG nie pomógł Słowacja - Polska. Problemy od samego początku Już od początku meczu widać było, że o wiele niżej notowana reprezentacja Słowacji gra z Polską jak równy z równym. Niecelne podania i faule w ataku na początku spotkania doprowadziły do prowadzenia naszych południowych sąsiadów 5:3. Na szczęście w 10. minucie spotkania Maciej Gębala doprowadził do remisu 6:6. Radość nie była jednak długa - Słowacy ponownie wyszli na prowadzenie i wydawało się, że Biało-Czerwoni nie radzą sobie z grą rywali. Polacy pokazali jednak, że mają w zanadrzu parę zagrań, z których umieją skorzystać. Pięknym golem z kontry na miarę prowadzenia w spotkaniu popisał się Jan Czuwara. Potem przewagę udało się powiększyć i na ekranach widać było już 7:11 - takiej przewagi nie można było wypuścić już z rąk. Choć Polacy starali się utrzymać czterobramkową zaliczkę, nie było to proste. Gra była coraz ostrzejsza. Marcel Jastrzębski ratował często kolegów przed utratą bramki i tym samym większymi nerwami w końcówce pierwszej połowy. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 12:15. Taki wynik dałby awans na mistrzostwa świata, ale trzeba było go utrzymać jeszcze przez kolejne pół godziny. Różnicę wyraźnie zrobiła gra lewego skrzydła - Czuwara grał jak z nut, za to w meczu w Gdańsku Marcel Sroczyk absolutnie nie mógł popisać się takim bilansem. Rusza głosowanie na Gladiatorów. Wyjątkowe wyróżnienie dla Mateusza Jachlewskiego Słowacja - Polska. Mordercza walka o awans Druga połowa rozpoczęła się od niepokojącego faulu na Arkadiuszu Morycie - polski prawoskrzydłowy ma uraz barku i zagrał w meczu mimo problemów zdrowotnych. Sędziowie pokazali czerwoną kartkę Simonowi Machacowi i Słowak opuścił boisko do końca spotkania. Polacy doszli do pięciopunktowej przewagi i starali się ją obronić. Widać było dobrą grę Biało-Czerwonych i lekko podcięte skrzydła u przeciwników. Polacy grali wyraźnie lepiej, a Słowacy osłabli. W końcu udało się wypracować zaliczkę w postaci sześciu bramek (18:24), co dawało raczej spokojną głowę przed dalszą częścią spotkania. Przy stanie 19:26 gospodarze poprosili o czas. Fenomenalnymi obronami popisywał się za to Jakub Skrzyniarz, a Słowacy zaczęli wychodzić coraz wyżej w obronie. Na niewiele się to jednak zdało i widać już było, że różnica bramkowa raczej niewiele zmieni się do końca meczu. Spotkanie zakończyło się wynikiem 25:33.