Gdyby reprezentacja Polski zajęła na mundialu miejsce w czołowej dziesiątce, nawet to dziesiąte, wątpliwości nie byłoby żadnych. Biało-Czerwone mogłyby szykować się nie tylko do czterech meczów eliminacji kolejnych mistrzostw Europy z Danią i Kosowem, ale też do jednego z trzech turniejów kwalifikacyjnych do igrzysk w Paryżu. Stało się inaczej - po wysokiej przegranej z Danią 22:32, ledwie dziewięć dni temu, Biało-Czerwone straciły szansę na zajęcie 10. miejsca, wtedy jeszcze ewentualnie pozwalającego spełnić plan minimum. W ostatnim starciu z Rumunią Polki walczyły o trzecią lokatę w grupie i 12. w całych mistrzostwach świata. Przegrały jednak 26:27, skończyły na miejscu numer 16. Kilka tygodni oczekiwania. W styczniu zapadnie inna ważna decyzja dla polskiej piłki ręcznej W tej sytuacji dalsza praca z drużyną narodową norweskiego szkoleniowca Arne Senstada stoi pod znakiem zapytania. Decyzję, kto będzie prowadził kadrę, podejmie finalnie prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce Henryk Szczepański. - Czekamy teraz na raport selekcjonera, powinien do nas trafić w okresie od dwóch do trzech tygodni od zakończenia turnieju. Zobaczymy tę analizę, przedyskutujemy z Radą Trenerów, wtedy zapadnie decyzja - mówi prezes Szczepański. W teorii może stać się to w połowie stycznia, przy czym w tym czasie będą już trwały męskie mistrzostwa Europy w Niemczech. Bardziej realny wydaje się przełom stycznia i lutego. Zwłaszcza że 27 stycznia poznamy organizatorów mistrzostw Europy w 2026 roku - ten turniej został odebrany Rosji. Kandydatura Polski i Czech jest jedną z trzech, może nawet najpoważniejszą. Zawodniczki chwalą trenera, prezes związku czuje niedosyt. Decyzja będzie trudna Arne Senstad jest selekcjonerem reprezentacji Polski od sierpnia 2019 roku. Prowadził drużynę w czterech wielkich turniejach, w żadnym z nich Biało-Czerwone nie wskoczyły jednak do czołowej dziesiątki. Rok temu w mistrzostwach Europy nasze zawodniczki zaprezentowały się z dobrej strony, mogły grać w drugiej fazie, ale na przeszkodzie stanęło niezbyt sportowe zachowanie reprezentacji Niemiec i Hiszpanii. Rywalki zagrały pod taki wynik, który im dawał awans, a Polskę wyeliminował. Odbiło się to echem nawet we władzach EHF. Pracę z Norwegiem chwaliły liderki polskiej reprezentacji: Monika Kobylińska i Karolina Kochaniak-Sala, obie pragnęły kontynuacji. - Ta drużyna wierzyła, że potrafi coś osiągnąć. Bo jesteśmy drużyną, a nie tylko grupą zawodniczek, które spotykają się przez jakiś czas. Teraz to zaczęło fajnie wyglądać i funkcjonować. Wiem, że wyniki mogą nie przekonać, ale co mam powiedzieć. Pierwszy raz czuję się bardzo dobrze, jeśli chodzi o to, jak funkcjonujemy pod kątem filozofii, taktyki. To zmierza w coraz lepszym kierunku - mówiła ta ostatnia w Viaplay. Czy prezes ZPRP bierze pod uwagę zdanie reprezentantek Polski? - Konsultacje będą bardzo szerokie, chcemy podjąć dobrą decyzję - mówi prezes Szczepański, który po występie Polek czuje jednak niedosyt. - Liczyłem na więcej - zaznaczył.